Kocham cię.

620 43 3
                                    

Michaela nie było juz 2 godziny i zaczynałam sie martwic. Siedziałam u niego na kanapie i zastanawiałam się co mam robic. Moje życie było naprawde pokręcone. Ashton, dziecko i jeszcze teraz Mike. Nie wiem co czułam i zaczynałam sie w tym wszystkim gubić. Zbyt duza ilość emocji doprowadzała mnie do rozpaczy. Chciało mi sie płakać. Nikt nigdy nie spowodował u mnie tyle bólu co Ashton i nikt nie był dla mnie tak opiekuńczy jak Mikey. Ale wiem ze nie mogę sie teraz związać z Michael'em, bo wtedy to juz całkiem bym się zgubiła. Powiedzial mi ze będzie czekał i mam nadzieje że tak właśnie będzie. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. W pierwszej chwili pomyślałam ze to Mike ale dlaczego miałby pukać do swojego własnego mieszkania? Podeszłam do drzwi chcąc sprawdzić tożsamość gościa i spojrzałam przez wizjer. Ujrzałam nikogo innego jak Ashtona we własnej osobie. Przygryzłam wargę i wzięłam głębokim oddech a później otworzyłam drzwi.

-Hej-powiedzial niepewnie Ash.

-Uhm..cześć -cofnęłam sie do tylu gdy on zrobil krok w przód jednocześnie wchodząc do mieszkania. Dopiero teraz pomyślałam ze to nie był najlepszy pomysł. Ashton jest nie obliczalny i bałam się ze może mi coś zrobić.

-Przepraszam, na prawde cie przepraszam!- uklęknął na kolana i zaczął przepraszać-wiem jestem okropnym dupkiem, zraniłem cie i masz prawo mnie nienawidzić ale mi na prawde zalezy na tobie i dziecku! Proszę cie, wybacz mi. Nie chce was stracić! Musisz mi wybaczyć!-gdy usłyszałam jego wyznania zakręciło mi sie w glowie, w dalszym ciagu miałam ochotę go udusić albo coś podobnego, ale jednak to co powiedział w jakiś sposób na mnie podziałało. To co zrobil było okropne ale gdy zobaczyłam tak bezradnego Ashtona klęczącego przede mna i błagającego i wybaczenie zrobiło mi sie go żal a jedna lub dwie samotne łzy spłynęły po moim policzku.

-Ashton wstań, proszę cie- przysunęłam się do niego trochę i chwyciłam go za koszulkę-jesteś dupkiem, pieprzonym dupkiem bez serca i pohamowań, zraniłeś mnie doszczętnie. Nie wiem czego ode mnie chcesz i w czym ja żyje bo to wszystko jest jakaś pieprzona książką i mam tego serdecznie dość, ale nic nie poradzę ze...-zacięłam się i spuściłam głowę unikając wzroku Ashtona-ze..ze ja cie kocham -dodałam cicho nie podnosząc głowy. Ashton odsunął sie krok i spojrzał na mnie przenikliwie.

-Ty mnie co? Ale..ale jak t-to?-jąkał sie i sam nie wiedział co powiedzieć podrapał się nerwowo po glowie.

Gdy przez dłuższą chwile nic nie mówiłam i delikatnie podniosłam wzrok ujrzałam Ashtona który wpatrywał sie we mnie swoimi (pięknymi) orzechowymi oczami. Chyba dotarło do niego co powiedziałam, bo jego wzrok złagodniał a on sam przysunął sie lekko do mnie. Położył swoja rękę niepewnie na moim ramieniu i pochylił się. Szeptem wypowiedział trzy słowa które sprawiły ze serce zabiło kilka razy szybciej a oddech stal sie płytki i nierówny.

-Też cie kocham.

To wystarczyło. Zarzuciłam mu ręce na szyję i z wielkim uśmiechem na twarzy oplotłam go nogami w pasie. Ashton się tylko krótko zaśmiał i obrócił nas wokół własnej osi. Zeskoczyłam z niego a po moich policzkach spłynęło kilka łez szczęścia. Takiej radości nie czułam od dawna.

-Ciii- przytulił mnie delikatnie Ash- nie płacz skarbie, wszystko będzie dobrze -objął mnie swoimi umięśnionymi ramionami i przyciągnął bliżej. Wtuliłam sie w jego koszulkę zaciągają zapachem znajomych perfum, które tak uwielbiałam. Po chwili odsunęłam się od niego patrząc mu w oczy.

-Obiecaj, ze mnie juz nie zranisz. Nigdy. Że się zmienisz. Nie zniosę kolejnej porażki. -powiedziałam cicho ale stanowczo.

-Obiecuje. Kocham cie i nie chce żebyś cierpiała, przepraszam ze bylem takim dupkiem, ale dopiero gdy cie straciłem dowiedziałem sie ile dla mnie znaczysz. -uśmiechnął sie do mnie niewinnie.

Potem jeszcze chwile sie poprzytulaliśmy i napisalam Michaelowi kartke ze u mnie okej i wracam do Ashtona. Dziękuję mu za wszystko. Wzięłam swoje rzeczy pojechaliśmy do domu, zrobiliśmy kolacje. Potem obejrzeliśmy jakiś film i zasnęliśmy na kanapie.

Michael 's POV

Była druga w nocy a ja siedziałem juz mocno wstawiony w barze wypijając kolejnego drinka. W glowie mi huczało, ale gdy zobaczyłem kartke od Olivii myślałem ze mnie szlag trafi na miejscu. Potłukłem kilka szklanek i złamałem krzesło, a potem wyszedłem i znalazłem sie w barze. Chciałem zapomniec o moich uczuciach, o tej ranie na sercu jaką zrobiła Liv tym listem. Ashton sie nigdy nie zmieni, on zawsze będzie takim samym chujem i nie da Olivii tego czego potrzebuje. A ja tak. Mogę jej dać milosc, zaufanie i bezpieczeństwo, jej i dziecku. Ona jeszcze do mnie wróci.

W tym momencie na krześle obok usiadła jakąś dziewczyna. Odwróciłem głowę i ujrzałem kobiete mniej więcej w moim wieku z długimi kręconymi czekoladowymi włosami i jasna cera. Miala śliczne brązowe oczy. Ubrana byla w dopasowane czarne rurki i szpilki, a na górze miała czarna koszulkę z logiem Nirvany. Była śliczna. Uśmiechnąłem sie do niej.

-Jestem Michael. Napijesz sie ze mna? - Uniosłem szklankę patrząc w oczy dziewczynie. Uśmiechnęła sie do mnie przyjaźnie i kiwnęła glowa.

-Rachel. Z wielką chęcią. -miala naprawde przepiękny uśmiech.

ZmianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz