Rozdział 1

3.2K 67 2
                                    

Dlaczego mam takiego pecha i muszę pracować z kompletnymi kretynami. Coraz bardziej żałuję tej zamiany z Lucasem. Może i zajmowanie się księgowością było nudne, jak oglądanie jakiegoś  polskiego filmu, to chociaż nie musiałam po raz kolejny tłumaczyć zasad panujących w naszym mieście.

Dokładnie naszym, a konkretnie moim i mojego starszego brata Lucasa, choć jest to spore uproszczenie, gdyż nad nami jest głowa całej mafii. Choć znam go tylko pod pseudonimem Dex, to zdaje sobie sprawę, że nikt kto mu podpadnie długo nie pociągnie.

W końcu cały stan Nowy Jork należy właśnie do niego, jednak żeby łatwiej było nad nimi zapanować wyznaczył ludzi do pilnowania większych miast. My zajmujemy się przemytem w Rochester. Cały towar pochodzi z eksportu, nie wiem skąd szef bierze go w takich ilościach i tak szczerze to nawet mnie nie obchodzi. Liczy się to, że jesteśmy w tym najlepsi, oczywiście po Nowym Jorku, co nie jest wcale zaskakujące zważywszy na jego wielkość i ilość ludzi go zamieszkującą. Choć brzmi to dość zabawnie, że mafia prowadzi statystyki sprzedaży, to umówmy się drobna rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Dopóki każdy trzyma się swojego terenu jest w porządku, gorzej kiedy tego nie robi. Nie ma nic gorszego, gdy boss musi interweniować.

Tak jak stało się kilka lat temu, gdy zarządcy dwóch miast rozpoczęliśmy ze sobą wojnę. Zaczęło się jak zwykle w takich przypadkach, od błahostek jak wchodzenie na czyjś teren i podkradanie sobie klientów. Jednak doprowadziło to do tego, że zaczęli do siebie strzelać, tylko szybka interwencja szefa, jak i głupie szczęście zapobiegło nagłośnieniu całej sprawy. Gdyż w tym samym czasie policjanci byli zajęci powstrzymaniem szaleńca, który chciał wysadzić się w galerii handlowej. Ja dobrze pamiętam było to w sobotę wieczorem, więc jak zwykle było mnóstwo ludzi, którym życiu zagrażał. 

Strzelanina skończyła się w momencie przyjazdu szefa, który podobno aż gotował się ze wściekłości. W końcu jest znany z tego, iż nie cierpi rozgłosu. Kiedy kłócący się zarządcy do niego podeszli, ten bez ostrzeżenia zastrzelił ich na miejscu.

Ludzie byli w takim szoku, że przez dobre kilka minut wpatrywali się w ich ciała, za pewne gdyby nie widoczna dziura w głowie jednego i drugiego, to za pewne trwałoby to znacznie dłużej. Dex rozkazał, że teraz mają się słuchać zarządcy najbliższego większego miasta, po czym wrócił do domu, które notabene, rzadko opuszcza. Czemu się nie dziwię, w końcu ktoś musi wszystkim rządzać. Od tamtej jakże krwawej manifestacji, kto dzierży władzę, jest względny spokój. 

Ja tymczasem idę w stronę, klubu Lucasa, który jest jedną z przykrywek handlu narkotykami. Jak dla mnie trochę banalne miejsce na taki proceder, to no cóż nie mam zbyt wiele gadania na ten temat, w końcu po co zmieniać coś, co sprawdza się od wielu lat. 

W momencie kiedy przeszłam na drugą stronę ulicy, zaczął dzwonić telefon, który bez chwili zwłoki odebrałam. 

- Silv mamy drobny problem. - przewróciłam oczami na jego głos. Ani chwili spokoju. 

- Co się znowu stało? Przecież jeszcze godzinę temu tłumaczyłam tym dwóm kretynom, że mogą radzić sobie z ludźmi bez mojej pomocy. Jak można nie potrafić zapanować nad kilkoma dzieciakami. 

- Nie w tym rzecz. - zdenerwowany przełknął ślinę i zamilkł. 

- W takim razie o co chodzi? No dalej nie trzymaj mnie dłużej w tej niepewności. - odparłam słodkiemu głosem, typowej nastolatki, którą od dawna już nie jestem. 

- Policja węszy. 

- To żadna nowość Axel. - stwierdziłam najoczywistszą rzecz pod słońcem. W końcu te klauny już od dawna coś podejrzewają, ale co z tego skoro tylko cztery osoby wiedzą, że to ja i Lucas tym rządzimy. 

Nie Przegrywam #1 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz