Cisza opatulała sypialnię tak samo jak ciemność. Było już koło dziesiątej, a ostatnie parę godzin Louis przestał w jego łóżku. Kiedy wtedy wrócił do pokoju, szatyn w ciszy wypił herbatę i przeprosił za to, że jest problemem na głowie Stylesa. Nic z tych rzeczy, Harry cieszył się z jego obecności i z tego, że może przypilnować jego stan zdrowia, więc kazał mu zostać i nawet się nie wykłócać. Nie odpowiadał na żadne z zadanych pytań, chociażby o to, czy sypia kiedy ma wolne. Bardzo dobrze ignorował jego słowa, aż w końcu Harry odpuścił i postanowił zostawić go samego. Louis szybko zasnął, a ponieważ godziny mijały i zmęczenie również doskwierało młodszemu, położył się obok na łóżku i przyglądał spokojnej, pięknej twarzy, tak długo, aż nie usłyszał wracającej do domu Jasmine i Vic.
Przysnął może na dwie godziny, zanim Louis obudził go delikatnie szturchając jego ramię.
-Harry? - brunet lekko rozchyla swoje oczy żeby wypatrzeć go w ciemności, lecz kiedy nie ma skutku o mały włos nie spada z łóżka, chcąc zapalić lampkę na stoliku nocnym. -Przepraszam, słońce, nie chciałem Cię budzić.
Harry przeciera zmęczone oczy piąstkami i ziewa.
-Nic się nie stało, Lou - zapewnia siadając. -Stało się coś? - pyta, zauważając, że Louis nie zajmuje już miejsca obok niego, na łóżku, zaplątany w koc.
-Temperatura już spadła, a nie chciałem wychodzić bez słowa - wyjaśnia trochę nerwowo, co wywołuje delikatny uśmiech na ustach Harry'ego. Nieco wstydliwy Louis znowu powrócił, a on nie ma zamiaru narzekać, ponieważ właściwie uwielbia każdą ze stron szatyna.
-Wiesz, że możesz zostać? Nie podoba mi się to, że będziesz włóczył się sam tak późno - mówi, również wstając i podchodząc do starszego. Podnosi dłoń do jego czoła i czeka chwilę, sprawdzając czy aby temperatura na pewno spadła, ale tak, Louis ma rację, a on nie ma już argumentów na to, aby został na noc.
-To ja powinienem się martwić o takie rzeczy - parska.
-Nie, jeśli to Ciebie dotyczą - Harry mówi poważnie, zerkając w niebieskie oczy i odsuwając dłoń. -Napiszesz, jak dojdziesz do domu?
-Oczywiście, Loczku. Dziękuje, że się mną zaopiekowałeś. Kiedyś wyjaśnię ci niektóre rzeczy - obiecuje, sięgając do dłoni chłopaka i ciągnąć go do wyjścia z sypialni. W całym mieszkaniu jest ciemno, więc Harry domyśla się, iż jego przyjaciółki siedzą już zamknięte w pokoju. Nie słyszy jednak głosów ani nie widzi zapalonego światła pod drzwiami. -Zamknij za mną, dobrze?
Harry to zrobi, więc kiwa głową, kiedy Louis puszcza jego dłoń i zakłada swoje buty. Gdyby Gia była w domu, nawet nie zastanawiałby się nad zakluczeniem zamka. Jednak dziewczyny nie ma. Brunet dobrze wie, że gdyby ta wróciła do domu w nocy i zastała drzwi nie do otwarcia, za pomocą jednego machnięcia palcem mogłaby je otworzyć. Dlatego nie, nie przejmuje się tym. Jego przyjaciółka jest już dorosła, wyszła, a on nawet nie wie, czy wróci, więc nie ma zamiaru przeszukiwać całego Londynu, chociaż najpewniej ta i tak wróciła do Otylionu.
Louis narzuca na swoje ramiona kurtkę jeansową, tą samą, którą miał na sobie, kiedy spotkali się pierwszy raz, w autobusie. Uśmiecha się delikatnie w ciemności, chociaż szatyn jakimś cudem może dostrzec jego twarz.
-Dlaczego się tak uśmiechach?
Harry wzrusza ramionami, bo właściwie nie wie, co powiedzieć.
-Po prostu dobrze wyglądasz - w końcu wyrzuca z siebie. Louis przed chwilą wygląda, jakby chciał zaprotestować, powiedzieć, że nie potrafi wyglądać dobrze, kiedy tak mało sypia, kiedy mało je i pija wyłącznie kawę i wodę, ponieważ herbata nie rozbudza go wystarczająco. Harry jednak to wie, dlatego łapie go za dłonie, które szatyn wyciąga przed siebie.
-To ja powinienem być tym, który prawi Ci komplementy, który mówi Ci, jak pięknie wyglądasz - zauważa, jego głos delikatnie drży na początku, ale z każdym słowem zyskuje więcej odwagi, trochę braku opanowania i lekkiego oburzenia. -To ja powinienem się martwić, ponieważ czujesz się gorzej, tymczasem nie wiem nawet, jak się miewasz. Powinienem Cię odprowadzać, zabierać na obiady i stawiać Ci je, mieć dla Ciebie czas. Powinienem pierwszy zagadać, wtedy w autobusie, a nie chciałem tego, ponieważ nie lubię poznawać ludzi. Może lepiej zaprezentowałbym się Twoim przyjaciółkom, które dziś poznały mnie w tak fatalny sposób, ponieważ byłem wpół przytomny. Przepraszam, że na razie ty odwalasz moją robotę, H…
-Louis-
-Nie zasługujesz na to, wiem to, obiecuję, że postaram się bardziej otworzyć przed Tobą i zadbam w końcu o siebie, bo widzę, jak koszmarnie sobie radzę - przyznaje na wdechu, lecz Harry po raz kolejny mu przerywa, tym razem o wiele bardziej skutecznie.
-Po prostu pocałuj mnie, głupku - puszcza jego dłonie, które wcześniej trzymał w ciasnym uścisku, ponieważ gdyby szatyn tylko mógł, podczas swojej mowy zapewne wymachiwał by nimi we wszystkie strony. Zarzuca je na jego szyję i przyciąga do siebie, lecz nie całuje jako pierwszy. Robi to właśnie Tomlinson który posłusznie słucha się go i przybliża ich usta do siebie, chwilę wcześniej uśmiechając się delikatnie.
Znali się miesiąc i mniej więcej tyle czasu właśnie powstrzymywali się przed tym jednym ruchem. Uczucie drugich warg na swoich ustach było niesamowite, zwłaszcza kiedy przeżywali to właśnie ze sobą, nabierało więcej znaczenia i sensu. Przymknęli swoje oczy już na początku, więc ciemność i tak otoczyła ich niczym bańka której nie chcieli doprowadzić do pęknięcia. Muśnięcia ust, dotyk palców na policzku, kiedy to Louis jedną dłoń położył na jego twarzy, by powoli sunąć nią w dół, a drogą ulokował na biodrze, przytrzymując chłopaka przy sobie. Poczuł, jakby nagle odzyskał wszelką siłę, mogąc całować lokowatego chłopaka już zawsze.
-Przepraszam - mamrocze już któryś raz między pocałunkami, odsuwając od drugich warg swoje usta. Ich oddech jest przyśpieszony kiedy opierają o siebie swoje czoła i wyczekują chwilę, zanim wróci ich naturalny pęd. Harry uśmiecha się przy ustach szatyna; zapewnia tym, że nie ma nic przeciwko temu, że Louis wielokrotnie przez ten miesiąc nie był sobą.
-Wow - wypuszcza w końcu, otrzymując w odpowiedzi ciche parsknięcie naprzeciwko siebie. Również uśmiecha się szerzej i przybliża starszego do siebie pierwszy i ostatni raz, aby ucałować szybko jego wargi. -Marzyłem o tym od kiedy wylałem na Ciebie tę nieszczęsną herbatę - wyznaje, z tyłu głowy mając również fakt, że Louis był jego pierwszym pocałunkiem. Ma nadzieję, że nie był w tym wcale taki fatalny, chociaż Tomlinson zdaje się nie narzekać na ich zbliżenie. Wręcz przeciwnie, Harry zgaduje, jak bardzo szczęśliwy teraz musi być.
Styles wie, że jego sympatia nie odpowie tym samym, ponieważ on sam dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że ich spotkania nie do końca były zesłaniem losu. Nie przypadł Louisowi do gustu za pierwszym razem ale zrobił to za trzecim, więc powiedzenie "do trzech razy sztuka" spełniało się tutaj jak najbardziej.
-Muszę iść - odzywa się w końcu szatyn i odsuwa od chłopaka. Dalej trzyma go za biodra i dalej są blisko siebie, więc głos i ciepło otula przyjemnie Harry'ego, sprawiając, że nie chce, żeby Louis wyszedł.
-Na pewno nie chcesz zostać? - upewnia się.
Lecz Louis nie może zostać, ponieważ za trzydzieści sześć minut zaczyna swoją nocną zmianę. Ale Harry nie musi o tym wiedzieć.
Gia za to już wie.
Piszę rozdziały na zapas i wczoraj wyskrobałam aż 4...Ale mamy larry kiss!
![](https://img.wattpad.com/cover/295300903-288-k55718.jpg)
CZYTASZ
For a piece of happiness | Larry
FanfictionMagia istnieje naprawdę i jest niesamowita, niemal tak samo piękna, jak radość i szczęście u człowieka. Harry dostrzega błyszczące oczy u osób pełnych pozytywnych emocji. Kocha widok tego, kocha to słyszeć i czuć. Kocha też osoby smutne, ponieważ mo...