3

214 21 4
                                    

Już dosyć dawno temu zauważył, że szczęście jest czymś naprawdę trudnym do zdobycia. Jednak był zdania, że gdyby nie trudności spotykane nas w życiu, byłoby w cholerę nudno. Ludzie są zmuszeni do nabierania doświadczeń z różnych kategorii przez całe swoje życie, jesteśmy zmuszani do zapoznania się z każdą naszą emocją. 

Harry nie lubił, kiedy coś złego działo się u jego bliskich. Dobrze wiedział, że każda z jego przyjaciółek może mieć swoje negatywne myśli w głowie, zawsze chciał im wtedy pomóc, ponieważ uważał, że te nie zasługują na wszelkie smutki. Nikt nie zasługiwał na zwątpienie w samego siebie, na niepowodzenia albo jakieś uzależnienia, mające na nas negatywny wpływ. Często zauważał jak któraś z dziewczyn ma słabsze dni; trwał wtedy przy nich, albo przynajmniej starał się. Pytał, czego od niego oczekują, wsparcia, bycia, czy rozmowy. Nigdy nie chciał poruszać czegoś, co mogłoby narazić którąś z nich na jeszcze większe zmartwienie. Mimo tego, że wszystkie trzy opiekowały się nim jako dziecko wcale nie oznacza, że on również nie dbał o nie. Wszyscy byli dla siebie nawzajem. 

Harry wierzył, że każda z jego przyjaciółek jest niesamowita. Nie, poprawka, on w to nie wierzył. On to wiedział. 

Kiedy Vic opuściła jego dom z uśmiechem na twarzy, cieszył się, że on mógł być powodem jej uśmiechu. Blondynka była tego warta. W końcu został jednak sam, lecz nie na długo, ponieważ spodziewał się wizyty Gii. Zszedł do kuchni aby pomóc Edwige w zastawieniu stołu. Jego przyjaciółka nie zgodziła się wcześniej zostać na obiad, usprawiedliwiając się, że zje w domu i ma jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Harry wierzył jej, ponieważ wiedział, że dziewczyna nie jest głupia i na pewno wie, co w tym momencie powinno być odpowiedzialne. 

Zjadł obiad wraz z Edwige, która zazwyczaj jadała wraz z nimi w jadalni, zwłaszcza, kiedy Anne była w domu. Wypytała go o to, jak mieszka mu się w Londynie i jacy ludzie tam są. Nie wiedział, nie wchodził z nimi w zbyt duże kontakty ale miał nadzieje to poprawić po ponownym powrocie tej nocy. Z rana chciał się udać do pobliskiej piekarni i zapytać, czy nie przydałaby im się tam dodatkowa para rąk. Był już tam parę razy aby kupić pieczywo i za każdym razem serce mu się krajało, kiedy widział samotne starsze panie zajmujące się pracą tam tylko w pojedynkę. Kobieta po przeciwnej stronie stołu pochwaliła go i powiedziała, że na pewno nada się do pracy tam. Sama uczyła go wiele o kuchni i wierzyła, że chłopak jest naprawde dobym kucharzem. W końcu pomógł jej w zmywaniu naczyń i wycieraniu ich, aby pochować je do szafek. Wypytał również o jej rodzinę. Siwowłosa kobieta pod swoim utrzymaniem nie miała już dzieci, a wnuczkę, o połowę młodszą od Harry'ego. Mama dziewczynki zostawiła ją pod opieką babci kiedy zmarła z wycieńczenia, a nikt nie wiedział, co wtedy się z nią działo. Właściwie nikt nie wie, a Harry ubolewa nad faktem, że w ich świecie nie ma takiej medycyny, jaka jest w Londynie. 

Właściwie nie raz zastanawiał się nad tym, jak i gdzie mniej więcej znajduje się ich kraina. Cholera, mówią po angielsku i potrafią nawet nauczyć się wielu innych języków w zaskakująco szybkim czasie, przez co trudno było mu mówić jakoś inaczej na swoje miejsce pochodzenia. Gia zawsze tłumaczyła mu mniej więcej, jak to wygląda, odpowiadając na jego pytania, ale zwyczajnie niewiele rozumiał z tego, co dziewczyna ma mu do powiedzenia. 

Kiedy ta w końcu pojawiła się pod domem, Harry niemal nie wywrócił się wraz z nią, kiedy skoczył w jej stronę. Gia owinęła swoje ręce wokół jego ramion i przycisnęła do siebie, tęskniąc za swoim najlepszym przyjacielem i uczniem. 

-Masz mi tyle do opowiedzenia - westchnęła, kiedy Harry prowadził ją do swojego pokoju.  

-I tyle do pokazania - dodał, zajmując miejsce na łóżku kiedy dziewczyna przysiadła przy oknie. -Byłaś kiedyś w Londynie, prawda? Wiem, że się przemieszczałaś, ale nigdy nie mówiłaś, dokąd. 

-Kochanienki, gdzie ja nie byłam? 

-Gdzie podobało Ci się najbardziej? - pyta, będąc zainteresowany i chcąc znaleźć miejsca gdzie jeszcze może zobaczyć niesamowite miejsca. 

-Lazurowe wybrzeże - odpowiada po chwili zastanowienia. -Wiesz, byłam tam tylko kilka dni, ale jest tam niesamowicie pięknie. Trafiłam tam też całkowicie przez przypadek. Poza tym, jest wiele takich miejsc. 

-Francja musi być piękna - przyznaje jej na głos. 

-Oh, jest, zdecydowanie - mówi rozmarzona. -Chciałabym, abyś pokazał mi, czego się nauczyłeś, kiedy tam byłeś - ocudza się w końcu i zerka na niego wyczekująco. Harry wzdycha, ale w końcu wstaje i wykonuje jej dwa polecenia, następnie trzy razy czarując aby stało się to, czego sam zapragnie. -Wow, jestem pod wrażeniem, ale dalej musisz popracować. Robisz taki śmieszny grymas na twarzy, wyglądasz, jakbyś próbował się wysrać i cóż, nie wygląda to ładnie - wypomina poważnie, ale pozwala sobie na śmiech, kiedy brunet posłał jej mordercze spojrzenie. -Dobrze sobie radzisz sam, prawda? 

-Tak, to znaczy, nie jestem sam, prawda? Mieszka ze mną Jasmine i jakoś dajemy radę. Jestem tam dopiero miesiąc na stałe, ale bardzo mi się podoba. Ta moda tam, jedzenie, ludzie - zachwyca się - to naprawdę niesamowite. 

-Coś o tym wiem - uśmiecha się czule, zmieniając temat i dyskutując z Harrym na luźniejsze tematy. 

Tak naprawdę chłopak nigdy nie pytał, czemu Gia przestała przemieszczać się między krainami. Uważał jednak, że nie leży w tym nic głębszego. W końcu z upływem czasu brunetka pociera swoje zmęczone oczy, prawie rozmazując przy tym swoje czarne kreski na powiekach i poprawia swoje okulary. Harry odprowadza ją do wyjścia i prosi o kolejne spotkanie w najbliższym czasie. Odprowadza ją wzrokiem, kiedy ta odchodzi po kamiennej ścieżce przez lasek. 

Zostaje w salonie, ponieważ nie widzi sensu ukrywania się przed matką, skoro i tak chciał się z nią zobaczyć. Prawie przysypia na kanapie, kiedy w końcu drzwi się otwierają, a to sprawia, że budzi się. Wstaje z kanapy o mały włos nie przewracając się o drewniany stół przed nim, aż w końcu po swojej drodze spotyka Jasmine. Dziewczyna jest w swojej normalnej postaci i patrzy na niego niepewnie. 

-Nie przyszła? - pyta, rozumiejąc jego senną i smutną minę. Nawet nie kiwa głową w odpowiedzi, kiedy ona znowu się odzywa. -Przykro mi, Harry, ale musimy wracać. 

-Jasne - odpowiada, przechylając się do przodu aby wpaść na przyjaciółkę i ją przytulić. 

Wracają do Londynu, do ciemnego miasta z lampami na ulicach i samochodami, krzyczącymi kierowcami i wystawami sklepów mieniącymi się na różne kolory. 

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz