Rozdział 15

1.1K 48 0
                                    

Ja na złość, wszyscy tego dnia postanowili ruszyć do centrum w tym samym czasie co ja. Jakby nie mogli z tym zaczekać jakąś godzinę, żebym mogła spokojnie dojechać do hotelu.

Po tym co się tam stało kilka godzin temu, nie mam najmniejszej ochoty, aby znów tam być. Szkoda tylko, że nie mam wyboru. Nie wiem co jest gorsze strach, że go zobaczę, czy świadomość, że będę to robiła dosyć często. Zwłaszcza, że muszę z nin ustalić jak zamierzamy pograć z policjantami. Nie mam zamiaru robić tego na własną rękę. Nie po tym jak dowiedział się, o sytuacji z dostawcą.

Nie ma co ukrywać. Nawaliliśmy.
W końcu siedzimy w tym razem i nie mogę pozwolić, żeby mojemu bratu coś się stało. Zazwyczaj mnie ratował, gdy grunt usuwał mi się spod nóg. Teraz moja kolej zrobić co w mojej mocy, żeby pomóc mu. Nawet jeśli oznacza to rozpraszanie osobnika, który jest przebieglejszy od lisa i niebezpieczniejszy od dzikiego zwierza. Nawet nie potrafię stwierdzić, jakiego tak właściwie mi przypomina.

Zawsze myślałam, że jestem osobą, która panuje nad swoimi emocjami i zachowaniem. Tymczasem przy nim przypominam przedszkolaka, który dopiero się tego uczy. Przy nim czuje się znowu jak małolata, która pierwszy raz ma kontakt z płcią przeciwną. Może byłoby mi łatwiej, gdybym nie wiedziała jak bardzo inteligentny i przebiegły z niego przeciwnik.

Tym właśnie dla mnie jest przeciwnikiem. Szkoda tylko, że na szali jest moje życie, a on jak na razie wygrywa każdą partię. Nie mogę przestać sobie wyobrażać jakby wyglądała jego gra w szachy, z moją znajomością jedynie podstawowych zasad takich, jak sposoby poruszania się figur oraz wiedza, że trzeba zbić króla, za pewne ograłby mnie w trzech ruchach.

Z drżącym oddechem zatrzymuje się naprzeciwko hotelu. Nie muszę nawet sprawdzać godziny, by zdawać sobie sprawę , że jestem bardzo spóźniona.

Zamknęłam oczy i z całych sił próbowałam powstrzymać moje kołatające serce. Mam wrażenie, że jak nie zwolni to będę musiała zadzwonić po karetkę z podejrzeniem zawału. Chociaż wtedy nie musiałabym się z nim spotkać. Z drugiej strony nie uśmiecha mi się ogromny rachunek jakbym później dostała z powodu braku ubezpieczenia. W końcu moja praca nie jest ani trochę legalna, a ja sama nigdy nie czułam potrzeby, żeby je wykupić. Zwłaszcza, że Lucas trzyma w garści kilku specjalistów. Każdy w końcu ma jakieś tajemnice i grzechy.

W przypływie odwagi, wysiadłam z pojazdu i energicznym krokiem ruszyłam do windy. Ręka nie zdążyła mi się zatrząść przy wciskaniu guzika, co nie zmienia faktu, że im bliżej byłam celu, tym bardziej ogarniała mnie panika. W myślach powtarzałam sobie cytat z książki, którą ostatnio polecała mi Jini. Obawiajcie się, bójcie się, ale nie panikujcie, bo to panika zabija, a nie strach. Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Ewidentnie Bruce Dickinson  nie przemyślał tego.

W momencie kiedy drzwi windy się otworzyły, weszłam do środka. Nie zdążyłam rozejrzeć się, gdy poczułam jak ktoś od tyłu przytrzymuje moje biodra. Zdziwiona nie miałam pojęcia jak zareagować. Zwłaszcza kiedy czuje jego ciepły oddech przy moim uchu.

- Spóźniłaś się. - szepnął, a do moich nozdrzy dotarła won alkoholu. Wzdrygnęłam się i czekałam na ciąg dalszy. Nie trwało to długo, gdy kontynuował. - Co masz na swoje usprawiedliwienie?

- Byłam zajęta.

Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, gdy popchnął mnie na pobliską ścianę. A ja nie mogłam oderwać wzroku od jego ciemnych jak noc oczu. Nawet tego dnia w klubie nie był na mnie tak wściekły jak w tym momencie. Aż tak nie lubi spóźnień?

- Czym byłaś tak zajęta? - spytał spokojnie, choć czułam, że już ledwo się hamował.

- Przecież mówiłam ci, że miałam się spotkać ze śledczymi. Mieli do mnie sprawę nie cierpiąca zwłoki. - z trudem przełknęłam ślinę, gdy pochylił się do mnie jeszcze bliżej. Choć myślałam, że jest to niemożliwe.

Nie Przegrywam #1 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz