two

490 61 20
                                    

Wkrótce pokojówka dołączyła do całej trójki, która ewidentnie chciała już opuścić to miejsce. Jedyną osobą, która by mogła tu pozostać oprócz ojca Nicholasa, była właśnie rodzicielka Karl'a - lecz nie w celu gadania z innymi mężczyznami, a zwyczajnym oglądaniem obrazów i innych pomników czy popiersi.

-Zbierzemy się już do wyjścia, dobrze Constance?- spytała matka panicza, a pokojówka jedynie uśmiechnęła się i energicznie pomachała głową na znak zgody.

Wszyscy powoli ruszyli w kierunku drugiej sali, przez którą trzeba przejść, by dojść do wyjścia, jednak Nicholas na moment zostawił swoich towarzyszy i wrócił się do zagadanego ojca przez jakąś kobietę. Chłopak spokojnym krokiem podszedł do dwójki i ukłonił się lekko przed obcą mu kobietą, po czym wysunął rękę, by pocałować dłoń kobiety. Jeden z najstarszych chwytów na szarmanckość, lecz zawsze działa - a jeszcze lepiej z dobrym nazwiskiem.

-Musimy Panią niestety przeprosić, ale na nas już pora.- uśmiechnął się i chwycił mocno swojego ojca za ramię, targając nim lekko w stronę wyjścia.

-Było to bardzo niegrzeczne.- skomentował jedynie straszy mężczyzna i spod uścisku syna się lekko szarpiąc wyzwolił. W głowie Nicholasa szalały różne obraźliwe słowa w stronę swego własnego taty, lecz z grzeczności nic nie powiedział na głos.

Po chwili obaj dołączyli do dwójki kobiet i jednego chłopca. Wszyscy, którzy mieli przewieszone swobodnie kurtki przez przedramię zaczęli je ubierać na siebie. Ojciec arystokraty  po raz pierwszy pomógł niczym prawdziwy dżentelmen swej żonie, zaś jego syn zaopiekował się pokojówką, a ta ucałowała go za to w policzek.

Jedna z niewielu rzeczy jaka została wychwycona przez wszystkowidzące oko Nicholasa była marynarka Karl'a, która z tyłu wzdłuż jego szyi dziwnie się wykrzywiła, więc ten podszedł do niego i lekko wsunął palce za jego kark i poprawił śliski materiał, który znajdował się tylko na górze ubrania. Jacobs pospiesznie po tym odwrócili się do młodego Armstrong'a i pochylił się przed nim na znak swego rodzaju podziękowania. Armstrong tylko odwzajemnił uśmiech, bo dla niego było to więcej niż jakiekolwiek słowa, bo te w końcu były zbędne, skoro lepiej czynić niż tylko gadać.

Constance miała na sobie piękny beret, co nie umknęło Pani Armstrong, ta od razu zaczęła wychwalać dzisiejszy strój kobiety, nie zapominając oczywiście o jej synu. -Karl również jest pięknie ubrany, miło popatrzeć...- ględziła kobieta w kółko, lecz trudno byłoby się z nią nie zgodzić, ponieważ oboje wyglądali fantastycznie.

Kiedy przekroczyli próg muzeum na dwór od razu ujrzeli burzową pogodę. Błyskawice pojawiały się co jakiś czas, ale grzmotów nie było słychać. Wiatr wiał, lecz ciepłym powietrzem, a lekki deszczyk odbijał się w kałużach na drodze i na malutkich strumieniach wody prowadzących do kanalizacji. Niewiele myśląc Nicholas ściągnął z siebie odzianie i nadstawił je nad głowę pokojówki, żeby ta nie zmokła, a w jego ślady poszedł stary Armstrong i uczynił to samo z Elizabeth.

Wszyscy pospiesznie doszli do auta, którym przyjechali razem. Jak dojeżdżali do muzeum to najpierw podjechali pod dom Jacobs'ów, by odebrać matkę z synem, jak zawsze Nicholas myślał, że pokojówka ma blisko do ich domu tak po tej podróży zmienił zdanie - około dwudziestominutowa droga autem była wykańczająca, a pewnie komunikacją publiczną trwało to o wiele więcej.

Wsiedli do auta lekko mokrzy, co odbijało się na siedzeniach, ale nikt już nie zwracał na to uwagi. Chociaż młody Jacobs był cały przemoknięty, co zauważyła Pani Armstrong.

-Karl jest cały przemoknięty Henry, pojedźmy do naszego domostwa.- zaproponowała, na co wszyscy się cicho zgodzili nic nie mówiąc. Do domostwa Armstrong'ów nie było tak długiej drogi, w porównaniu do miejsca zamieszkania Jacobs'ów. Taka alternatywa była zdecydowanie lepsza, napewno dla zdrowia bruneta, który mógł przez to szybko zachorować mimo wszystko.

Na skórzanym siedzeniu w aucie było już dużo wody, która powoli skapywała na dół pod nogi przemokniętego bruneta i Nicholasa. Siedzenie robiło się coraz brudniejsze z wody i brudu jaki tam ostał, lecz ani jedna osoba w aucie na to nie zwróciła uwagi, oprócz Karl'a, któremu było za to wstyd z niewiadomych powodów.

Nicholas co jakiś czas zerkał na syna pokojówki, któremu woda z czoła skapywała na nos, który był cały mokry. Chłopiec wyglądał jakby był cały zasmarkany, lecz tak oczywiście nie było. Zaś sama pokojówka wpatrywała się w widok za oknem, mimo że nie był za ciekawy - burza i drzewa prawie łamiące się w pół to zdecydowanie nic fajnego, jednak matka Karl'a była specyficzna, a po jej twarzy było widać jakby taki widok i stan rzeczy się jej podobał.

Syn Armstrong'ów wpatrywał się ze skuloną głową w swoje buty, na które skapywała woda z ubrań bruneta siedzącego obok niego. Chłopak podążał wzrokiem za małym strumykiem, który lał się narzuty wyższego bruneta, aż w końcu oczy obu chłopców się spotkały.

W głowie młodego Armstrong'a pojawił się cichy śmiech z tyłu głowy z tej całej sytuacji i tym jak wyglada w obecnej chwili Jacobs - czerwony nos cały z wody, z którego co jakiś czas kapie mu na spodnie, przyklapnięte mokre włosy, z których leje mu się po uszach - komizm sytuacji był wielki, lecz nie wypadało na głos się śmiać.

Nicholas wyciągnął rękę ze wskazującym placem w stronę bruneta i zadarł mu lekko nos, zabierając z niego resztki wody, po czym wytarł w swoją własną marynarkę. Karl lekko się uśmiechnął i skinął głową, czego spodziewał się już po chłopaku, mimo że spędził z nim zaledwie kilka godzin, gdzie przez większość nawet nie odzywali się do siebie nawzajem.

-Sekundka i będziemy.- powiedział ojciec Nicholasa, co wybudziło lekko chłopaka z transu i ten spojrzał przez szyby, na których były miliony malutkich kropel - znajdowali się przed domostwem Armstrong'ów, co pocieszyło Nicholasa, że są już u siebie - bo to jedyne czego chciał. Karl wyglądał jednak na dziesięć razy bardziej zestresowanego niż był w muzeum.

Henry zaparkował samochód i wszyscy wyruszyli do posiadłości, gdzie na samym początku już przywitała ich inna pokojówka, która pełniła dyżur. Zabrała przemoczone ubrania i wzięła za rękę Karl'a, by ten się do końca nie rozchorował, a reszta ruszyła do głównego pokoju, gdzie spokojnie zasiedli.

-Dziękujemy, że możemy tutaj na chwilę się zatrzymać...- zaczęła Constance, gospodyni spojrzała na nią lekko spod byka.

-Zostańcie tutaj do jutra, burza i tak szybko nie ustąpi, a Karl pewnie jest też już zmęczony.- niby była to propozycja, lecz Pani Jacobs nigdy nie odważyłaby się sprzeciwić tej kobiecie. Mama Nicholasa ma w sobie coś dziwnego, jakiś urok czy aurę, która jest na tyle stanowcza, że każdy przy niej mięknie.

W tym samym czasie Karl, który próbował wrócić do głównego pokoju, gdzieś szamotał się między kuchnią, a przebieralnią, nie wiedząc w jaki korytarz następnie pójść. Zmierzał ku jednemu na prawo, co skończyło się wpadnięciem na jedną z kucharek Armstrong'ów. Kobieta prawie zawału dostała, a garnki które niosła wyładowały na ziemii.

-Co tutaj robisz słońce?- spytała kucharka, a Karl lekko zaczął drapać się po głowie nie wiedząc co odpowiedzieć. -Tutaj kuchnia jest słoneczko, chodź do głównego pokoju.- powiedziała starsza kobieta wyprzedzając jakiekolwiek słowa bruneta. Wzięła go pod pachę i równym krokiem szli do salonu, gdzie wszyscy się znajdowali.

Kobieta ukłoniła się przed brunetem, co było dla niego dziwne, bo to on w zasadzie powinien jej podziękować, lecz gdy chciał już odpowiedzieć staruszka wyparowała, a on został sam stający na przeciw stołu, gdzie każdy zasiadał.

Last article || KarlNapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz