8. Coś ty zrobiła?

1.5K 69 10
                                    

Perspektywa Joseph'a
(15 minut wcześniej)

Wyszedłem z gabinetu dyrektora mając ochotę go rozgnieść. Nie wiedziałem co robić. Czułem się bezsilny, bo już nie wiedziałem jak pomóc mojej małej córeczce. Chciałem ją jeszcze znaleźć i zapewnić, że wszystkim się zajmę bez względu na cenę, i konsekwencje.

Wyszedłem przed szkołę i rozejrzałem się po parkingu, gdzie już nie było po niej śladu. Wróciłem do szkoły i zacząłem jej szukać. Najpierw sprawdziłem pod salą, w której teraz powinna mieć lekcje, potem pod sklepikiem aż w końcu zacząłem przeszukiwać każde możliwe miejsce w szkole. Zobaczyłem tłum osób, które zaczęły się z kogoś śmiać i byłem pewien, że tym kimś była moja mała córeczka.

- Gdzie ona jest? - syknąłem do leszcza przyciskając go za poły koszulki do ściany. Byłem wściekły i załamany. Bałem się co mogło się stać. Dzwonek na lekcje zadzwonił, jednak w tym momencie to najmniej mnie obchodziło.

- D - do ł - łaz - zienki p - poszła - wyjąkał, a wtedy od razu biegiem ruszyłem we wskazane miejsce. Trząsłem się w środku. Jasne, że to nie musiało niczego oznaczać, ale po tym wszystkim co się ostatnio stało, każde jej zachowanie mnie martwiło. Zrozumiałem jak wiele ukrywała i nie wiedziałem jak jej w tym wszystkim pomóc. Starałem się jak mogłem, ale bałem się, że to nie wystarczało. Dopiero teraz dostrzegłem, że jak była sama to się nie uśmiechała. Dopiero, gdy się pojawialiśmy w zasięgu jej wzroku zmuszała się do uśmiechu.

Wbiegłem do łazienki i stanąłem jak wryty, gdy zauważyłem krew wypływającą z kabiny. Przez chwilę miałem wrażenie, że moje serce stanęło. Wiedziałem co się stało. W końcu musiało do tego dojść, ale do tej pory odpychałem tą myśl. Podbiegłem do drzwi po czym mocno za nie szarpnąłem. Nie zadziałało.

- Skarbie, otwórz te drzwi - szepnąłem licząc na to, że jest jeszcze przytomna i nic się jej nie stało. Nic nie usłyszałem, żadnego ruchu ani nawet najmniejszego dźwięku. Była tylko przeraźliwa cisza.

Stanąłem bokiem do drzwi i uderzyłem w nie barkiem. Nic się nie stało. Po kilku razach w końcu drzwi puściły, a wtedy moim oczom ukazała się moja mała kruszynka ledwo przytomna. Miała odrobinę podwiniętą koszulkę, która była już czerwona. Po jej nogach powoli spływała krew, a potem lądowała na ziemi, gdzie już była spora kałuża. Nie byłem lekarzem, ale byłem pewien, że tyle krwi ile straciła było niezdrowe i nie byłem nawet pewien czy zaraz kompletnie się nie wykrwawi.

- Coś ty zrobiła? - uklęknąłem przy niej po czym szybko zerwałem z siebie marynarkę i oplotłem ją wokół jej talii.

- Przepraszam - szepnęła ledwo słyszalnie, a potem zamknęła oczy.

- Nie, skarbie. Otwórz oczy - mówiłem jak w jakimś amoku. Zacząłem ją klepać po policzku, jednak po kilku sekundach zdałem sobie sprawę, że to nie miało sensu.

Szybko złapałem ją pod kolanami, a drugą dłoń położyłem na plecach i uniosłem ją.

- Trzymaj się - szepnąłem wybiegając z łazienki. Biegłem korytarzem ile miałem tylko sił w nogach. Serce biło mi szybko i huczało w uszach. Cały się trząsłem ze strachu. Widziałem jak za nami tworzył się cienki szlaczek z krwi. Nie byłem pewien jak wiele krwi straciła, ale była strasznie blada. Tak jak jeszcze nigdy.

- Co się stało? - krzyknęła jakaś kobieta wypuszczając z dłoni książki, które trzymała, gdy ja starałem się jak najszybciej dobiec do auta. Przelotnie na nią zerknąłem i zauważyłem, że to była ta sama nauczycielka, która była przy niej w szpitalu. Szybko ją wyminąłem, jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że mógłbym sam nie dać rady. Przydałby się jeszcze ktoś, kto będzie przyciskał ubranie do ran, gdy ja będę prowadzić.

OszukanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz