Radziłabym wam się przyzwyczaić do nocnych rozdziałów :/ przepraszam!
Znowu padało, tak samo jak w weekend, więc Harry do piekarni ponownie jechał autobusem, oszczędzając swoją kurtkę przed zmoknięciem. Nie liczył nawet na spotkanie z szatynem, w końcu ten wsiadał z przystanku spory kawałek stąd, ale uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienie zachowania Louisa. Co prawda, niebieskooki nie napisał do niego ani w sobotę, ani w niedzielę, ale Harry nie potrafił się gniewać. Mimo wszystko, w głowie pojawiały się czarne scenariusze, że może chłopak namyślał się i zdecydował nie wchodzić w głębszą relację. Gdyby okazało się to prawdą, prawdopodobnie straciłby cały zapał do mieszkania tutaj i poznawania ludzi.
W każdym razie wysiadł na odpowiednim przystanku, dzięki czemu parę minut po szóstej wszedł do piekarni. Gabriele prosiła go aby przygotował niewielką ilość świeżego pieczywa i trochę ogarnął w części dla klientów. Wziął się więc za robotę, a o dziewiątej pojawiły się już obie kobiety, chcąc sprawdzić jak Harry radzi sobie na razie sam. Szybko wyszły, zauważając, że nie ma sporego ruchu a on kończył już sprzątanie. Chociaż nie przeszkadzała mu obecność Gabriele i Daniele, mógł cieszyć się ciszą pod ich nieobecność. Jak na razie pojawiło się tylko parę osób, zwykle stałych klientów, więc przysiadł na krzesełku za kasą wraz z książką. Praca w piekarni nie była trudna, lecz dla niego odprężająca.
Przewracał właśnie kolejną ze stron, był już właściwie w połowie książki, kiedy dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił podwójnie, oznajmiając o wejściu klienta. Kiedy jednak uniósł swój wzrok, napotkał uśmiechniętego Liama.
-Dzień dobry, Harry! - powiedział wesoło, uśmiechając się od ucha do ucha. -Jak Ci mija dzień?
-Cześć, Liam - przywitał się, odkładając książkę i odwzajemniając uśmiech. -Nie najgorzej, a Tobie jak? Myślałem, że raczej o tej porze dnia będziesz pracował - dodał, wspominając, jak szatyn opowiada o swojej pracy.
Liam Payne był architektem, cholernie młodym i właśnie po studiach. Pracował dla jednej z pobliskich firm od całkiem niedługiego czasu. Miał na sobie błękitną koszulę i jeansy, co jednoznacznie oznaczało, że wyrwał się z pracy.
-Mam przerwę i postanowiłem wpaść po coś do przegryzienia, Sally może nie być zadowolona z mojego braku śniadania - kiwnął głową na wspomnienie swojej dziewczyny, o której Harry również usłyszał parę słów.
-Jasne, co Ci podać? - zapytał uprzejmie, a po wybraniu przez Liama dwóch kruchych ciastek, Harry zapakował je i podał mu. -Nie płać, Gabriele na pewno nie obrazi się, jeśli w kasie zabraknie funta z resztą - uśmiechnął się.
-Dziękuje. Powinienem pogadać z babcią. Sądze, że można by zrobić w tym miejscu wiele więcej, wtedy ściągniecie większą ilość klientów - zauważa słusznie, zabierając papierową torbę z lady.
-Masz racje. Sam widzę tutaj potencjał, mam parę pomysłów, nie wiem - grymasi - ale masz rację, to miejsce ma potencjał.
Harry, gdyby mógł, zrobiłby z tego miejsca kawiarnię. Dobrze już wie, że zaplecze nie jest do końca wykorzystane. Gdyby starczyło pieniędzy i czasu, wystarczyłoby przesunąć ściankę, dzięki czemu powiększyłaby się przestrzeń dla klientów. Umieściłby kilka stolików i pomalował ściany. Miejsca było i tak za dużo jak na zwykłą piekarnię. Może odbiega zbyt bardzo w marzenia, ale kiedy Edwige z nim piekła, zawsze wyobrażał sobie to właśnie tak.
-Obie na pewno nie będą złe, za podsunięcie pomysłów - zapewnia Liam. -Mam jeszczę dwadzieścia minut, więc może posiedze z Tobą i na spokojnie zjem?
-Jasne, nie ma problemu.
Liam zaczyna bardzo luźne tematy, jak się też okazuje, Harry jest zainteresowany jego pracą. W Otylionie nie ma osób z wykształceniem czy zajmujących się czymś tak samo, jak Payne. Praca na cały etat w biurze jest pewnego rodzaju nowością dla bruneta. Na szczęście wnuczek jego szefowej jest chętny do opowiedzenia wszystkiego dokładnie. Jak się okazuje, Liam nie mieszka też wcale daleko i nie, nie mieszka z babcią, chociaż jest z nią w naprawdę bliskiej relacji. Wynajmuje za to mieszkanie wraz ze swoją dziewczyną, z którą jest już od dwóch lat. Do pracy nie ma daleko, a piekarnia Gabriele i Daniele znajduje się uliczkę dalej. Jak widać, wszystko jest blisko siebie. W końcu jednak Liam wstaje ze swojego miejsca i dziękuje Harry'emu za miłe towarzystwo.
-Myślę, że jeszcze wpadnę w tym tygodniu - uprzedza, zanim opuszcza piekarnię.
-Wpadaj, miło mieć towarzystwo - zapewnia szczerze i kiwa ręką, obserwując oddalającego się szatyna. Ten jednak w pewnym momencie zatrzymuje się i odwraca, aby zacząć kiwać komuś idącemu z naprzeciwka. Robi parę kroków w stronę nieznajomego aż w końcu staje z nim twarzą w twarz, a nieznajomy nie okazuje się wcale taki obcy.
Ponieważ to Louis.
Wymieniają ze sobą kilka zdań, po czym Liam unosi swoją rękę, aby palcem wskazać środek piekarni, a może dokładniej, Harry'ego. Wzrok Louisa od razu podąża za punktem wskazywanym przez spotkanego przyjaciela. Na twarzy pojawia się zdziwienie, zero uśmiechu, sam szok wymieszany trochę ze zdezorientowaniem. Szatyn jednak szybko odwraca wzrok od chłopaka, a Harry jak najszybciej znika na zapleczu.
Wychodzi, kiedy słyszy pierdolone dzwoneczki. Mógł się tego spodziewać.
-Harry - Louis zerka na niego po drugiej stronie kasy. Liam już dawno zniknął z ulicy. -Cześć.
Zielonooki nabiera powietrza w płuca.
-Cześć, Louis. Co Ci podać? - pyta, patrząc na wypieki na wystawie. Szatyn szybko przejeżdża po nich wzrokiem, zastanawiając się dokładnie przez jedną sekundę. Wybiera ciastko, które Harry kasuje i wykłada przed klienta. Chłopak bez słowa płaci, nie podnosząc nawet niebieskich tęczówek na pracującego.
Oh, cholera, powiedz coś.
-Przepraszam, że nie napisałem.
Chwila, to działa?
-Nie jestem o to zły - wyjaśnia, zerkając w bok po czym na Louisa, ignorując to, co się stało w jego głowie.
-Po prostu zapomniałem, a za każdym razem kiedy to sobie przypominałem, było już późno w nocy, zasypiałem z telefonem w dłoni - przyznaje płaczliwie, sprawiając, że Harry naprawdę boi się o zobaczenie płaczącego szatyna. -Liam przed chwilą powiedział, że Gabriele ma nowego pracownika, nie spodziewałem się spotkać tu akurat Ciebie, a jednak ciągle coś sprawia, że stajesz na mojej drodze w jakiś niewyjaśniony sposób.
-Louis, uspokój się - prosi, widząc jak ten zaczyna zbyt dużo myśleć i analizować. Możliwe, że stojąc tak blisko niego czuje nawet jego emocje, czego nie spodziewał się poczuć przy jakimkolwiek człowieku. -Jest okej, rozumiem. Mam jednak nadzieję, że jeszcze napiszesz i uda nam się umówić na kawę?
-Tak. Znaczy, jasne, sam chciałem to zaproponować, ale zdaje się, że nie mam do tego całkowicie głowy - mruczy. -Trudno mi powiedzieć, kiedy znajdę czas, zazwyczaj mam nocki i w dzień odsypiam, ale obiecuje, że napisze do ciebie kiedy znajdę czas, dobrze?
-Dobrze. Smacznego, Louis - odpowiada, zerkając na ciastko. Ten uśmiecha się delikatnie, dziękując i jeszcze raz obiecując, że napisze.
Ale potem znika, tłumacząc się pośpiesznie, że biegnie do pracy, ponieważ wziął zmianę za kolegę, a autobus właśnie odjechał mu spod nosa.
Louis ma dar do znikania.
Harry pragnie znaleźć go zawsze i wszędzie.
Do czego ich to zaprowadzi?
CZYTASZ
For a piece of happiness | Larry
FanfictionMagia istnieje naprawdę i jest niesamowita, niemal tak samo piękna, jak radość i szczęście u człowieka. Harry dostrzega błyszczące oczy u osób pełnych pozytywnych emocji. Kocha widok tego, kocha to słyszeć i czuć. Kocha też osoby smutne, ponieważ mo...