Czuł się potwornie, kiedy wrócił do swojego mieszkania. W salonie zastał swoje dwie przyjaciółki, ani razu jednak po drodze nie spotkał Gii. Miał szczerą nadzieję, że dziewczyna czuje się współwinna jego samopoczucia w tej chwili. Nie miał ochoty na rozmowę z matką, więc zwyczajnie opuścił pałac.
Jasmine i Vic przytuliła go mocno do siebie, widząc w jakim stanie się znalazł. Usiedli razem na łóżku w jego sypialni i pozwoliły odpowiedzieć chłopakowi wszystko co się stało w Otylionie. Brunetka gardziła zachowaniem Gii, ponieważ to właśnie ona miała być wtyczką Anne do życia Harry'ego, jednak Vic nie komentowała zachowania ich wspólnej przyjaciółki. Nic w tej chwili nie wydało im się na tyle dobrym wyjściem.
-To potworne, Harry - Vic gładzi jego ramię - ale musisz coś z tym zrobić. Anne musi i tak oddać komuś swoje miejsce, a ty jesteś jedynym prawowitym następcom.
-Szkoda, że Gemma nie jest jedną z nas - wzdycha Jasmine, całkowicie myśląc o czymś innym.
-Chyba chciałbym ją poznać, wiecie? - ciągnie temat swojej siostry. Wyobraża ją sobie, znowu. Jest ciekawy, jak wygląda i jak żyje. To takie interesujące i zarazem straszne. -Myślicie, że mógłbym do nich iść?
-Co na to Twoja mama? Pytałeś? - rzuca ciekawsko Vic.
-Nie, ale wiecie co? Pieprzyć to.
To może nie do końca to, co chciał zrobić.
Jest dwunasta, kiedy cała ich trójka słyszy dzwonek do drzwi. Dalej zajmują sypialnię chłopaka, który pośpiesznie wyciera łzy z policzków, kiedy Vic wstaje z łóżka. Jasmine kroczy za nią i pokazuje mu, aby siedział cicho, kiedy te otworzą drzwi. Kiwa głową i pozwala zamknąc drzwi prowadzące do jego pokoju, aby ich gość nie wiedział, że jest w mieszkaniu. Boli go tak bardzo, kiedy myśli o Louisie stojącym pod ich drzwiami.
Bo to faktycznie on. Jego oczy są opuchnięte od płaczu, dłonie delikatnie trzęsą się, jednak prawie niewidocznie. Ma na sobie czarny garnitur i wygląda naprawdę dobrze, kiedy ten opina się delikatnie w odpowiednich miejscach. Harry byłby zachwycony widząc go teraz, gdyby tylko na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Teraz nie ma go, szatyn nie potrafi go nawet wymusić.
-Wrócił? - pyta, jego głos tak strasznie drży, kiedy wypowiada to jedno słowo. Styles przykłada ucho do drzwi, aby nasłuchiwać ich rozmowy. Podejrzewa, że Tomlinson przyszedł tu po niego chwilę po ich zniknięciu, oczywiście nie zastając go.
Jego matka chciała, aby zerwał to, co zaczęli tworzyć. Sama przyłożyła do tego rękę, przywołując go właśnie w tamtym momencie. Nie potrafi wyobrazić sobie wzroku Louisa, kiedy jego nie było w domu, kiedy Vic powiedziała "Harry wyszedł" i tak bardzo chce teraz, aby dodała "i już nie wróci" co zamknęłoby sprawę na zawsze. Ale jednak odchodząc z pałacu ciągle był myśli, że robi dobrze, że robi to dla niego ponieważ stał się kimś ważnym. Chciałby walczyć o Louisa, ale musi znaleźć na to odpowiedni sposób.
-Nie, przykro mi - odpowiada miękko Vic. To ona zawsze była ta najwrażliwsza, ta z największym sensem, która starała się rozumieć wszystko najlepiej. Harry był zły, to że one muszą go teraz chronić.
Louis dłuższą chwilę nie odpowiada. Styles wyobraża sobie, w jakiej sytuacji się znajdują, ponieważ ich nie widzi. Jasmine pewnie stoi obok, Victoria trzyma otwarte drzwi i obserwuje szatyna. Chłopaka, który po pogrzebie własnej mamy przyszedł po Harry'ego, aby zobaczyć, czy wrócił do domu, czy się pojawił. Być może, czy jest bezpieczny?
-Oh.
Tak, oh - myśli, uderzając delikatnie czołem o drzwi, starając się nie zrobić tym hałasu. Tak bardzo Cię przepraszam, Loueh.
-Rozumiem - dodaje jednak po chwili głos zza drzwi. -P-powiedzcie mu proszę - waha się - że mimo wszystko chciałbym z nim porozmawiać, dobrze? Jest dla mnie ważny i nie jestem zły, że się nie pojawił.
Być może tego potrzebował. Zapewnienia, że Louis też coś czuje, że nie darzy go jako jedyny uczuciem. Jest to dla niego jak kopniak, który motywuje. Czuje się pewniej, wiedząc, że on też coś znaczy.
Jasne, Louis. Porozmawiamy, obiecuje.
-Jasne, przekażemy. Jak ty się czujesz? - pyta głos Jasmine, jest łagodny i przyjemny, z nutką troski.
-Nie najgorzej.
Kłamiesz, nie kłam.
-To znaczy, jest fatalnie - wzdycha w końcu, załamany i na granicy płaczu. Harry tylko chwilę zastanawia się co się dzieje, ale w końcu nie ma na to czasu. Słyszy jakiś ruch, a po chwili mamroczenie starszego. Zapewne Victoria nie wytrzymała i przytuliła go, a on nie mając siły z tym walczyć wtulił się w jej ramię. Stara się zrozumieć jak najwięcej. -To tak bardzo, bardzo boli, że jej nie ma.
Vic uspokaja go tak samo, jak robiła to chwilę temu z Harrym. Harrym, który siedzi na podłodze i próbuje nie doprowadzić do pęknięcia swojego serca. Nie może słuchać tego, jak zawiódł Louisa, ponieważ szatyn stoi pod ich mieszkaniem i płacze w ramie swojej przyjaciółki. Tak bardzo jest na siebie zły i nie potrafi tego znieść. Czuje się winny, wie, że taki jest i na to zasługuje.
W końcu drzwi się zamykają, a jego przyjaciółki wyglądają, jakby same miały zaraz wybuchnąć płaczem. Podchodzi do nich i przytula je, ponieważ tylko na tyle go stać.
Nie potrafi usiedzieć w domu przez następne parę godzin, ponieważ myśli nie dają mu spokoju. Nie siedzi w salonie, nie może, ponieważ na stole dalej leżą kwiaty, które Jasmine przygotowała na pogrzeb. Zajmie się nimi wieczorem. Teraz wychodzi z mieszkania w wytartych tenisówkach, chociaż kupił je nie tak dawno temu. Nie do wiary, że spędził tu ledwie parę miesięcy, a tyle zdążyło się wydarzyć.
Z drobnym grymasem na twarzy czeka na autobus. W środku skubie swoja wargę, modląc się, aby nagle nie spotkał Louisa. W końcu jednak dociera pod swój cel. Wie, że szatyn również gdzieś tu jest ze swoim rodzeństwem i tatą. Ta myśl nie daje mu spokoju, aż do momentu, kiedy staje przed tymi samymi drzwiami, co prawie dwa miesiące wcześniej.
Może to zła decyzja, może nieodpowiednia, może całkowicie zgłupiał i powinien pogadać ze swoją matką. Ale nie ma zamiaru tego robić, jest na nią zły, tak samo, jak na Gię. Dlatego stoi pod domem, który zamieszkiwać miał Robin Styles. Porządny wdech, zanim w końcu dusi na dzwonek i chwilę przytrzymuje, jakby dla pewności, że nie ma odwrotu. Reakcja jego taty jest mu już obojętna, nie przejmuje się tym nawet tak samo mocno, jak za pierwszym i każdym kolejnym razem.
W końcu drzwi otwierają się, a po drugiej stronie stoi szczupła brunetka. Jej włosy są zakręcane, długie i piękne. Na swoim biodrze trzyma kilkuletnią dziewczynkę z kitką na głowie. Mała uśmiecha się do niego, mimo, że jest całkowicie obcy. Czuje napływające łzy do oczu, chciał tyle ich już dzisiaj wypłakał. Kobieta skanuje go wzrokiem, na jej twarzy pojawia się delikatny uśmiech, a po policzku spływa czysta łza. Odstawia dziewczynkę na ziemię po czym przyciąga go do siebie. Harry pozwala sobie przycisnąć jej drobne ciało do tego jego, upewniając się, że jest prawdziwa. Gemma chichocze przy jego uchu na ten gest, a on wsuwa swój nos w jej miękkie włosy, nie potrafiąc puścić swojej siostry.
Nie chce popełniać więcej błędów.
Dzisiaj miały pojawić się trzy rozdziały, ale nie dam rady ich sprawdzić z powodu złego samopoczucia :((
Postaram się do nadrobić
CZYTASZ
For a piece of happiness | Larry
FanficMagia istnieje naprawdę i jest niesamowita, niemal tak samo piękna, jak radość i szczęście u człowieka. Harry dostrzega błyszczące oczy u osób pełnych pozytywnych emocji. Kocha widok tego, kocha to słyszeć i czuć. Kocha też osoby smutne, ponieważ mo...