7

181 18 3
                                    

Troche zapychacz, przepraszam :/

Chociaż przez resztę niedzieli Harry nie potrafił zapomnieć o Louisie, w poniedziałek rano musiał wstać wystarczająco wcześnie, aby zdążyć już na otwarcie piekarni. Właścicielki co prawda powiedziały, że ten nie musi się śpieszyć jak na razie, ponieważ i tak to one do tej pory wchodzą jako pierwsze i jako jedyne mają klucz. Brunet obiecał w czasie swojej przerwy przejść się paręnaście uliczek dalej, aby dorobić sobie dopiero swój własny komplet. Staruszki bardzo szybko mu zaufały i raczej nie mogły mieć problemu o to, że on tak chętnie przystępuje do pracy. Już we wtorek to on miał otworzyć piekarnię, zwalniając z tego obowiązku Gabriele i Daniele. 

Praca tam naprawdę mu odpowiadała. Kiedy zaciekawione siwowłose kobiety pytały, skąd jego umiejętności, wchodząc do kuchni kiedy on akurat robił bułeczki z rana, mówił, że zyskał je dzięki niezwykłej kobiecie w swoim życiu. Naprawdę chciał, aby było tak, jak one wierzyły, że jego mama z chęcią siadała do blatu wraz z malcem i piekła z nim jakieś pyszności. Harry wszystko zawdzięczał Edwige, dlatego miał w planach upiec któregoś dnia więcej pyszności i przejść z nimi do Otylionu. 

Był czwartek, kiedy Harry obsługiwał jedną z klientek, a do piekarni wszedł nieco napakowany szatyn z trzema kartonami. Minął mało zgrabnie kobietę i postawił kartony na blacie. 

-Cześć, przepraszam za opóźnienie, ale nie mogłem wyjść wcześniej - sapie, przecierając dłonią czoło, chociaż na nim nie pojawiła się ani jedna kropelka potu. Harry mierzy go wzrokiem, aż nie przypomina sobie o rozmowie z Gabrielą. 

-Ah, ty musisz być Liam - rozluźnia ramiona i wyciąga dłoń do chłopaka. Ten uśmiecha się przyjaźnie i oddaje uścisk. -To składniki, prawda? - pyta, patrząc na zapakowane kartony. 

-Tak, babcia prosiła, abym kupił i przywiózł jeszcze dzisiaj. Planowałem to zrobić wcześniej, ale nie udało mi się wyjść z domu na czas i tak oto jestem dopiero teraz. 

-Jest druga, a Gabriele i Daniele nie ma, więc nie musisz się martwić - zapewnia, mrugając jednym okiem - Twoje spóźnienie jest tajemnicą. Teraz mi powiedz, czy Twoja babcia oddała Ci za to już pieniądze? 

-Tak tak, spokojnie, już wczoraj uregulowała ze mną płatność, chociaż to nie problem, abym kupował to ze swoich. Wychowałem się tutaj - zaczyna. Póki Harry nie ma klientów, pozwala zająć Liamowi miejsce na krzesełku za ladą i opowiadać o tym, jak stara jest ta piekarnia i jak wiele wspomnień się w niej mieści. Szatyn okazuje się naprawdę w porządku i brunet liczy, że nie ostatni raz widzą się w pracy. 

-Gabriele pewnie widzi w Tobie przyszłość tej piekarni, prawda? - pyta, kiedy kończy obsługiwać jedną z matek z dzieckiem, które zażyczyło sobie babeczkę, wcześniej pieczone przez Daniele. Sam już próbował tych pyszności i będzie musiał prosić ją o przepis. 

-Nah, raczej nie kręci mnie pieczenie, ale chciałbym, aby babcia wiedziała, że mimo wszystko ją wspieram. Ze wszystkich wnuków to ja najbardziej zawsze pomagałem, sam rozumiesz. Nie wymagam udziałów czy czegokolwiek tutaj, ale miło pomóc tak wspaniałej kobiecie - wzrusza ramionami, jakby faktycznie nie był to dla niego ważny temat. Harry faktycznie widzi w nim dobre intencje. 

-Masz racje, obie są niesamowite i nie chodzi tu o to, że przyjęły mnie tak po prostu - uśmiecha się. 

-Tak - przyznaje i oddaje uśmiech. -Kiedy byłem młodszy, babcia zawsze rozpieszczała mnie i moich przyjaciół. Przychodziliśmy tutaj na smakołyki po szkole, a ona wpuszczała nas na zaplecze - wspomina ponownie. Liam już wielokrotnie nawiązywał do swoich przyjaciół. 

-Musieliście być naprawdę zgraną paczką - mruczy w końcu, trochę zazdroszcząc nowemu kumplowi. Racja, on miał dziewczyny, ale w ich krainie nie mieli takich miejsc jak to, nie mieli nawet szkół, chyba, że liczy się zatrudnianie kobiet uczących każdego podstaw. 

-Dalej tacy jesteśmy. To znaczy, może nie do końca tacy sami, ale dalej przyjaźnimy się w czwórkę. Jest naprawdę w porządku, chłopcy są niesamowici - zachwala. -Kiedyś, jeśli będzie okazja, może was poznam. Ty też jesteś w porządku, Harry. 

-Tak, dziękuje - odpowiada. Jest mu niezwykle miło, że ktoś docenił jego towarzystwo, w dodatku może zyskać jakiś nowych znajomych. 

***

W piątek Harry przychodzi do piekarni jako ostatni. Daniele i Gabriele pracują od rana na obrotach, aby przyszykować wszystko na dzisiejszych klientów. Jutro rano to on musi przyjść już o 5 rano, aby upiec chleby i bułki na świeżo, ponieważ zawsze w soboty idzie ich najwięcej. Uśmiecha się do nich, kiedy przechodzi do kuchni i wita się z jedną z nich. Ta zamiast zwyczajnie odpowiedzieć, ściska go niewiarygodnie mocno i śmieje się. 

-Słyszałam, kochaniutki, że poznałeś mojego wnuczka - powiedziała ucieszona, oddalając się od niego i wracając do kartonów z produktami, których wczoraj on nie zdążył wypakować. 

Oczywiście, że Harry przez te parę ale niezwykle których dni zdążył zauważyć, jak dużo kobiety już wiedzą. Chociaż szatyn który wczoraj go odwiedził w piekarni nie wspominał nic o tym, że mieszka z babcią, podejrzewa, iż właśnie tak jest. Wtedy byłoby jasne, że Liam w trakcie rozmowy parę razy zdradził się, że Harry nie jest mu wcale taki obcy, skoro Gabriele na pewno mówiła to i owo. 

-Prawda, widzę, że zajęłaś się już jego dostawą, ale pozwól, że Cię wyręczę - podchodzi do niej aby przepchnąć delikatnie jej biodro, na co kobieta parska śmiechem.

-Niech Ci będzie, młode kości masz, więc sobie poradzisz - macha roześmiana ręką. -Idę w takim razie za kase, albo machnę podłogę. 

-Och, nie, spokojnie, tym też mogę się zająć. Poradzę sobie - zapewnia. Gabriele dziękuje mu i wychodzi z kuchni, a Harry już zaraz słyszy jej rozmowę z Daniele. 

Wypakowywuje produkty i układa wszystkie w szafkach. Jest zdziwiony, kiedy znajduje dodatkową torbę a w niej butelki picia, o których on ostatnio wspominał kobietom. Uśmiecha się szeroko do siebie i sięga po jedną, aby otworzyć i napić się łyka. Wygląda do siwowłosych za ścianą, ale jak się okazuje Gabriele była wystarczająco uparta i sama wzięła się za umycie podłogi. Wzdycha na widok wypolerowanych kafelków. Kobiety wesoło go zagadują i obsługują klientów którzy co jakiś czas odwiedzają piekarnię, aż do czasu kiedy on musi wrócić do kuchni i bierze się za przepisy, które Daniele zostawiła na blacie. Harry próbuje paru z nich w ciągu trzech następnych godzin, zostawiając na ostygnięcie parę ciast. Ma nawet pomysł, który zainteresowałby szefowe, ale trochę boi się proponować cokolwiek po tak krótkim czasie pracy tam. Jednak już czuje przywiązanie do obu starszych pań i jest pod wrażeniem tego, jak te świetnie sobie razem radzą. 

-Przyniosłem, aby wystawić na sprzedaż. Myślę, że będzie w porządku - pokazuje tackę z dumą, a Daniele i Gabriele kiwają głową. 

-Prawda! Wygląda kusząco, spód wyszedł ci lepiej, niż mój! - chwali ta w okularach, kładąc dłoń na sercu z zachwytem w oczach. 

Gabriele podchodzi do niego i klepie jego ramię. 

-Jestem dumna, Harry, Daniele zawsze narzekała na to ciasto. A teraz poproszę kawałek! 

-Ja też chcę spróbować! - druga pognała do kuchni i zaraz odcięła już pierwszy pasek, aby rozdzielić go na cztery kawałki, trzy z nich przekładając na talerzyki. -Jest naprawde pyszne!

Tak, Harry zdecydowanie lubi tę pracę. 

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz