14

179 15 2
                                    

Zauważył już całkiem spory czas temu, że praktycznie wcale nie używa magii. Gia przestała go męczyć z nauką kiedy tylko pojawiła się w Londynie i zamieszkała z nimi pod jednym dachem. Jasne, Harry był czasem zbyt leniwy na jakiekolwiek czynności, więc za pomocą pstryknięcia palcami gasił światło albo włączał telewizor w salonie, przełączając kanały w ten sam sposób. Jednak nie wysługiwał się tym tak podczas życia którego tak bardzo chciał zaczerpnąć, ponieważ nie o to mu chodziło. Miał wrażenie, że mając w połowie pochodzenie stąd, życie bez zaklęć stawało się dla niego łatwiejsze, niż na przykład Vic czy Jasmine. Blondynka nie używała swojej mocy tak często, jak ich przyjaciółka, ponieważ ciemnooka była o wiele bardziej przywiązana do swojej mocy. 

Podział ich zdolności często bywał zróżnicowany. Osoby które miały "szlacheckie" pochodzenie (Harry za żadne skarby nie nazwałby tego właśnie w taki sposób, ale nie potrafił znaleźć poprawnego odpowiednika na ten moment) mogły o wiele więcej. Wystarczyło, że czyjaś babcia była córką kogokolwiek z rodziny wyżej postawionej, a od razu całe następne jego pokolenie mogło mieć więcej mocy, niż przeciętny dzieciak. Właśnie tak było na przykład z Gią, której babcia była postawiona właśnie w takiej sytuacji. Moc Victorii zakładała jedną tematykę, czyli muzykę, wszelkie dźwięki i odgłosy. Jasmine za to roślinność, ogrody i ziemia. 

W jakim celu więc Jasmine wykorzystywała swoją moc, niezbyt mogąc ją wykorzystywać w domu? Znalazła pracę, tym razem nie na roli, gdzie siedziałaby ubita godzinami między jakimiś warzywami i wyciągała je w ziemi, ewentualnie dzięki pomocy magii sprawiłaby, że dojrzewały szybciej. Dlatego dziewczyna zaczęła pracować w kwiaciarni. 

Kwiatowy domek prowadziła dziewczyna, która dostała tę pracę po swojej matce. Razem dzieliły zamiłowanie do kwiatów i dziewczynka za dzieciaka już kochała pracować wraz ze swoją matką. Jasmine bardzo polubiła nieco starszą szefową, przynajmniej tak rozumiał to z rozmów które miał z przyjaciółkami w wolnych chwilach. Mogła tam używać magii kiedy dziewczyny nie było i pomagała tym sobie w szybszym wykonaniu obowiązków. Wielkie zdziwienie sięgnęło jej wspólniczkę, kiedy zamiast kupy zwiędłych kwiatów te nagle stały w wazonikach pięknie wyglądająch bukietów. Ważne było, aby nikt nie zauważył jej w czasie używania magii. 

Vic jeszcze nie do końca gotowa, jak sama twierdziła, do samodzielnego wyjścia w świat, zostawała w domu i nim się zajmowała, oczywiście nie próbując zrobić w kuchni zbyt wiele. 

Harry, będąc na mieście, krył się najlepiej. Przez cały czas w towarzystwie Louisa lub Liama ani razu nie użył magii (poza tym spotkaniem z uciekającym psem). Gdyby jego matka to usłyszała, zapewne nieco przeraziłaby się jego zanikiem doświadczenia, lecz on był z tego szczerze zadowolony. Dzięki temu, że Robin był mężczyzną z tego, a nie innego świata, był w połowie człowiekiem, a w połowie… wróżką? Jasne, on też potrafił zmienić się w takie małe coś, czego jak zwykle, nigdy nie potrafił nazwać, a naprawdę gardził wyrażeniem "wróżka". Ale też to potrafił, tyle, że nigdy nie używał i nie korzystał ze swojej umiejętności tak, jak Jasmine, którą swoją miniaturową wersję ze skrzydełkami naprawdę uwielbiała.

-Gia nie wróciła? - zapytał następnego dnia, rano, kiedy zastał przyjaciółki przy stole z poranna kawą. 

-Nie, podejrzewam, że wróciła do domu - odzywa się Vic - co jej w ogóle odbiło? 

Harry wzdycha i siada obok niej, kiedy Jasmine podnosi się by i jemu przygotować ciepły napój. 

-Nie podoba jej się Louis. Uważa, że ma jakieś tajemnice, ale nie potrafię być o to zły, kiedy ja sam je mam - tłumaczy. 

-Louis serio zaczyna coś znaczyć? - rzuca, jakby od niechcenia Jasmine zza jego pleców. Harry chowa twarz w dłoniach. 

-Tak, chyba tak. Wczoraj się pocałowaliśmy. 

-Harry! 

-Ja pieprze - urywa się brunetce, w tym samym momencie w którym Vic krzyczy. -Matko, tak szybko rośniesz, kochanie!

-Dziewczyny, proszę was - jęczy nie mając sił  i nie chcąc im nic opowiadać - muszę się dowiedzieć co z Gią, wiecie, że nie lubię się kłócić. 

-Tak, wiemy to - zapewnia Vic. Zapewne teraz wspomina te wszystkie ich drobne sprzeczki, które teraz są nic nie znaczącymi wspomnieniami. -Wróci, a jeśli nie, wrócisz na parę dni do Otylionu - rzuca pomysłem, a Harry przytakuje. 

-Masz rację, chyba tak właśnie zrobię. 

-Jak na moje, nie powinieneś się za nią uganiać - protestuje Jasmine. -Zniknęła,  więc co Ci stoi na przeszkodzie do szczęścia? - pyta, kiedy brunet ma wrażenie, że jego przyjaciółki są jak anioł i diabeł na jego ramionach. 

-Smutek Louisa? Gia ma rację, on coś ukrywa i nie jest to nic pozytywnego, ale coś, co rani jego, a nie mnie - dziękuje za kawę, którą Jasmine stawia przed nim i zajmuje miejsce przy kwadratowym stole. -Ta sprawa jest bez sensu. 

-Może pogadaj najpierw z Louisem, skoro ta sprawa dotyczy jego? Gia jest taka, że może się wkurzać i obrażać, ale nie powie sama, bo stwierdzi, że powinieneś sam porozmawiać ze swoim problemem. 

-Po pierwsze, Vic, Louis nie jest problemem, ale masz rację, ona zapewne tak by go nazwała - przekrzywia głowę i robi grymas, zaraz jednak kontynuując - i po drugie, dziękuje, jesteś genialna - wstaje od stołu, o mały włos nie wylewając z parującego kubka napoju. Biegnie do swojej sypialni, kiedy Vic wzrusza ramionami na przyjaciółkę, a ta krzyczy:

-A co z kawą?! 

-Nie wiem, zrób z niej zupę, jeśli czujesz taką potrzebę - odpowiada z własnego pokoju z całkowitą obojętnością. 

Jest w trakcie naciągania na swoje nogi spodni i nie zamierza opóźniać spotkania ze swoja sympatią, chociaż właściwie nie wie nawet gdzie Louis mieszka. Kiedy stoi w łazience przed lustrem, szorując swoje zęby, wzdycha szczęśliwy, że nie ma dzisiaj pracy. Żegna się z przyjaciółkami spod drzwi zakładając na swoje stopy buty i wybiega na klatkę schodową. Pierwsze co robi to wyciągnięcie telefonu, w czasie kiedy biegnie na autobus. Pisze do Liama, czy może podać mu adres jego przyjaciela, ale nie dostaje odpowiedzi tak szybko, jakby tego chciał. Ma nadzieję, że Louis nie poszedł do pracy po wczorajszych wydarzeniach, poza tym, nie wie nawet, gdzie znajduje się jego miejsce pracy. Przez ostatni czas jego znajomości spędzali więcej czasu po tej stronie Londynu i nikomu to nie przeszkadzało. 

Nie wiedząc gdzie ma się udać, kiedy ani Liam, ani Louis (do którego też postanawia zadzwonić, ale nie odbiera) nie odpowiadają mu, jeździ przez trzy godziny autobusem, mając nadzieję, że spotka w środku szatyna. 

Gia w tym samym czasie obserwuje wszystko z góry. Siedzi w swoim domku w Otylionie nad księgami i kryształową kulą. Chciałaby mu pomóc, chciałaby powiedzieć Harry'emu, że jego nadzieje mogą się palić, ale Louis wcale nie odpoczywa w domu, tylko siedzi zmęczony i smutny w klubowej toalecie, czyszcząc je całe od wymiocin, nasienia i nie wiadomo czego jeszcze. Nie rozumie poświęcenia swojego przyjaciela, ale gdzieś w głębi serca zastanawia się, czy to właśnie nie jest krok w stronę miłości. 

Troche problemów nie zaszkodzi, tak myślę.

Poza tym, czy wy widzicie jaką piękną okladkę zrobiła mi x_gesse ? WŁASNYMI RĘKOMA

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz