4

202 17 8
                                    

Gdyby Harry tamtego dnia porozmawiał z mamą, pewnie nie zastanawiałby się nad tym, co tak właściwie tutaj robi. Dosłownie czuje na sobie ciekawskie spojrzenie sąsiadki z domu obok, która przygląda mu się od samego początku. Stoi przed ogrodzeniem już dobre dwadzieścia minut i do jasnej cholery, nie jest w stanie zrobić kroku do przodu. Gdyby Anne wyraziła zgodę albo jakkolwiek przedyskutowała z nim ten temat, albo by go tu w ogóle nie było, albo już dawno byłby w środku i pił herbatę ze swoją siostrą i tatą. 

Przeskakuje z nogi na nogę, strasznie sie stresując i właściwie nie wiedząc, co zrobić. Nie widział ich właściwie nigdy, nie pamięta ich twarzy chociaż wie, że Robin zajmował się nim co jakiś czas przez pierwsze dwa lata jego życia. Tam na pewno była też Gemma, nie mogło jej nie być i boli go to, że jego siostra może pamiętać jego, a on jej nie. Ta już na pewno jest dorosłą kobietą, może nawet już nie mieszka z tatą a założyła własną rodzinę? Może ma męża i dzieci, a może żonę? Przecież Harry nie ma o niej bladego pojęcia, zaczynając od jej wyglądu. 

Rezygnuje i cofa się pieszo w stronę centrum miasta. To spory kawałek a on nie ma samochodu, nie ma prawa jazdy i nawet nie chce go mieć. Może załapie się gdzieś na pobliski autobus, na pewno wyjdzie go to taniej, niż złapanie taksówki. Mija dom wścibskiej sąsiadki i kiwa jej, kiedy ta szybko znika za firanką. Co za dziwna kobieta!

Kiedy mija przystanek zagląda w rozkład i orientuje się, że jeden z autobusów podjedzie idealnie za siedem minut. Pstryka zadowolony palcami oczekując na transport i przyglądając się ludziom na ulicy. Droga jest dosyć szeroka, z jednej strony są domki jednorodzinne, natomiast z drugiej niewysokie stare kamieniczki. Może to wyglądać śmiesznie, połączenie niskiego z wysokim oraz nowoczesnego ze startym i faktycznie tak jest. Ludzi nie ma wiele, co jakiś czas mija go samochód i w oddali widzi jakąś rudą kobietę po czterdziestce wyprowadzającą drobnego psa. Harry jeszcze nie miał okazji dotknąć zwierząt stąd i nie wie nawet, czy na ową trafi. Przygląda się brązowemu psu z odległości ale może śmiało stwierdzić, że ten jest naprawdę urokliwy wraz ze swoją białą kropką między oczami. Musi być młody, co sprawia że w głowie wymyśla sobie jakąś historyjkę. Może kobieta ma dziecko, które od zawsze pragnęło zwierzaka, a kiedy go dostało, nawet z nim nie wychodzi, więc obowiązek spadł na mamę? 

Kiedy autobus podjeżdża, zbyt wpatrzony w kobietę przechodzącą przez pasy, wpada na mężczyznę. 

-Matko, tak bardzo przepraszam - mówi w odruchu, odsuwa się od obcego. Jest niższy od niego, szatynowe włosy opadają na jego czoło prawie wpadając do oczu. I Matko, te oczy…

-Nic się nie stało - nieznajomy wymusza uśmiech, spoglądając w dół, na swoją koszulkę. Teraz jest zalana i przybrała brązowy odcień, niż ten ciemnozielony, który powinna mieć. -I tak nie lubiłem tej koszulki. 

-Wchodzą panowie czy nie?! - krzyczy do nich kierowca autobusu, który najwidoczniej się śpieszy. 

-Tak, już, przepraszam - odpowiada mu nieco głośniej Harry, spoglądając w jego stronę. Zaraz jednak drzwi za nimi się zamykają, a on obserwuje westchnienie które wydobywa z siebie szatyn przed nim. -To był Twój przystanek, prawda? Tak bardzo Cię przepraszam! Strasznie zawaliłem, w dodatku wylałem na Ciebie Twoją kawę - panikuje, lecz chłopak postanawia przerwać jego niepotrzebną paplaninę. 

-Hej, spokojnie, jest okej. Cieszmy się, że herbata wylądowała na mnie, a nie na na podłodze. Ten zgred wyrzuciłby wtedy nas obu - wykrzywia usta w uśmiech i chociaż Harry'emu zdaje się, że nie jest do końca szczery, jest ładny. 

-Herbata? Byłem pewny, że to kawa - w końcu pozwala sobie na opanowanie emocji. Uśmiecha się zachęcająco do chłopaka, chcąc poprowadzić z nim jakąś konwersację. Czuje się winny za ten nieszczęsny wypadek. Szatyn cofa się o krok aby złapać się bezpiecznie za poręcz. Harry robi to samo, wyciągając rękę w bok i łapiąc kontakt wzrokowy z jakąś nastolatką wracającą ze szkoły. 

-Nienawidzę kawy - informuje go, jednak nie oddaje uśmiechu. Ściska i zgniata w wolnej dłoni pustu już teraz kartonowy kubeczek. -I nie martw się o moją wysiadkę. Wyjdę na następnym przystanku. 

Cóż, bądźmy szczerzy; jeden przystanek dalej to zdecydowanie za mało czasu dla bruneta, aby zagadać w odpowiedni sposób do nieznajomego, który najwidoczniej nie chce z nim zbyt nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu. Jest pierwszą osobą w mieście, z którą zdobył się na rozmowę dłuższą niż "dzień dobry" i "do widzenia". 

-Ostatni raz, przepraszam. Teraz będziesz chodził z plamą na koszulce, tylko przez to, że się zagapiłem i jestem niezdarą - ciągnie i ma wrażenie, że powtarzanie tego samego traci już jakikolwiek sens w ich rozmowie. 

-Po raz ostatni; zapewniam, że jest w porządku - wymusza zapewniający uśmiech. Harry'emu się on nie podoba już tak bardzo za drugim razem, kiedy wie, że jest nieszczery. Szatyn pewnie nie wie, że zauważa takie rzeczy. Jest pewny, że wygląda naturalnie, chociaż wcale tak nie jest. -Nigdy nie widziałem Cię w tej okolicy, jesteś nowy? 

-Jestem nowy w całym Londynie, jeśli mam być szczery - cmoka ustami, wykrzywiając je w bok. -Byłem tutaj, aby kogoś odwiedzić, ale może spróbuję innym razem - dodaje, chociaż nie wie po co. -A ty? Mieszkasz w tej okolicy?

-Właściwie tak - oznajmia bez zastanowienia nieznajomy. -Mój przystanek - informuje w tym samym momencie, w którym Harry puścił rączkę aby wyciągnąć dłoń przed szatyna i się przedstawić. 

Autobus zatrzymuje się nagle i niespodziewanie dla Harry'ego, który w tej samej chwili leci w bok tracąc równowagę. Niebieskooki ma refleks, ponieważ puszcza poręcz i łapie go chwilę przed już całkowitym upadkiem. Ich twarze przez chwile są niesamowicie blisko siebie, sprawiając, że powietrze w autobusie mimo otwartych drzwi (przez które nieznajomy właśnie powinien przechodzić) nagle gęstnieje. Szatyn jest tym, który stawia ich obu do pionu i odsuwa ich od siebie. Szybko poprawia swoją grzywkę, kiedy ta od skłonu nachodzi mu na oczy. 

-Dziękuję - szepcze Harry, dalej trzymając się jego ramion, które uratowały go przed upadkiem. 

-Jasne, nie ma sprawy. 

Potem Harry traci materiał jeansowej kurtki pod swoimi palcami, którą chłopak miał na sobie. Ładny i niższy szatyn wybiega z autobusu, zanim drzwi zamykają się po raz kolejny. 

Siada dalej nieco zdezorientowany na wolnym miejscu, przodem do kierunku jazdy. Z tego miejsca może dostrzec niezadowolony wzrok kierowcy, który również na niego spogląda zezłoszczony. Harry wie, że mężczyzna czekał na wysiadkę jednego z nich. Trafiło na tego, którego imienia nawet nie poznał. 


Kilka rozdziałów napisane na zapas? Jest!

Jak się podoba?

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz