||30||

142 13 12
                                    

Szafy przygotowane na jego przyjście wciąż czekały. Tak jak gdybym zatrzymał się w tamtym dniu. Myśl, że zaraz ma się do mnie wprowadzić prześladowała moją głowę., a ja sam nadal nie dowierzałem, że to już koniec. Mieszkałem teraz z naszą kotką. Patches również za nim strasznie tęskniła. Widzialem to po gestach jakie wykonywała. Nie raz gdy spałem kładła się na miejscu chłopca pozwalając mi na przytulenie, jak gdyby wiedziała, że potrzebuję tego wsparcia. Była cudownym zwierzakiem i na tą chwilę najbliższą mi osobą. Chociaż Clay, nadal gdzieś w moim sercu zajmował wyjątkowe miejsce. Bardzo często zastanawiałem się co by było gdyby teraz tu ze mną siedział. Jakie wspomnienia i plany bylibyśmy w stanie wspólnie zrealizować. Nasza przeszłość mogła mówić mi, że byłyby to kolejne niezapomniane chwile, ale niestety... Z powodu braku obecności blondyna używałem jego perfum, różnych bluz czy rzeczy przypominających mi o jego obecności. Może i to niszczące, lecz wolałem stopniowo przyzwyczajać się do jego braku, niż nagle całkowicie ograniczyć się do wszystkiego co było z nim związane.

Od tamtego czasu minęło już prawie pół roku. Moje życie zatrzymało się na samych rozmyśleniach. Mimo wsparcia bliskich, nie potrafiłem funkcjonować tak samo jak wcześniej i obawiałem się, że już nigdy nie będę mógł.

Tamtej nocy prosił mnie bym mu zaufał, pamiętałem każde słowo które mi mówił. Zrobiłem to, jak zwykle podążyłem za bezgranicznym zaufaniem do niego; o ten jeden raz za dużo. Kto wie, czy gdybym jakoś zareagował uniknelibyśmy tego wypadku. Może cała historia potoczyła by się inaczej, lub przeznaczenie i tak doprowadziłoby do tego, co miało się stać? Nigdy nie dowiem się, która z tych opcji jest prawdziwa, lecz napewno nie miałem zamiaru obwiniać się o jego śmierć. Byłaby to zapewne ostatnia rzecz jakiej chciałby Clay.

Ubrałem buty a na cały strój płaszcz. Ten, który wcześniej należał do blondyna. Mimo, że był zdecydowanie za duży, to lubiłem go. Nadawał sie na takie deszczowe pory roku jak ta. Była jesień, a może bardziej już zima? Jedno było pewne. Halloween. Z rękoma schowanymi w kieszeń opuściłem swój blok. Na dworze nie było już światła słonecznego. Jedynie latarenki lub ozdoby porozwieszane na mieście i domach dawały światło. Pełno dzieci biegało po chodnikach. Niektórym nawet wypadło kilka cukierków z koszyczka, czego nie widząc ganiały szczęśliwie dalej. Po kryjomu skorzystałem z okazji sięgając po leżącego na ziemi słodycza, spogladając za pozostawionymi go nieświadomie dziećmi. Chociaż teraz, nawet ten cukierek nie zmakował najlepiej. Żałoba wciąż ogarniała moje ciało i raczej szybko się jej nie pozbędę. Oprócz tych małych ludzi, chodzili i starsi. Poprzebierani w różne, głównie mroczne strone śmiali się oraz straszyli. Smutny uśmiech obszedł moją twarz, kiedy spojrzałem na grupkę nastolatków przy jednym z domów. Widziałem w nich naszą czwórkę. Również ubrani na czarno stali i gadali w jednym z zaułków. Och jak ja tęskniłem za tym dniem. Pierwszym, w którym jeszcze nie wiedziałem, że ten biegnący po mój numer telefonu idiota stanie się sensem moje życia. Smutny uśmiech zamienił się w obojętność. Był sensem moje życia, gdyż teraz go już nie ma. Wróciłem wzrokiem na ulicę a nastepnie spojrzałem w górę. Powstrzymywałem się od płaczu nie chcąc wybuchnąć na środku ulicy. Jeszcze kawałek. Zmierzałem do pewnego ważnego dla nas miejsca, tyle, że u mojego boku nie było nikogo.

Ciemny las. Tu też odegrało się wiele zdarzeń, które na ten moment mogę jedynie odtwarzać w pamięci. Na drzewach nie było już prawie żadnych liści. Wszystkie pokryły ziemie swoimi złocistymi barwami, które w nocy, nie różniły się od siebie. Ba, dla mnie daltonisty również nie były one takie piękne, jak wszystky mówili. Szedłem dalej. Następne kroki zbliżały mnie coraz bardziej do upragnionej górki. Naszego miejsca, w którym dopiero będę mógł poczuć chwilę odetchnienia, po czym następną dawkę bólu. Przechodząc przy jednym z drzew odruchowo obróciłem się, upewniając, że nikt za mną nie idzie. Kolejna sytuacja odtworzyła mi się w pamięci. Ta droga była jak taśma filmowa, z każdym krokiem wchodziłem na nową klatkę, która odtwarzała dany moment. Póki co był wstęp, a przed nami dopiero czekały najlepsze wydarzenia. Gonitwa, przedrzeźnianie się, straszenie, urocze spacery, świetliki, pocałunki... To właśnie tu, po drugiej stronie drzew, pod górką. Stanąłem w tym miejscu biorąc ciężki wdech. Spojrzałem na jej szczyt a w moich oczach znowu zebrała się słona woda. Nie mogłem płakać, nie teraz. Powtarzałem sobie to idąc tym razem wyżej. Zatrzymałem się dopiero na górze. Teraz spojrzałem w dół, a następnie na ciemne niebo. Znowu bezchmurne.

Bo To Gwiazdy Tworzą Historię || DNF ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz