||25||

126 8 0
                                    

Minęło kilka dni od tamtego spotkania. Zdążyliśmy już ustalić, że kolejne będziemy wyznaczać chociaż jeden raz w tygodniu. W następnym tygodniu byliśmy umówieni na kolejne. Mama do tej pory niekoniecznie wykazywała zadowolenie tym pomysłem, lecz nie mogła zrobić nic więcej, to ja decydowałem i miałem nadzieję, iż nie pożałuję tego. Dzisiaj zaczynał się weekend, chociaż i tak w wakacje nie miało to, aż tak dużego znaczenia. Było bardzo wcześnie, o czym informowały mnie ćwierkające, jak jakieś nakręcone ptaki. Nienawidziłem tego, ponieważ te już o piątej, a nawet i czwartej, co dla chcących spać osób było i jest strasznie uciążliwe oraz jak w moim przypadku, irytujące, rozpoczynały latanie pomiędzy blokami oraz nawoływanie swoich towarzyszy. Zapewne z tego wywodzi się określenie "poranny ptaszek" na osoby, wstające o właśnie takich godzinach. Czasem podziwiałem je. Naprawdę nie rozumiem, jak można w zwykły dzień przebudzać się tak wcześnie. Jednocześnie współczułem tym, który z powodu pracy byli zmuszeni do ciągłego wstawania z samego rana. Osobiście nienawidziłem tego. Już naprawdę wolałem spędzić kilka godzin dłużej w łóżku i marnować dzień, by potem mieć czas w nocy, niż wstawać wcześnie. Spytacie więc, dlaczego akurat dzisiaj na nogach byłem już o szóstej. Odpowiedź prosta: wraz z weekendem umówiliśmy się ze znajomymi na wspólny biwak. Mówiąc znajomi, miałem na myśli Nicka, Alexa i oczywiście George'a, chociaż go niekoniecznie powinienem wrzucać do tej samej puli.

Już wczoraj przygotowałem pełny plecak z jedzeniem w puszkach, śpiworem oraz masą innych potrzebnych przedmiotów na taki dwudniowy wypad. Naprawdę cieszyłem się z powodu wyjścia. Uwielbiałem kreatywne spędzanie czasu, a plan, jak ten dzisiejszy, raczej zdarzał się rzadko. Właśnie dlatego byłem w stanie wstać o porannej godzinie, by jak najszybciej być gotowym. Zresztą, umówiliśmy się na szóstą trzydzieści, dlatego te pół godziny postanowiłem zarezerwować na ogarnięcie samego siebie. Umyłem swoje ciało, dopakowując przy okazji do plecaka, chociażby szczoteczkę. Ubrałem jakieś wygodne i odpowiednie na wypad w teren ciuchy oraz chociaż troszkę ogarnąłem swoje porozwalane włosy, po czym biorąc na szybko do ręki jakąś kanapkę, zamknąłem dom. Chyba byłem gotowy. Wystarczyło jedynie zadzwonić do pozostałych i poinformować, że idę na wyznaczone miejsce spotkania. Był nim jeden ze sklepików spożywczych, a dokładniej obszar tuż obok niego. Zapewne dlatego, że znajdował się on przy lesie, do którego idąc jedną z dróg, po kilku minutach pieszo, dotarlibyśmy do jeziora, obok którego było miejsce przeznaczone na biwaki. To właśnie tam mieliśmy się udać, dlatego zebraliśmy się tam, a nie gdzie indziej.

Na miejsce przyszedłem drugi. Pierwszy był Alex, którego obecność bardzo mnie ciekawiła. Ostatnio może i zawarliśmy pokój, lecz finalnie dzisiaj dowiemy się, jak w praktyce wyjdzie jego obietnica, czy prawdziwe intencje. Zbiłem z nim piątkę na powitane, po czym zacząłem jakiś luźny, mało istotny temat. Nie czekaliśmy całe szczęście długo, ponieważ na horyzoncie pojawił się po krótkiej chwili Nick. Byliśmy teraz w trójkę, praktycznie o równo umówionej godzinie. Brakowało tylko George'a, na którego przyjście czekałem najbardziej, a jego nieobecność niepokoiła mnie i lekko drażniła.

Po odczekaniu kolejnych kilku, a może nawet i kilkunastu minut zdecydowaliśmy, że zadzwonimy do niego, w celu dowiedzenia się, co z nim jest. Po kilku sygnałach odebrał, a ja ustawiając rozmowę na tryb głośnomówiący, spytałem:

- Gdzie jesteś? -

- Zaraz będę! -

Po tym wykrzyknieniu rozłączył się, a my spojrzeliśmy po sobie lekko zmieszani. Nic nie wytłumaczył, jedynie krzyknął, byśmy zaczekali, a przynajmniej taki przekaz mogły mieć jego słowa. Ciekawe, co było jego powodem spóźnienia, o czym zapewne dowiem się zaraz po jego przyjściu. Z chęcią spytam, czy zaspał, za późno wyszedł, a może po prostu źle wyliczył czas, przez co dana czynność zajęła mu więcej, niż przeczuwał. Całe szczęście, że nie przyszedł pół godziny po umówionym czasie, chociaż muszę przyznać, piętnaście minut to i tak sporo. Od wykonanego połączenia minęły z trzy minuty, kiedy ujrzeliśmy biegnącego w naszym kierunku chłopaka. Zatrzymując się przy nas, dyszał ciężko, a ja od razu objąłem go, przytulając do siebie oraz służąc jako chwilowe oparcie. Z jego stanu można było wyczytać, że swoją stratę w czasie starał się nadrobić biegiem, lecz czy coś mu to dało? Na pewno zadyszkę, która z czasem zaczynała przechodzić.

Bo To Gwiazdy Tworzą Historię || DNF ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz