Rozdział 21

974 40 0
                                    

Nagle zaczęłam się dusić, dopiero po chwili poczułam jak ktoś wyciąga mi z gardła rurkę. Próbowałam otworzyć oczy, jednak udało mi się to jedynie z jednym. Wyciągnęłam rękę spod kołdry i dotknęłam twarzy. Moje lewa część twarzy była cała opuchnięta, nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak strasznie teraz wyglądam.

Obróciłam głowę w stronę osoby, która uratowała mnie rurki. Kobieta miała na sobie śnieżny biały kitel i pisała coś w karcie. 

- Miała pani wyczucie, kiedy się obudzić, akurat przyszłam sprawdzić, jak się pani czuje. 

Próbowałam ją spytać gdzie jestem, jednak miałam tak suche gardło, że nie byłam w stanie tego zrobić. Ta jednak zauważyła to i odparła. 

- Jest pani w prywatnej klinice Med Express. Była pani nieprzytomna przez dwa tygodnie. Trafiła tu z połamanymi dwoma żebrami, lekkim wstrząsem mózgu. Na początku była pani w innym szpitalu, gdzie powstrzymać krwotok wewnętrzny. Miała pani naprawdę dużo szczęścia, a teraz proszę odpoczywać. 

Kobieta bez chwili zwłoki opuściła, pomieszczenie i zostawiła mnie z kompletnym mętlikiem. Przecież w Rochester nie ma kliniki o takiej nazwie, chyba że ja o czymś nie wiem.

Nie miałam siły się bardziej na tym zastanowić, gdy odpłynęłam. Ostatnią moją myślą przed zaśnięciem było, co się stało po tym jak zemdlałam w klubie? 

Skrzywiłam się pod wpływem intensywnych zapachów. Zdziwiona otworzyłam oczy, a tak właściwie to jedno oko i zobaczyłam dookoła łóżka mnóstwo kwiatów. Nie jestem nawet w stwierdzić ich nazw. Takiego misz maszu dawno nie widziałam. Nie dosyć, że były różne odmiany to i kolorystycznie były inne. Trochę czerwonych, żółtych, fioletowych, różowych i wiele wiele innych. Skrzywiłam się na żółte kwiaty, ponieważ pomimo, że oznacza szczęście to również zdradę. Co jest ironią w moim przypadku, w końcu zostałam zdradzona. Pytanie brzmi czy bardziej przez Nicka czy Jacksona?

No właśnie mój były. Już dawno o nim zapomniałam, w końcu to nasze rozstanie było zapalnikiem, że bardziej zainteresowałam się interesami brata. Wcześniej niezbyt mnie to obchodziło, w końcu wystarczało mi, że od czasu do czasu sprzedam działkę lub coś ukradłam. Po tym jednak potrzebowałam czegoś, żeby zajęło moje myśli do takiego stopnia, że o nim zapomnę. Co się udało, pracowałam tyle godzin dziennie, że w momencie kiedy wracałam do mieszkania i kładłam się do łóżka, momentalnie zasypiałam. 

Pracocholizm się opłacił, bo razem z Luckiem osiągnęliśmy szczyt.

Były chwilę kiedy nie spałam kilka dni i skupiłam się na interesach. To właśnie wtedy mój braciszek zabronił mi pracować przyjemnej tydzień. W tedy byłam na niego wściekła siedziałam w domu i kompletnie nie wiedziałam czym się zająć. 

Na szczęście szukając czegoś ciekawego czym mogłabym się zająć, znalazłam grupę dla miłośników czytania. Choć nigdy nie byłam jakąś wielką miłośniczką literatury, stwierdziłam, że przydałoby mi się jakieś spokojne hobby. Dzięki temu poznałam największe wariatki jakie chyba chodzą po tej ziemi.

Praktycznie cała nasz piątka zajmowała się czymś co nie jest do końca legalne, no może poza Jini, która założyła grupę. To właśnie ona jest sercem i najbardziej zapaloną czytelniczką jaką w życiu spotkałam. Na dodatek zaraziła nas swoją pasją. To dzięki czytaniu różnorakich historii, odkryłam, że nie chce być ofiarą a drapieżnikiem, który nie da się już zranić. 

Co za paskudna ironia losu, że wylądowałam w szpitalu i leżę pod kroplówką. Gdyby nie leki przeciwbólowe to za pewne zwijałabym się z bólu. 

- Wyglądasz okropnie Silv. - obróciłam się w stronę głosu. 

- Ty też za dobrze nie wygłasza braciszku. Nie spałeś czy jak? - spytałam widząc jego wielkie sińce pod oczami. 

- Można tak powiedzieć. - podszedł do mnie i położył mi tabliczkę czekolady na stoliku. - Przyniosłem ci na pocieszenie. 

- Dzięki. Możesz mi powiedzieć jak sprawa z policją. - spojrzał na mnie z troską, ale po chwili pokręcił głową. Znał mnie na tyle, żeby wiedzieć, że nie odpuszczę. 

- Od razu po rozmowie z tobą, zleciłem mojemu. 

- Twojemy? - wtrąciłam, a on przewrócił oczami. 

- Dobra naszemu człowiekowi, żeby go uciszył. Zadowolona? 

- Bardzo. - uśmiechnęłam się. - Możesz podać konkrety? 

- W tym miejscu w którym obecnie przebywamy, mogę powiedzieć tylko, że oficjalnie popełnił samobójstwo i powiesił się w celi. Trwa śledztwo skąd wziął pasek, a dziwnym trafem w nocy na całej ulicy padł prąd. 

Gdy to usłyszałam zaczęłam się śmiać do tego stopnia, że złamane żebra mnie bolały. Nic jednak nie mogłam poradzić, to było silniejsze ode mnie. 

- Co cię tak bawi? 

- To, że kamery na komisariacie nie są bezprzewodowe, na baterie tylko na prąd. Co dla mnie jest komiczne. 

Kiedy się uspokoiłam, wytarłam łzy spod oczu i spojrzałam na brata, który miał troskę wypisaną na twarzy. Od razu domyśliłam się o co mu chodzi. 

- Luc to nie była twoja wina. 

- Właśnie, że była. Jestem starszy i to ja jestem za ciebie odpowiedzialny. 

- Jestem dorosła. 

- Co z tego. Dla mnie zawsze będziesz moją małą siostrzyczką której świeciły się oczy na widok czekolady. Zresztą masz to do dziś. 

- Nieprawda. 

Ten ewidentnie mi nie wierzył i patrzył na mnie wymownie

- Masz pojęcie, że przed chwilą wręczyłem ci czekoladę i widziałem wyraz twojej twarzy. 

- Dobra niech ci będzie, ale przyznaję ci rację tylko z braku argumentów przeciw. 

Chwyciłam go za dłoń i odparłam. 

- Całe życie się o mnie troszczył, robiłeś wszystko co w swojej mocy, żebyśmy mieli godny byt i udało ci się. A właściwe nam. Pamiętaj, że do niczego mnie nie zmusiłeś. To była moja decyzja. Zresztą dobrze wiesz, że lubię to robić. Tak jak zresztą ty. 

- No tak ewidentnie jest coś z nami nie tak. 

Uśmiechnęliśmy się do siebie. Choć nadal dręczyły mnie dwie kwestie. Dlaczego mój brat ma tak wielkie wory pod oczami i co Jackson miał z tym wszystkim wspólnego. 

- Dlaczego nie spałeś? 

- Silv naprawdę. - w jego głosie było słychać zmęczenie. - Nie możesz jak normalny człowiek odpoczywać i zbierać siły. 

- Ani ty ani ja nie jesteśmy normali, więc odpowiedź brzmi nie mogę. 

- Dobra uparty ośle. - westchnął i rozejrzał się dookoła. - Razem z Dexem szukamy Jacksona. Niestety jak na razie się rozpłynął. Najprawdopodobniej wyjechał z kraju coś załatwić, jednak kiedy wróci będziemy o tym wiedzieć. 

Przytaknęłam mu i z westchnieniem zamknęłam oczy. Czyli Dex jednak był w klubie, tylko poco tam był? Wiem, że jest naszym szefem i w ogóle, ale wszystko co było z nami do załatwienia, już zrobił. Ciekawi mnie też czy Luc coś mu mówił o moim byłym. Chociaż bardziej co mu powiedział, bo jestem pewna, że to zrobił.

Nie miałam jednak siły o cokolwiek go pytać, zamiast tego przymknęłam oczy i momentalnie zasnęłam. 

N.A.R.A

Nie Przegrywam #1 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz