Rozdział 17

21.3K 845 97
                                    


OLIVIA

Naciągam spódniczkę niżej, po czym łapię za tacę z dwoma szklankami. Podnoszę ją do góry i odwracam się w stronę sali. Ruszam do przodu, chcąc jak najszybciej zanieść zamawiane napoje.

- Liv!

Zatrzymuję się, słysząc głośny krzyk Paula. Zerkam na niego, nie wiedząc o co chodzi. Coś nie tak?

- Nikt nie zamawiał pustych szklanek – mówi, wskazując dłonią na tacę, którą nadal trzymam. – Wracaj tu.

Opuszczam wzrok na dół i sapię zaskoczona, zauważając, że faktycznie zabrałam puste szklanki. Co się ze mną dzieje?

Ten dzień to jakaś pomyłka. Nie mogłam spać, do czego powinnam już się przyzwyczaić. Moje myśli zajmuje ten jeden mężczyzna o którym tyle czasu próbowałam zapomnieć. Siedziałam całą noc w starej sypialni mamy, bo nie chciałam wrócić do swojego pokoju. Miałam głupie wrażenie, że gdy zamknę oczy, on się pojawi. Znów będę patrzyła w te wściekłe tęczówki i rozpadnę się na samo wspomnienie swoich własnych słów.

On mnie kocha a ja go oszukuję. Dlaczego nie powiedziałam mu od razu? Po cholerę mi kolejne dwa dni skoro to w niczym nie pomoże? Nawet jakbym miała pół roku na przygotowanie się do tej rozmowy, to i tak nic by nie dało.

- Może ja to zaniosę a ty...

- Nie – przerywam szybko Brennie. – Poradzę sobie.

Muszę coś robić. Cokolwiek, byle tylko zająć czymś myśli.

- W takim razie nie odwracaj się – odpowiada z dziwnym uśmiechem na ustach. – Bo szkoda tej pięćdziesięcioletniej whisky.

Co?

Chwytam tacę z pełnymi już szklankami i zwinnie obracam się w stronę sali. Patrzę na zajęty stolik przy którym siedzi dwóch starszych mężczyzn i ruszam w ich stronę, ale wtedy mój wzrok napotyka znajome spojrzenie.

Zastygam w bezruchu. Nie mogę pójść dalej ani uciec. Po prostu tak stoję i wpatruję się w Tylera, który siedzi przy najbardziej oddalonym stoliku i obserwuje mnie z zaciętą miną. Co on tu robi?!

- Daj – szepcze Brenna do mojego ucha. – Ja to zabiorę a ty do niego podejdź.

Automatycznie oddaję jej tacę i biorę dwa głębokie wdechy zanim postanawiam w końcu ruszyć. Prawie potykam się o własne stopy, bo nie jestem w stanie skupić się na tak prostej czynności jak chodzenie. Nie mogę opuścić wzroku na dół, by zwinnie omijać to co mi przeszkadza. Nie zwracam uwagi na krzesła na których siedzą klienci i po drodze wpadam na trzech mężczyzn. Wyduszam z siebie krótkie słowo „przepraszam" i przyspieszam, kierując się prosto do niego.

- Co tu robisz? – pytam podniesionym głosem.

Miał dać mi dwa dni.

- Siedzę – odpowiada, opierając się wygodnie na drewnianym krześle.

- Ale dlaczego tutaj?

Nie może tu być. Będzie mnie rozpraszał. Jego obecność tutaj to błąd. Doskonale pamiętam jak chciał wszystkich pobić ostatnim razem.

- Będę pilnował – oznajmia, odwracając ode mnie wzrok.

Co?

Krzyżuję ramiona na piersi, chcąc powstrzymać je przed drżeniem. Przestępuję z nogi na nogę, bo zaczynam czuć się nieswojo. On na mnie nie patrzy. Zamiast tego, wpatruje się w coś za moimi plecami i widzę jak zaciska dłoń w pięść. Zerkam do tyłu, ale nie znajduję żadnego powodu do złości.

SILVER [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz