Rozdział 13

1K 37 12
                                    

Ocknęłam się w jakiejś ciężarówce. Drzwi do ciężarówki były otwarte. Kiedy chciałam wstać poczułam, że rana na brzuchu mi się znowu otworzyła. Cholera. Mam nadzieję, że nie mam żadnych innych ran. Ostatni rozcięcie na łuku brwiowym było w takim miejscu, że mogłam zakryć je włosami. Tata na szczęście nic nie zauważył.

Z trudem podniosłam się i ruszyłam w stronę otwartych drzwi. Kiedy wyszłam zauważyłam Spider-Mana testującego swoje sieci. Kiedy mnie zauważył odrazu do mnie podbiegł.

-Wszystko okej? -zapytał
-Teraz tak
-Zemdlałaś i nie wiedziałem co robić
-Spokojnie już wszystko w porządku- powiedziałam I go przytuliłam

Byliśmy w dużym pomieszczeniu, a bardziej w jakimś magazynie. Było tam pełno kontenerów. Wspięłam się na jeden z nich by móc tam usiąść. Podwinęłam nieco moją maskę by mogło mi się łatwiej oddychać. Było widać mi nos i usta. Nagle obok mnie usiadł Spiderboy. Również podwiną maskę.

-Cholera strasznie mi się spieszy- powiedział
-Nie przejmuj się. To nie twoja wina tylko tego Sępa, że tu jesteśmy

Chłopak pokiwał głową.

Zapadła chwila ciszy.

-Słuchaj K ja naprawdę cię przepraszam powinienem ci pomóc. Leżałaś nie przytomna w tej ciężarówce. Ja powinienem
-Słuchaj nie przepraszaj, to nie twoją wina
-To moja wina, powinienem ci pomóc...

W tym momencie go pocałowałam.

-Za dużo gadasz- powiedziałam i zeskoczyłam na ziemię. Nałożyłam znowu maskę na usta i nos.

Perspektywa Petera

N n nie mogę uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło. Pocałowała mnie. Siedziałem teraz z uśmiechem na twarzy. Z zamyśleń wyrwała mnie dziewczyna.

-Chodź Spidermanku, trzeba przetestować wszystkie kombinacje. Musimy się wydostać.

Dziewczyna trzymała się ściany przy wielkiej metalowej bramie. Próbowała wpisać kod.

Udało nam się po ponad 200 próbach.

Wyszliśmy.

Perspektywa Rose

Udało się. Nie zdążyłam na olimpiadę. Siedziałam na dachu jakiegoś budynku i patrzyłam się na pomnik Waszyngtona. Moja klasa pewno tam była. Z tego co zauważyłam weszli wszyscy oprócz MJ.

Siedząc tak nagle zauważyłam Spider-Mana wspinającego się po pomniku. Wspinał się tak szybko, że naprawdę strasznie musiało mu się spieszyć.

Zeskoczyłam z dachu. I pobiegłam w stronę pomnika. Zaczęłam się wspinać po pomniku tak jak on.

-Gdzie ci się tak spieszy?!-krzykną
-Zarwała się winda!
-Że co!?
-Jeden z uczniów miał przy sobie bombę!

Z kąd on o tym wiedział.

Wspinałam się naprawdę szybko. Spider-Man był już na szycie i próbował rozbić okno. Nie zdziwię się jeżeli te szyby są kuloodporne.

Dotarłam na szczyt. O cholera faktycznie te szyby są moce. Budynek okrążyły helikoptery. Nie no kur*a jeszcze tego brakowało. Policja.

-Macie natychmiast z tąd zejść!- powiedział ktoś prze megafon

Wystraszyłam się. Przecież oni w każdej chwili mogą zacząć strzelać. Mamy coraz mniej czasu.

-Spróbuj wejść wyżej i z tamtąd się rozbujać!- krzyknęłam do pająka

W tym momencie znowu ktoś krzykną przez megafon.

-Macie natychmiast zejść z pomnika. Inaczej będziemy zmuszeni strzelać.

Błagam pośpiesz się Spider- manie. Szybko, szybko.

Spider-Man był już na szczycie. Skoczył zachaczając swoją siecią o helikopter. Uderzył w szybę rozbijając ją.

Natychmiast weszłam przez okno do środka. Spider-Man przytrzymywał windę. Weszłam do środka I pomagałam wszystkim wychodzić.

Kiedy zostałam już tylko ja windą zaczęła spadać.

-Pomóż mi!-krzyknęłam do pająk

W tym momencie złapał mnie za pomocą swojej sieci.

O rany jaką poczułam ulgę Kiedy moje nogi dotknęły ziemi. Spider-Man wisiał nad przepaścią trzymając się sieci. Nagle sieć się urwała w ostatnim momencie złapałam go za rękę. Tak to pewno było by po nim. 

Wieczorem siedziałam w samochodzie prowadzonym przez Happyego i rozmyślałam nad tym co się wydarzyło. Kurde będę musiała przeprosić za nie obecność na olimpiadzie. Tylko jaką wymówkę wymyślić. Nie wiem zastanowię się później najważniejsze to, że wygraliśmy.

Mam nadzieję, że w mojej książce nie przeszkadza wam to, że zamiast 8 PM piszę np 20.  Wiedzcie, że w książce jest 8 PM a poprostu piszę 20.

Weszłam do avengers tower. Spojrzałam na zegarek była 20. Szybko poszłam do mojego pokoju zobaczyć jak moja rana na brzuchu. Nie miałam wcześniej na to czasu.

O kur*a jest gorzej niż myślałam. Rana naprawdę mocno się otworzyła. Miałam też rozcięty łuk brwiowy. Problem w tym, że rana była w takim miejscu, że nie dało się tego przysłonić włosami.

Wyszłam z pokoju by poszukać Natashy. W końcu ona jako jedyna wie o tym, że mam moce. A przede wszytkim ona może mi dobrze opatrzyć ranę.

Weszłam do salonu trzymając się za brzuch. Był tam tata o cholera nie może zobaczyć. Starałam zachowywać się tak jakby wszystko było okej.

Perspektywa Tonego

Oglądałem wiadomości, co rzadko mi się zdarzało. W telewizji pokazywali akurat jak Spider-Man i K ratują ludzi w Waszyngtonie. W tym momencie do salonu weszła Rose.

-Hej Rosie jak było?
-Ymmm dobrze
-Byłaś też w tej windzie?
-Yyy nie ja zostałam na dole z MJ

W tym momencie zauważyłem, że ma dość dużo ranę na łuku brwiowym.

-Co ci się stało?- powiedziałem pokazując na jej brew
-Aa nic, poprostu się uderzyłam, a swoją drogą widziałeś gdzieś Nat
-Tak, chyba jest na sali treningowej. Tej na której zazwyczaj ćwiczycie.
-A okej, dzięki- powiedziała I odeszła

O rany chyba musiała uderzyć się też w brzuch. Widać, że ją boli. Spojrzałem na telewizor. Pokazywali akurat nagranie z monitoringu K dość mocno przywaliła w windę głową musi mieć niezłą ranę. Kurde biedna ta dziewczyna nie dawno straciła matkę i pewno jest cała w ranach. Zaraz cała w ranach, straciła matkę. Znam tylko jedną taką osobę.

Nie, nie może być!

Prawie 900 słów. Marraton 5/7

Córka starkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz