Rozdział V

137 1 0
                                    

- Okej, to trochę przerażające - stwierdzam, gdy wychodzę za chłopakiem z samolotu, a moim oczom ukazuje się kilkunastu mężczyzn ubranych na czarno, mają na sobie ciemne okulary, wszyscy wydają się dość poważni, ale wiadomo - jak to z facetami, tylko takich udają.

Czuję się jak na wybiegu, gdy idę pomiędzy nimi, przypatruję się ich twarzom, aby zapamiętać ich jak najwięcej - być może w niedalekiej przyszłości przydadzą mi się te informacje, a lepiej być zabezpieczonym i to nie tylko w kwestiach łóżkowych. Jeden z nich wydaje mi się inny od reszty, nie, nie wyjątkowy, po prostu trochę mniej pieprznięty. Łapię jego wzrok i bacznie mu się przyglądam, gdy nagle kładzie dłoń na swojej broni, jakby zaraz chciał we mnie celować. Czyli jednak jest tak samo pieprznięty.

- Hej, no chyba się nie wystraszyłeś? Fakt, mam pazury, ale niechętnie bym je połamała, więc się na ciebie nie rzucę - prycham i dumnie idę przed siebie, gdy nagle słyszę dźwięk odbezpieczającej się broni.

- Chris - zwraca się do niego Antonio - czy nie umknęły ci przypadkiem słowa Pedro?

Czyli tak naprawdę wcale nie mają zamiaru mnie zastrzelić. Podejrzewałam to już wcześniej, ale wywołana reakcja Antonio tylko mnie w tym uświadomiła. Nie zrobią mi krzywdy, jeśli będę z nimi współpracować, a nawet jeśli nie będę - za zadanie wezmą sobie przekonanie mnie do tego. Czuję się jak pieprzona królowa ulu, którym właśnie mam dowodzić, rodzi się jednak tutaj pytanie, dlaczego akurat ja i na czym dokładnie ma polegać moja rola. Niezaprzeczalnym faktem jest jednak to, że mnie potrzebują, co oznacza, że tak łatwo nie wyrwę się z tego gówna.

- No i gdzie moja kulka? - pytam, gdy chłopak opuszcza broń, a Antonio puszcza mnie przed siebie i obserwuje każde moje ruchy - no już, nie zakochaj się tylko.

- Już mówiłem, nie gustuję w... - zaczyna, ale nagle przerywa mu dziewczyna idąca za nami - gustuje, nie daj się nabrać na te ich gierki - zakłada swoje okulary próbując zrobić z siebie gwiazdę i wyprzedza nas w mgnieniu oka.

- Nie słuchaj jej.

- A ciebie niby słuchać mam? - zadaje pytanie, które wyprowadza go z równowagi.

- Kurwa, Ashly, to nie są żarty - ściska mnie za nadgarstek i podchodzi tak  blisko, że przestaje dzielić nas jakakolwiek odległość.

- Skoro podobno wszystko o mnie wiecie, to wiesz także to, że nieziemsko kręci mnie anger issues, możesz sobie już darować i prosto z mostu powiedzieć, że na mnie lecisz - mówię stanowczo, po czym wyrywam się z jego uścisku i bez zastanowienia zaczynam podążać za Lizzy, chyba jej towarzystwo wydaje się jednak ciekawsze, Antonio zaczyna bardzo przynudzać.

***

- Wsiadaj - chłopak otwiera mi drzwi, a ja patrzę na niego jak na idiotę i wcale nie robię tego, o co mnie prosi, dobra - prosi to za dużo powiedziane - Ashly, skończ te swoje gierki.

- Ja się świetnie bawię, to ty nie potrafisz ogarnąć rozkapryszonej nastolatki - mówię wyraźnie i omijam samochód. Tak zwani pseudo faceci w czerni śledzą każdy mój ruch i czuję, że przewiercają mnie na wylot, zaczynam serio zastanawiać się, czy to przez to, że mają takie zadanie, czy po prostu ciekawi ich mój widok bez ubrań - chłopaki, musicie zadowolić się szeroką wyobraźnią, bo żaden nie wpadł mi w oko - kontynuuję i zwracam się do Antonio, który totalnie stracił kontrolę nad sytuacją, co szczerze - bardzo mnie bawi, nie wiedziałam, że mam aż taki talent przywódczy, a jednak... - siadam z przodu, jak chcesz, sam możesz wpakować się w tą klatkę, z której nie widać niczego oprócz mało urodzajnego bruneta w lusterku - oznajmiam jednoznacznie i zajmuję miejsce pasażera.

Po sekundzie, koło mnie znajduje się już Antonio, który jak wcale mu się nie dziwię - nie może oderwać ode mnie wzroku - mało urodzajnego ta? - zadaje pytanie i pochyla się nad moją twarzą - serio myślisz, że ci uwierzę? - jego usta już prawie znajdują się na moich, gdy nagle odpalam ripostę - byłoby miło, a teraz zawieź mnie tam, gdzie trzeba, bo znudziło mnie twoje towarzystwo.

Krzywa mina chłopaka wskazuje na to, że mu się to nie spodobało, ale mało mnie to obchodzi, a może jednak nie? Po chwili delikatnie się uśmiecha i bez żadnego słowa odpala samochód. Drogę pokonujemy w milczeniu, bo on - raczej nie ma odwagi się do mnie odezwać, a mnie - interesuje bardziej wizja rozglądania się po okolicy.

Gdy miałam 10 lat marzyłam o tym, żeby wyprowadzić się z domu i wyjechać do Hiszpanii, jednak spoczęłam na laurach i nigdy tego nie dokonałam - aż do teraz. Rodzi się jednak pytanie dotyczące tego, czy moja wizja za dzieciaka będzie miała inny wymiar, prawdopodobnie tak, ale nadzieja matką głupich, a że jestem jednym z nich, to będę się jej trzymać. Here we go again, może wcale nie będzie tak źle?

- Gdzie dokładnie masz zamiar mnie wywieść?

- Spotkasz się z Pedro, naszym następnym celem będą Wyspy Kanaryjskie.

- Świetnie, może w końcu się opalę - pocieszam samą siebie, bo z każdym momentem zdaję sobie coraz bardziej sprawę z tego, że nie mam już gdzie uciec.

Nigdy nie miałam.

HandelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz