Wolność bywała uzależniająca, dlatego tak trudno było mu wrócić. Nie potrafił przeskakiwać rozdziałów w swoim życiu, zbyt bardzo to kochał, aby chcieć zapominać jak piękne to wszystko może być; uśmiechy ludzi na twarzy, padający deszcz z nieba, pędzące przez ulice samochody. Kochał te wszystkie małe rzeczy, które tworzyły ten mimo wszystko przebiegły i okrutny świat. Teraz pomyśleć, dlaczego? Dlaczego ktoś, kto tak kochał ludzi, kto kochał tę planetę, uznawał ją za równie okrutną, co piękną?
Wiele rzeczy jest pięknych i okrutnych, najczęściej kojarzona jest miłość; bolesna, pozostawiająca po sobie ogromne rany i blizny, których nie pisane nam jest się ich pozbycie. Ale miłość jest czymś pięknym, przynajmniej to dostrzegał w niektórych przypadkach, bo nie zawsze uczucie to szło chociaż w jakąkolwiek stronę piękna. Często nawet nie ruszało, ponieważ nie umiało. Lecz te wszystkie pocałunki, słowa, gesty i cała reszta, której naoglądał się w pudłach na prąd sprawiały, że serio wierzył. Nawet, jeśli była to tylko fabuła cholernego filmu, coś sprawiało, że nie potrafił uważać miłości za totalne gówno. Głupio było mu jednak wzorować się ekranizacjami i książkami.
Wszystko zaczęło się kiedy miał siedemnaście lat, rozumiecie, chciał być niezależny i poznawać wszystko, co nowe. Wiedział, że podróże między światami (chociaż właściwie tylko jedna osoba umiała wyjaśnić, czym dokładnie jest ich kraina) istnieją i są możliwe. Dlaczego więc miałby nie spróbować? Zaczął się więc przemieszczać, ale Londyn ciągnął go do siebie za każdym razem coraz bardziej w swoje uliczki. Nie narzekał, wręcz podobało mu się, jak to wszystko wyglądało.
Lecz nie był tutaj sam - wiele osób zadbało dokładnie o jego bezpieczeństwo. Magiczne istoty muszą się trzymać razem, dlatego wiele stworzeń z jego świata było przeciwko jego podróżom. On był jednak uparty, dlatego w swoim małym mieszkanku nie był jedynym lokatorem.
-Jasmine, gdzie jesteś! - krzyknął z sypialni, aby znaleźć swoją przyjaciółkę, której często zdarzało się znikać w zakątkach domu. Kiedy jednak nie otrzymał odpowiedzi, wstał z łóżka i powędrował do kuchni, chcąc sprawdzić, czy dziewczyna jest tam obecna.
Była ciemną brunetką, dosyć wysoką, lecz nie na tak, jak on, ale uwielbiał w niej ten wzrost. Jej oczy były również tego samego koloru co włosy, a podkreślane makijażem wydawały się ostrzejsze. Kiedy jednak się uśmiechała, miał wrażenie, że robiło to pół kraju. Miała nawet dołeczki, jak on sam, i nie lubił, kiedy niedawno ściętymi włosami zakrywała je.
-Przed telewizorem - dosłyszał westchnienie, więc od razu zmienił kierunek z kuchni na salon. Siedziała na kanapie wraz z paczką ciasteczek zbożowych, które miał w zwyczaju kupować w nadmiarze. Jedzenie tutaj strasznie mu smakowało. -Słucham Cię, przyjacielu.
-Widziałaś gdzieś moje skarpetki? Nie mogę znaleźć drugiej pary - uniósł dłoń a w niej jedną pojedynczą skarpetkę ze wzorkiem skrzydełek. Może i był dziecinny według niektórych osób, ale dla niego miało to po prostu sentyment.
Jasmine westchnęła, odkładając opakowanie na stolik.
-Czarowałeś?
-Nie zwalaj tego na magię, zwyczajnie ją zgubiłem - usprawiedliwia, lecz nie brzmi na pewnego. Parę razy próbował magii, ale nigdy nie na swoich skarpetkach.
-Harry, nie możesz czarować gdzie, jak i kiedy popadnie-
-Kiedy ja wcale tego nie robiłem - podnosi delikatnie głos, czując zbierającą się złość na ciemnowłosą. -Ale skoro tak rwiesz się do magii, sprowadź mi tu drugą, abym miał parę, prosze.
Chwile później trzyma w dłoni zagubioną skarpetkę, na widok której uśmiecha się delikatnie i przesyła całusa w kierunku dziewczyny. Ta jedynie wywraca oczami, udając jednak że łapie buziaka w dłoń.
-Wybierasz się gdzieś? - rzuca, jakby od niechcenia.
Jasmine jest osobą, która troszczy się o bliskich. Nie z przypadku, a tym bardziej nie z przymusu, wylądowała w Anglii z Harrym. Już w ich świecie byli najlepszymi przyjaciółmi wraz z Vic. Stworzyli niesamowitą paczkę już za dzieciaków, przeżywając niemal wszystko razem. To niesamowite poznać tak wspaniałe osoby w swoim życiu, brunet życzył każdemu takiej przyjaźni, szczerze wierzył, że każdego spotka. Jego przyjaciółka była dosyć specyficzna, często głośna i wybuchowa, ale te wszystkie wady czy zalety sprawiały, że była sobą. Kochał ją taką całym swoim sercem, chociaż ta nieczęsto doceniała siebie. Jednak byli przyjaciółmi, aby się wzajemnie wspierać.
-Wychodzę na spacer - siada na kanapie, aby naciągnąć na stopę skarpetkę. -Materiał Ci nie wyszedł, ale ujdzie - wypomniał, cmokając prześmiewczo w stronę brązowookiej.
-Oh, spadaj - prychła - idź lepiej i nie wracaj, dobrze mi będzie bez Ciebie - sięga po pilota od telewizji i swoje wcześniej porzucone ciastka. Wcześniej nimi gardziła, ale wiedząc, że Harry nie kupuje za często czegoś innego, nie widziała wyboru w wybraniu ich.
Styles kręci głową ze śmiechem po czym opuszcza salon, aby wrócić do sypialni i przysiąść przed toaletką. Był niesamowitym miłośnikiem podkreślania swoich rzęs, od kiedy znalazł tusz w sklepie, a następnie w kosmetyczce Jasmine. Obiecał, że załatwi też taki jeden Vic. Podwinął odpowiednio rzęsy i uwydatnił ich długość, gęstość oraz kolor, po czym sięgnął po najzwyklejszą, delikatnie smakową pomadkę do ust. Nałożył ją na swoje pełne usta i przejrzał się w lusterku. Chociaż wychodził jedynie na spacer, co właściwie robił codziennie, chociaż mieszka tam już dobrych parę miesięcy, uwielbiał te drobne dodatki z makijażu na swojej twarzy. Zdawał sobie sprawę niestety, że takie rzeczy często są krytykowane i hejtowane przez ludzi w internecie czy nawet bezpośrednio, na ulicy, jednak do tej pory nie spotkał się z obelgami skierowanymi w jego stronę. Był to jego powód do radości i ponosił nadzieję, że nigdy nie spotka się ze złymi komentarzami. I tak za jakiś czas wróci do siebie, przestanie tutaj mieszkać wraz z końcem umowy najmu. I chociaż miał jeszcze czas do tego dnia, czasem żałował, że nie urodził się po tej stronie, że nie wychował się z ojcem. Mimo wszystko, gdyby nie to, nie potrafiłby teraz wielu rzeczy, rzeczy, które były dla niego wyjątkowo ważne. Wszystkich dalej się uczył, czarowanie w myślach było trudniejsze dla niego, czy dla jego przyjaciółek. Trudno było stwierdzić, z jakiego powodu.
Jasmine mimo wszystko na pożegnanie ucałowała jego policzek i prosiła, aby na siebie uważał. Zazwyczaj wybierała się z nim, dbając o bezpieczeństwo i komfort przyjaciela, co było jej priorytetem. Harry jednak często uciekał, aby pobyć samemu. Dziewczyna wolała, aby ten przemieszczał się za poinformowaniem jej, niż bez jej wiedzy, więc z czasem wyznaczyli pewne zasady. Działało, więc zaliczało się do sukcesów.
Wyszedł z uśmiechem na twarzy z klatki schodowej, czując na twarzy delikatny powiew wiosennego wiatru. Tak, on zdecydowanie kochał tę porę roku, ale z niecierpliwością oczekiwał zimy, aby móc zobaczyć pierwszy w swoim życiu śnieg. Jeśli będzie taka konieczność, może nawet przejechać pół świata, aby dotknąć zimnych płatków spadających z nieba.
Ruszył w prawo, przyglądając się mijanym osobom. Pare z nich śpieszyło się gdzieś, inni szli wolno, najczęściej mijani emeryci, którzy cieszyli się czasem wolnym na świeżym powietrzu. Dwójka dzieci przebiegła pod jego nogami, wesoło śmiejąc się, kiedy goniła ich krzycząca i prosząca o spokój matka. Uśmiechnął się w duchu, ponieważ kochał na to patrzeć, kochał słyszeć i czuć radość i szczęście.
Bo to było coś niesamowitego, prawda?
Ale są na tym świecie osoby, które nie mają powodów do radości.
Harry mimo wszystko je kochał, nawet, jeśli na twarzach panował smutek.
A o tym miał się przekonać już niedługo.
CZYTASZ
For a piece of happiness | Larry
FanfictionMagia istnieje naprawdę i jest niesamowita, niemal tak samo piękna, jak radość i szczęście u człowieka. Harry dostrzega błyszczące oczy u osób pełnych pozytywnych emocji. Kocha widok tego, kocha to słyszeć i czuć. Kocha też osoby smutne, ponieważ mo...