||7||

287 17 18
                                    

Zachować spokój - dwa słowa, które zawsze powtarzałem w sytuacjach, w których nie mogłem dopuścić do paniki. Chaos na pewno nie jest dobrą metodą na radzenie sobie oraz dobre działanie wskutek stresu. Najlepiej jest wtedy zachować równowagę ducha, która staje się już pierwszym stopniem do rozsądnego myślenia. Szybkie oraz oczywiście mądre działania są idealnym rozwiązaniem niemalże każdego problemu, punktuje to również w oczach innych osób, które zamiast myśleć, jak wyjść z danej nieprzyjemnej sytuacji wpadają w panikę i nie wiedzą co robić. W obecnym momencie było podobnie. Sami, tylko w dwójkę na opuszczonej, nieznanej nam placówce, gdyż pozostali przyjaciele z niewiadomych nam przyczyn zniknęli. Sami, oczywiście nie licząc zbliżającego się tu mężczyzny. Całość znajdowała się dość daleko od cywilizacji ludzkiej, dlatego w razie zagrożenia jesteśmy zdani tylko na siebie.

Chłód dawał o sobie coraz to większe znaki. Zapewne gdyby nie czapka i cienki szalik moje części ciała zamroziły się na skutek przeszywającego zimna. Ciemność ogarniająca to miejsce również nie była dłużna, na tę przeszkodę na szczęście miałem patent - latarkę. Wszystkie najpotrzebniejsze przedmioty, w tym coś do samoobrony, co w konieczności byłoby bardzo przydatne, znajdowały się we wcześniej spakowanych plecakach.

Wciąż znajdując się na podwyższeniu, zsunąłem z pleców plecak na brudną ziemię. Nachylając się nad nim, rozsunąłem największą komorę i po nie długiej chwili grzebania, wyciągnąłem telefon.

Nie było ich, a krzyczenie nic nie dawało. Jedyny logiczny pomysł, jaki nam pozostał, to zadzwonienie. Włączyłem urządzenie, po czym wybrałem ikonkę kontaktów. Wyszukałem numer Nicka, gdyż tego od Alexa jeszcze nie posiadałem, i zadzwoniłem. Z głośników nawet nie usłyszeliśmy żadnego sygnału, a na ekranie wciąż pokazywało łączenie. Jedna kreska zasięgu, kurwa.

Spojrzałem na Georga, który bez słów zrozumiał mój komunikat, teraz to on włączył swój telefon, który jak na złość, wyświetlił komunikat rozładowanej baterii.

W międzyczasie z plecaka wyciągnąłem latarkę. Chociaż do niej nie potrzebowaliśmy żadnego zasięgu...

Najpierw oczywiście włączyłem ją, a przynajmniej spróbowałam, gdyż po naciśnięciu guzika, nic się nie działało. Zacząłem obracać przedmiot w dłoniach, tylko po to, by obmacać go całego na wszelki wypadek gdybym pominął coś ważnego, umożliwiającego zapalenie lampy.

Na nic, urządzenie tak jak na początku się nie zapaliło.

- Fuck! -

Przekląłem. Uderzyłem latarką o drugą dłoń, tak jakby właśnie ta czynność jakimś cudem miała powrócić ją do działania.

Miałem być spokojny, a już pierwsza rzecz doprowadziła mnie do irytacji.

- George, zobacz swoją czy działa -

Powiedziałem po chwili ciszej, licząc na to, że chociaż ta jego da nam swoje światło. Brunat od momentu, w którym sytuacja stała się bardziej napięta nie odezwał się jeszcze ani razu. Milczał. Widocznie bał się znacznie bardziej niż ja, co można było zobaczyć również po jego powolnych oraz niepewnych ruchach. Chciał zachować ciszę, wydawać jak najmniej dźwięków by nikt nas nie zauważył czy usłyszał. Dlatego też nie spodobał mu się mój nagły podniesiony ton głosu, spowodowany niedziałającym przedmiotem.

Odłożyłem swoją latarkę z powrotem do plecaka, tym samym biorąc z niego kolejną rzecz. Gaz pieprzowy, idealny na okazję, w której potrzebne będą umiejętności samoobrony. Zasunąłem zamek tornistra, po czym założyłem go na tylną część ciała oraz podałem sprzed chwili wyciągnięty przedmiot brunetowi. W zamian do rąk została mi podana latarka, która po włączeniu w przeciwieństwie do tej mojej zamigotała. Światło padające na kształt koła można było ujrzeć po drugiej stronie na jednej ze zniszczałych ścian.

Bo To Gwiazdy Tworzą Historię || DNF ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz