Rozdział XXIX

29 0 0
                                    

Lorenzo

Ponownie w tym samym dniu wchodzę do budynku, gdzie mam spotkać się z Pedro i ponownie towarzyszy mi ten sam niepokój, a może i nawet większy.

Otwieram drzwi i cały zamieram, gdy ukazuje się przede mną chłopak, z którym wcześniejszego dnia pozbywałem się ciała Fernando. Przerywa rozmowę z Pedro w tej samej chwili, gdy słyszy moje kroki i podnosi na mnie wzrok. Jego uśmieszek wyprowadza mnie z równowagi, ale nie mogę dać tego po sobie poznać, więc witam się z nimi jak gdyby nigdy nic i zasiadam na kanapie naprzeciwko.

- Wydaje mi się, że poznałeś już mojego syna, wskazuje na bruneta, po czym mi go przedstawia.

Cholera - mówię do siebie w myślach i obserwuję go z niedowierzaniem. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Przecież są do siebie diametralnie podobni. Moje skupienie w pracy zostało zachwiane i to od czasu, kiedy pojawiła się w niej Ashly.

- Posłuchaj Lorenzo... - mężczyzna wstaje i podchodzi do mnie bliżej, ma teraz nade mną przewagę, co zdecydowanie mi się nie podoba - zaczynam mieć obawy, co do twojej lojalności - odwraca się do chłopaka, a ten podaje mu broń, po czym przystawia mi ją do skroni - powinienem już cię dawno odstrzelić - śmieje mi się w twarz, jeszcze bardziej ją dociskając. To nie pierwszy raz, gdy ktoś celuje do mnie z pistoletu, ale tym razem naprawdę obawiam się strzału.

- Myślę, że może nam się jeszcze przydać - jego syn odbiera mu pistolet, po czym wbija we mnie wzrok i wygląda tak, jakby chciał przestrzelić mnie co najmniej 20 razy - a może jednak nie - słyszę strzał, co sprawia, że osłupiam, gdy nagle odwracam się za siebie, widząc kulkę w ścianie.

- Głupi to ma jednak zawsze szczęście - uśmiecha się ironicznie i opada na kanapę, po czym wraz z ojcem wybucha głośnym śmiechem.

- Prima Aprilis, świetnie pozbyliście się tego ciała - mówi zadowolony z siebie Pedro - myślę, że będziecie stanowić doskonałą drużynę - podąża w stronę barku z alkoholem i nalewa sobie napoju - to jak chłopaki, może podacie sobie dłoń na zgodę?

Patrzę na bruneta i ledwo opanowuje się od komentarzy, które chętnie rzuciłbym w jego stronę, po jaką cholerę jest mi on potrzebny? Wiem, że ma to związek z Ashly i czymś, co ich łączyło lub co gorsze, wciąż łączy.

- Miło mi cię znów widzieć, współpracowniku - uśmiecha się do mnie chytrze, podając jednocześnie dłoń, którą mam ochotę mu ukręcić.

Jednego się pozbyłem, to i pozbędę się jakoś drugiego.

***

Po ponad godzinnej rozmowie i ustalaniu kolejnych etapów naszej pracy, w końcu mam możliwość opuszczenia budynku, to znaczy - cyrku.

Idę wzdłuż korytarzu i kieruję się ku wyjściu, gdy nagle zaczepia mnie Sophie.

- Masz chwilę? - staje przede mną, blokując mi jednocześnie drogę.

- To coś ważnego? - pytam niechętnie.

- Chodzi o Ashly.

- Co się z nią stało? - mówię natychmiastowo.

Dziewczyna lekko wzdycha i patrzy na mnie z rozczarowaniem w oczach - nie powinieneś jej ufać.

HandelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz