11

159 16 4
                                    

-Louis, stało się coś? - jest pierwszym, co wychodzi z ust Harry'ego. Zmartwił się niesamowicie, widząc szatyna w takim stanie. Ten jedynie w odpowiedzi przeczy kiwnięciem głowy, odpycha się od ściany i rusza w tylko sobie znanym kierunku, mijając przy tym bruneta. -Louis - powtarza uparcie - przecież widzę, że Twoje oczy są załzawione - zauważa i podbiega do niego, aby wyrównać ich krok. Szatyn jednak nie zamierza spojrzeć towarzyszowi w oczy, co tylko irytuje tego drugiego. -Louis, nie ignoruj mnie - prosi, będąc już na granicy wytrzymałości i będąc o krok od odwrócenia się i wrócenia do domu. -Skoro masz zamiar mnie ignorować, po co tu w ogóle jestem? - rzuca oburzony, chcąc dać mu do zrozumienia, że nic go przy szatynie nie trzyma. Ten w końcu zdaje się pokręcić głową i rozluźnia wcześniej zaciśnięte w pięści dłonie. 

-Po prostu nie pytaj, okej? - mamrocze, ledwo zrozumiale, jednak na tyle, aby do Harry'ego dotarł sens jego słów. Nie ważne jak bardzo Louis by chciał, nie jest w stanie ukryć swojego stanu, na którego widok serce się kraja. 

-Przecież widzę, że jesteś smutny, nie potrafię tego tak po prostu ignorować! 

-Harry, proszę Cię - przekręca głowę, aby w końcu spojrzeć w zielone tęczówki które już dawno oczekują tych niebieskich. -Przepraszam - uspokaja się, aby wziąć wdech, drżący i słaby, jakby zaraz znowu miał się popłakać. Zatrzymuje się z bezsilności, zaraz obok niego Harry. -Przepraszam, nie chciałem, aby tak to wyglądało. To będzie miły wieczór tak? Chciałbym, aby to była randka, jeśli nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się delikatnie, szczerze, ale brunet i tak wychaczył w tym próbę ukrycia swoich prawdziwych emocji. 

-Obiecujesz, że gdyby się coś działo, powiesz mi? Nie potrafię ignorować czyjegoś smutku, wątpię, abym był odporny na twój - prosi delikatnie, na co Louis uśmiecha się czule jeszcze szerzej i kiwa zapewniająco głową. 

-Oczywiście - obiecuję. -To po prostu nie jest mój dzień, wiesz? Zazwyczaj mam troszkę więcej czasu i… siły - tłumaczy się, chociaż bez powodu, ponieważ Harry tego nie wymaga. Mimo to, przyjmuje wszystko i decyduje się dać Louisowi wybór. 

-Co masz na myśli? Oczywiście nie musisz mówić, jeśli to będzie dla ciebie bardziej komfortowe. 

-Jesteś kochany - zauważa z rozczulonym śmiechem. -Chociaż wolałbym unikać tego tematu, to żadna tajemnica, że w pracy dostaje mi się po wypłacie, nie wysypiam się i mało jem, rzadko bywam nawet uśmiechnięty - wzdycha smutno, co przyprawia Harry'ego o dreszcz. 

Zaczynają całkiem luźną rozmowę w której w końcu dowiadują się paru rzeczy o sobie. Brunet przedstawia się w pełni jako Harry Edward Styles, ponieważ Louis robił dziwne miny, kiedy ten naśmiewał się z jego drugiego imienia, które wydało się w trakcie rozmowy całkowicie przez przypadek. Jak się okazało, Louis był starszy o trzy lata, jeśli patrzeć rocznikowo. Gdyby Harry miał przyznać szczerze, w ogóle nie powiedziałby szatanowi, że ten wygląda na dwadzieścia cztery lata. Chłopak również nie studiuje, ponieważ zrezygnował, uważając iż są to za wysokie koszty. Przestawił się na pracę w której zarabiał wystarczająco, aby zadowolić swoje ludzkie potrzeby. Znał Liama od przedszkola i to właśnie o nim Payne wspinał, mówiąc o swoich przyjaciołach. Z zaangażowaniem i już bardziej entuzjastycznie Louis opowiedział mu o dwóch pozostałych znajomych; Zayn i Niall. Jego zdaniem, brunet już na starcie dogadałby się z Irlandczykiem, co Harry ze śmiechem przyznał, zwłaszcza po usłyszeniu paru historii z nim w roli głównej. 

Doszli do miłej restauracji z bardzo urokliwym wyglądem. Kiedy weszli do środka młodszy poznał od razu zapach pizzy, którą tak bardzo lubi i wiele innych potraw. Louis zaprowadził ich do stolika dwuosobowego i wygładził nerwowo obrus w kratkę, przechodząc obok niego aby odsunąć krzesło dla swojej randki. Harry uprzejmie podziękował i usiadł, stwierdzając, że szatyn zachowuje się jak gentelman. Zajął miejsce naprzeciwko niego i w akompaniamencie cichych rozmów poczekali na kelnera, który miał im dostarczyć menu. Szatyn odkaszlnął nerwowo w stronę faceta w fartuchu, kiedy czekali zdecydowanie zbyt długo. Czuł się już zdecydowanie lepiej, nie był aż tak smutny ani zestresowany towarzystwem Harry'ego, jakby rozmowa o jego życiu, nawet tak nic nieznacząca, pomogła mu się rozluźnić. 

-Nie bądź niemiły - szepcze do niego Styles, kiedy mężczyzna zbliża się do nich a Tomlinson piorunuje go wzrokiem.

-Zawsze jestem miły - burczy, aż do stolika nie podchodzi kelner. 

-Dobry wieczór Panom, przepraszam za opóźnienie - na jego słowa Louis prycha pod nosem, tym razem otrzymując mord w oczach od bruneta i uśmiechając się złośliwie na to spojrzenie. -Oto wasze karty, wrócę za parę minut, aby spisać wasze zamówienia - informuje uprzejmie i podaje im karty z potrawami, jedną na każdego. Odchodzi, a kiedy znika za ladą Louis nie może powstrzymać narzekania. 

-Przecież od samego początku stał tam jak kołek i nie przyszedł - rzuca, biorąc menu w dłoń. -Ciołek. 

-Nie obrażaj ludzi - prosi przez śmiech Harry, chociaż nie jest to zbyt przekonujące. 

Decydują się na spaghetti, chociaż zważając na to, iż jest to włoska restauracja w Anglii, nie oczekują wielkiego wow, ale pizzę mogą zamówić w każdym innym miejscu. Kiedy kelner zjawia się drugi raz Louis ze wszystkich swoich sił stara się ignorować, jak to uznał, jego arogancki sposób bycia, co jest powodem do śmiechu u Harry'ego. W rzeczywistości cieszy się ze swobody którą tak szybko zyskali w swoim towarzystwie i z tego, że w jakiś sposób szatyn zapomniał o swoich smutkach w jego obecności. Po załzawionych oczach nie ma już śladu, a na jego twarzy pojawia się szczery uśmiech. 

-Ładnie się uśmiechasz, wiesz? - komplementuje w którymś momencie starszy, powodując tym, że zielony oczy odklejają się od malinowych warg i kierują na tęczówki. 

-Dziękuje - wydusza z siebie, nie przyznając, że uśmiecha się tak tylko ze względu na widok jego uśmiechu. 

Kiedy Louis pyta o jego życie, na początku trochę się waha. Potem nie widzi nic złego w opowiedzeniu mu o swoich przyjaciółkach, zdradzając, że również zna je od najmłodszych lat. Tomlinson słucha jak (o, ironio) zaczarowany o Gii, Vic i Jasmine. Wspomina trochę o Edwige, która spędzała z nim więcej czasu niż jego mama, i o Gemmie oraz tacie, których chciał odwiedzić wtedy, podczas ich pierwszego spotkania. Na pytania dotyczące jego wcześniejszego miejsca zamieszkania, Harry wymyśla jakąś nazwę i tłumaczy to jako "strasznie mała wioska". O dziwo, Louis kupuje to i uznaje, że rozumie. Problem w tym, że nie ma to nawet sensu, a bruneta kłuje kiedy kłamie mu prosto w oczy. Jednak dopóki nie wyjaśnił z Gią spraw, które nie dają mu spokoju, nie ma prawa zdradzenia swojej sympatii kim jest w rzeczywistości. 

Ta cała przyjemna atmosfera w towarzystwie Louisa Williama Tomlinsona sprawia, że Harry zapomina o jego wcześniejszym smutku.

Kiedy jednak jest już w łóżku, nie może przestać myśleć o negatywnych uczuciach w tak pięknych niebieskich oczach. 


Mam sobie za złe to, że rozdziały mają po 1000 słow z resztą :/ a jak waszym zdaniem to wygląda? Team krótkie czy team długie rozdziały?

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz