42. Przeznaczenie

1.3K 79 17
                                    

- J - ja przepraszam za wszystko co powiedziałam - wychrypiała w końcu. Nie miałam pojęcia ile stałyśmy na środku korytarzu przytulające się do siebie i płaczące w swoje ramiona, ale był to dla mnie najboleśniejszy, a jednocześnie najszczęśliwszy moment. - Nie chciałam nic z tego powiedzieć - dławiła się łzami, a ja wtedy przesunęłam dłonią po jej łopatkach. Chciałam ją uspokoić. Nie chciałam, aby płakała. To był kolejny nóż wbity prosto w moje serce. - J - ja po prostu tak bardzo się martwiłam - z jej gardła wydobył się okropny dźwięk, który zasygnalizował o kolejnej fali płaczu. Serce mi mocniej zabiło na jej słowa. Ono wciąż tam było. I nadal biło tylko dla niej. - Byłam pewna, że coś Ci się musiało stać. Umierałam ze strachu - jeśli to w ogóle było możliwe to właśnie przycisnęła mnie do siebie jeszcze mocniej i jeszcze silniej mnie objęła. Jakby zapewniała siebie, że faktycznie tu byłam cała i zdrowa, i że nie zamierzałam nigdzie odejść.

- Nic mi się nie stało - wyszeptałam. Ciepło, które od niej biło było tak przyjemne, że chciałam tu zostać na wieczność. Serce biło mi szybciej mimo, że jeszcze chwilę temu je roztrzaskała na kawałeczki. Ale ono było tam. Właśnie dla niej. Tylko dla niej. Było złamane, ale w jej ramionach tak szczęśliwe. Byłam w stanie wybaczyć jej wszystko. Bo ją kochałam. Przestałam się już okłamywać, że było inaczej. Byłam zakochana w swojej nauczycielce - taka właśnie była prawda. Wystarczyło jedno jej słowo, abym padła przed nią na kolana, jedno abym weszła w ogień i jedno, aby mnie zniszczyć.

- Nigdy więcej tego nie rób, rozumiesz? Cokolwiek robiłaś musisz kogoś o tym poinformować - znowu wróciła jej zła postawa. Odsunęła się ode mnie, a zamiast tego objęła dłonią mój policzek. - Nigdy więcej mi tego nie rób - powtórzyła ostrzej niż wcześniej. Miała zaczerwienione oczy od płaczu, różowe policzki, a łzy wciąż mimowolnie z nich spływały. Ponadto rozmazał się jej makijaż. Mimo to wyglądała pięknie. Jak anioł, który zszedł na ziemię, aby mnie uratować od zguby. Mogła też być diabłem przebranym za niego. Tym, który miał mnie zgładzić.

Przytaknęłam głową. Na jej twarzy mignęło coś na kształt ulgi, ale szybko to zamaskowała.

- Twoi rodzice się martwią. Byli tutaj, ale powiedziałam im, żeby zaczekali na Ciebie w domu. Musimy iść do mojej sali. Zostawiłam tam twój plecak. Powinnaś zadzwonić do rodziców - skwitowała całkowicie poważnie. Przyglądała się mojej twarzy tak jakby chciała zapamiętać jej cały kształt. Byłam zawstydzona tym, że teraz z pewnością wyglądałam fatalnie.

- Dobrze - na tylko tyle było mnie stać. Reszta słów utknęła gdzieś w moim gardle. Pragnęłam zatrzymać ją i wyjawić jak bardzo mi na niej zależało. A to przecież było takie niedorzeczne. Byłam skazana na porażkę.

Opuściła dłoń, która bezwiednie opadła wzdłuż jej ciała.

- Idź przodem - odparła, a dłonią zamachała, wskazując mi odpowiedni kierunek. Niepewnie przytaknęłam i ruszyłam. W środku byłam rozwalona na kawałki, ale na zewnątrz byłam silniejsza. Nie chciałam już upaść przy najmniejszym kroku. Nogi się pode mną nie uginały, a oczy nie pragnęły zamknąć. To dało mi chociaż odrobinę ulgi. Dzięki temu wcale się nie dowie, że ostatnie kilka godzin przeleżałam na brudnej ziemi zaraz obok szkoły.

Stukot jej szpilek tworzył echo w całym korytarzu. Szła tuż za mną jak prywatny ochroniarz. Scalała się z moim cieniem na ścianie.

- Która jest godzina? - spytałam cicho, gdy tylko zauważyłam, że za oknem już zachodziło słońce.

- Około 17 - odparła, a jej zachrypnięty głos przyprawił mnie o dreszcz. W chwilę zmieniła swoją postawę. Jeszcze dosłownie minutę temu płakała mi w ramię, a teraz zachowywała się jakby do niczego takiego nie doszło. Znowu się dystansowała. Z jakiegoś powodu pragnęła, a jednocześnie uciekała od mojej obecności. Nie umiałam zrozumieć dlaczego. Byłam tylko nic nie znaczącą dziewczyną, którą ona uczyła. Tylko tyle i aż tyle.

OszukanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz