Epilog

263 19 16
                                    

Londyn miał coś w sobie. To właściwie tyle. Mimo pogody, czasem niemiłych ludzi czy homofobicznych dupków, którzy są praktycznie wszędzie, można było tam poczuć się praktycznie jak w domu. Dla wielu z nich był domem, już nawet nie patrząc na rodzinę, przyjaciół czy drugie połówki. Wystarczyło trzypokojowe mieszkanie z kuchnią i łazienką, aby w pełni poczuć się szczęśliwym. 

Harry'emu tyle właśnie wystarczyło. 

Na początku. 

Potem znienacka pojawił się Louis. Nie wysoki szatyn z pięknymi oczami, jego Kopciuszek i powód do jeszcze większego szczęścia. Cholera, wtedy nawet nie potrafił sobie wyobrazić jak bardzo źle czułby się, gdyby nie miał go u swego boku. Zaczęło się od jednego spotkania, całkiem przypadkowego i dosyć mokrego, jeśli spojrzeć na to z innej perspektywy. Połączył ich autobus i rozlana herbata, kto by się spodziewał? Tak, te dwie rzeczy stały się "ich". 

Potem spotyka go na spacerze, kiedy Louis wyprowadza Clifforda, ponieważ nie może przestać o nim myśleć. Wtedy Tomlinson przełamuje się chociaż trochę bardziej, ponieważ rozmawiają kilka minut, a na jego twarzy pojawia się nawet delikatny uśmiech. Ten sam, który tak strasznie uszczęśliwiał Harry'ego przez tyle czasu. Niebieskooki nigdy nie miał mu za złe tego, że nie odpuścił. Dziękował mu. 

Autobus kolejnym miejscem spotkania. Cholera, wtedy padał deszcz, a on przegapił swój przystanek. Louis poprosił go wtedy o numer telefonu i chociaż nie napisał, Harry wiedział, że mu zależało. 

Piekarnia, spotkania, Liam. Ich relacja rozwijała się w swoim tempie, chociaż od początku wiedzieli, że zaczynają do siebie czuć coś więcej. Świat Magii i ten, w którym swoim życiem żył każdy inny, wraz z Louisem, zaczął się niebezpiecznie mieszać również w swoim czasie. To nie było dobre, każdy o tym wiedział. Harry miał wspierające przyjaciółki i nie poddawał się nawet kiedy jedna z nich wykruszyła się. Poznał przyjaciół Tomlinsona, więc nigdy nie mógłby zostać sam. Mimo tego wszystkiego co mieli, Harry czuł się szczęśliwy. Głównie dlatego, że Louis również taki się stawał. 

Możliwe, że brunet był pewnym nowym etapem w rodzinie szatyna. Jego tata i siostry, które strasznie go polubiły, a on pokochał spotkania z nimi. Zastępowali mu rodzinę którą utracił paręnaście lat temu. Zawsze przyjmowany na obiady, nocujący u nich i bawiący się z bliźniaczkami, pomagający Fizzy i Lottie, chodząc z nimi na zakupy, oraz wraz z Louisem pomagając Markowi pomalować sypialnię, ponieważ ta była zbyt przygnębiająca, a samego szatyna uczył gotować w ich rodzinnej kuchni.

To, jak wiele czuł do Louisa, jak wiele mu dawał i zyskiwał, dzięki tej jednej osobie. Zdawało mu się, że to nie możliwe kochać kogoś tak bardzo. Pokochać każdą najmniejszą rzecz związaną z tą osobą, wszystko co było wokół niej i każdy uśmiech, jaki ta osoba ci okazywała. Szatyn stał się jego bezpiecznym miejscem, komfortem i miłością, możliwe, że nawet wszystkim. Wszystko to było odwzajemnione. Chłopak zawdzięczał mu swoje własne szczęście, uśmiech, wszystko co zyskał na przestrzeni czasu kiedy Harry po prostu był przy nim. Kochał go najmocniej na świecie. 

Dlaczego więc miał z tego zrezygnować? 

Cóż, nie zrobił tego. Louis Tomlinson siedział w pierwszym rzędzie na drewnianym krzesełku. Wyśmiał go, kiedy ubrał garnitur, chociaż on sam wyglądał śmieszniej, odziany w zielone szaty, jakie były tradycją Otylionu. Obok jego ukochanego siedziała jego siostra. Gemma nie mogła nie przyjść towarzyszyć mu w tak wielkiej chwili. Chciała nawet wziąć Bellę, która tak strasznie pokochała tematykę wróżek, ale dziewczynka rozchorowała się i została ze swoim tatą w domu. Mimo wszystko Harry wiedział, że siostrzenica strasznie go kocha. W drugim rzędzie siedzieli jego przyjaciele, najważniejsi pod słońcem. Jego słońcem był Louis. 

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz