||4||

484 31 22
                                    

Niedzielny wieczór - chyba właśnie tak mogę określić porę, w której robi się już na dworze ciemno, a jak wiadomo, w październikowe dni zmrok zapada znacząco szybciej, niż w czasie letnim.

Jako małe dziecko nienawidziłem tego. Dzień trwał dla mnie wtedy, gdy było jasno, co równało się z szybszym chodzeniem spać. Zawsze po dodatkowych zajęciach poza lekcyjnych, wracałem do domu w ciemnościach. Bałem się, że ktoś mnie wystraszy, a co gorsza porwie, dlatego im prędzej znajdowałem się w domu tym szybciej czułem się bezpieczny. Na dodatek gdy zapadał zmrok, czas bawienia na dworze drastycznie się zmieniał. Logiczne, że jako mały chłopiec, mama, ponieważ to właśnie ona sama wychowywała mnie przez długi okres mojego młodego dzieniństwa, nie puszczała mnie samego, czy to nawet ze znajomymi, którzy i tak podobnie do mnie mieli zakaz wychodzenia w nocy na dwór. W takich momentach wręcz umierałem z nudów, a moje ADHD wcale nie pomagało. Przynosiło to wiele negatywów, które teraz, na szczęście nie stanowią żadnego problemu. Wręcz przeciwnie! Noc jest tajemnicza, piękna i ciekawa. Czasem spacerując o tej porze, co coraz bardziej staje się moim ulubionym zajęciem, zauważam, że niektóre miejsca lub przedmioty wyglądają zupełnie inaczej, niż w świetle dziennym. Nocnym wyjściom, czy to samemu, czy ze znajomymi, towarzyszy taki cudowny vibe, że aż trudno to opisać.

Nawet tysiąc słów nie byłoby w stanie oddać tego uczucia; je trzeba przeżyć. Przekonać się na własnej skórze, co to jest noc, oświetlona nie przez jedną gwiazdę - słońce, a przez miliardy drobnych świecidełek, rozsianych po zazwyczaj ciemnogranatowym, ogromnym, niebie, które aktualnie rozciągało się nad moją głową, a ja szedłem przed siebie, na umuwione spotkanie.

W czasie drogi zacząłem się strasznie stresować. Kto by pomyślał, że już po pierwszym dniu udało się umówić na wspólne wyjście. A przynajmniej mam nadzieję, że tylko nasze w dwójkę, ponieważ chłopak nic nie wspominał o osobach trzecich. Nie żebym ich nie lubił, po prostu Nicka znam dosłownie od podstawówki, dlatego jedno wyjście mniej nic nam nie zaszkodzi a ten drugi, bodajże Alex jeśli dobrze pamiętam, nie wywarł na mnie aż tak sporego wrażenia, jak jego podobnego wzrostu uroczy przyjaciel.

Zbliżałem się do miejsca docelowego, tak zwanego ronda, przed którym zatrzymałem się, i delikatnie okręcając swoją głowę, rozpocząłem poszukiwania bruneta. Co jakiś czas spoglądałem na telefon, czy aby na pewno nikt, w tym wypadku głównie chłopak na którego czekałem, nie napisał.

- Jestem! -

Usłyszałem dość radosny krzyk tuż za swoimi plecami. Wzdrygnąłem się lekko, a gdy miałem w planach obrócenie się, osoba za mną swoimi drobnymi dłońmi zasłoniła moje oczy.

- George to ty? -

Spytałem, myśląc w tym momencie wyłącznie o nim.

- Możeeee -

Nie byłem pewny czy to jego głos, jednak wkładałem swoje przekonania w myśl, iż to właśnie on. Gdy usłyszałem, jak ten przeciąga ostatnią literkę, co uczyniło to słowo znacznie słodszym, jeszcze bardziej utwierdziłem się w moich podejrzeniach.

- Wiem, że to ty. Weź już te ręce -

Odpowiedziałem, lekko chichocząc. Dość odważnie przywitał się na sam początek, aż strach pomyśleć co może być na kolejnych spotkaniach, o ile takie będą miały miejsce. George na moje słowa, dodatkowo czując, jak obracam swoje ciało, postanowił zabrać dłonie z moich oczu. Odzyskując wzrok, wreszcie mogłem go zobaczyć, widać było, że podobnie do mnie przyszykował się na to spotkanie. Ubrany był w czarną koszulę, której połowa wsadzona była w równie czarne rurki. Na dolnej części zauważyć można było, w przeciwieństwie do reszty białe buty, a na dłoniach kilka srebrnych pierścionków.

Bo To Gwiazdy Tworzą Historię || DNF ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz