8

165 19 6
                                    

Ludzi było zdecydowanie za dużo jak na tak wczesną godzinę. Kto normalny jeździ autobusem o 5 rano w soboty? Wybrał się nim, chociaż nie miał tak wcale daleko do pracy, ale ten akurat zatrzymał się na przystanku obok jego kamienicy. Nie miał najmniejszej ochoty iść do piekarni w deszczu, który ani trochę nie złagodniał przez ostatnia godzinę (tak, wstał o czwartej, przez co Jasmine wstała i rzuciła jego budzikiem, kiedy ten zaczął dzwonić po raz drugi). Dlatego właśnie teraz wylądował w autobusie pełnym ludzi, nie było miejsca nawet na swobodne poruszanie łokciem, aby nie wbić go komuś w żebra. Obawiał się, że niestety jeśli nie będzie chciał moknąć ani biegać w deszczu, będzie musiał wytrzymywać taki stan transportu, ponieważ pogoda przez najbliższe dni wcale nie zapowiadała się lepiej, chociaż kogo to dziwi, to Anglia. Na szczęście, przystanek był pod samą piekarnią. 

Nie siadał, nawet jeśli wzrokiem wynajdywał wolne miejsce kilka kroków dalej. 

-Przepraszam - zagadał do starszej kobiety, która stała przed nim, ledwo trzymając się poręczy. -Tam jest wolne miejsce. Prosze nie stać i usiąść, na pewno będzie Pani łatwiej - zaproponował z delikatnym uśmiechem. Nawet, jeśli dzień już od tak wczesnej pory zapowiadał się strasznie, on nie potrafił nie pomóc. 

Siwa czupryna odwróciła się w jego stronę, okulary lekko opadły ze szczytu nosa, a zza nich wyjrzały brązowe przymglone oczy. 

-Oh, dziękuje Ci. Co prawda jestem dosyć wytrwała, ale słabo spałam i rzeczywiście przyda mi się usiąść - przyznaje, po czym jeszcze raz dziękuje i przepycha się między paroma osobami, aby usiąść na wolnym miejscu. Kiedy siada, szuka Harry'ego wzrokiem i uśmiecha się do niego pogodnie. 

I właśnie tak brunet robi mniej więcej za każdym razem, widząc niezajęte siedzenie w autobusie. Prawdopodobnie przegapił swój przystanek już jakieś dwa temu, ponieważ kiedy wygląda przez szybę nie do końca orientuje się, gdzie jest. W końcu w autobusie robi się mniej tłoczno, a kiedy spogląda na zegarek, ten wskazuje piątą trzydzieści. Szybko wyciąga telefon, aby napisać do Daniele, która wie, że już nie będzie spała. Starsza kobieta raczej wydaje się tylko czekać na takie sytuacje, aby spędzić więcej czasu w piekarni. Jest mu głupio, ale jak widać spędzi w tym cholernym autobusie trochę więcej czasu, niż zamierzał. 

W końcu tłum zmienia się i do autobusu wchodzą coraz to nowsze twarze, chociaż Harry dalej do końca nie pojmuje, co ci ludzie robią tak wcześnie w sobotę na nogach. Gdyby to on miał wybór, mimo tego, że lubi swoją pracę i zazwyczaj wstawał o podobnej godzinie, wykorzystałby sobotni ranek na sen. Ale okej, Harry nie ocenia, a jedyne co może przyznać, to że podziwia te osoby niemal tak samo, jak siebie w tym momencie. 

Daniele pisze mu, że już pędzi do piekarni i nie robi mu najmniejszego kłopotu o to, że nie otworzył i nie zaczął pracy na czas. Jest wyrozumiała i sama rozumie tłok w autobusie, jego małe doświadczenie i pogodę, na którą nie mają wpływu. Zapewnia, że to okej i już po paru minutach wysyła chłopakowi zdjęcie ze środka kuchni. On za to nie ma pojęcia, jakim cudem ta znalazła się tam tak szybko, chociaż nie chce wiedzieć. Obserwuje ulice, aby jak najszybciej zorientować się gdzie jest. 

-Dzień dobry, Harry - słyszy zza siebie głos, przez co odwraca się nagle, o mały włos nie uderzając o metalowa rurkę zaraz za nim. Otwiera szerzej oczy, kiedy widzi przed sobą niskiego szatyna. -Nie spodziewałam się spotkać Ciebie tutaj o tej godzinie. 

Wow, Louis właśnie sam zaczął z nim rozmawiać, sam z siebie! Prędzej Harry spodziewał się całkowitego zignorowania go, gdyby chłopak rzeczywiście gdzieś go dostrzegł. Ale prosze, jednak się mylił, a ten nieznajomy i piękny nieznajomy dalej stał przed nim, tym razem delikatnie uśmiechnięty i szczerze zdziwiony ich spotkaniem. Tym razem Harry może faktycznie uznać to za uśmiechający się do niego los. Czyżby Louis miał być jego promykiem nadziei w deszczowy dzień?

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz