Nawet nie patrzył za bardzo w kamerę ustawioną przed nim, bo jakby nie patrzeć, dalej łapał się w jej zasięgu. Stał centralnie obok Nicholasa, wręcz stykając się z nim ramieniem. Dopiero kiedy poczuł, jak Nicholas się delikatnie odsuwa, obrócił głowę w jego stronę, ale ujrzał tylko porozumiewawcze spojrzenie, którego tak bardzo nie chciał widzieć. Posłał mu w odpowiedzi wzrok mające mówić zdecydowane "Nie", ale kiedy poczuł, jak drugi podchodzi powoli do mównicy, a jego rodzice usuwają się w tył, zrezygnowany się do niego przysunął, starając się posłać jak najładniejszy uśmiech w stronę kamery. Uważał się tam za totalnie niepotrzebnego i miał wrażenie, że robi sobą jeszcze więcej zamieszania, ale widząc na sobie czuje spojrzenie Pani Elizabeth, nie mógł teraz sobie stąd uciec. No i nie chciał też zostawiać Nick'a, który sprawiał wrażenie jakby jego obecność czyniła go bardziej pewnym siebie, to był pierwszy raz, kiedy ktoś stał przy nim przy mównicy, nawet jeśli odrobinę z tyłu.
-Podpisuję się z imienia i nazwiska pod wygłoszonym przed chwilą stanowiskiem dotyczącej obecnej sytuacji, którą zresztą uważam za niepotrzebną i szkodliwie ingerującą w moje prywatne życie, które nie jest na użytek publicznej rozrywki -powiedział na pierwszym wdechu Nicholas, a zaraz potem na chwilę przerwał, jakby chciał nabrać nowej dawki powietrza. Chciał spojrzeć na Karl'a, który odciągał od niego światła fleszy, dając mu większą swobodę w zebraniu myśli, ale sam też nie chciał się rozpraszać, więc stępił w sobie swoją zachciankę.
-Artykuły o takiej treści uważam za niebywale krzywdzące i to nie tylko mnie, ale też osoby z mojego otoczenia -zaczął, rozglądając się po tłumie paparazzi, który i tak niezbyt go słuchał. Znowu skupił wzrok na kamerze -Artykuły tego typu bazują na tylko i wyłącznie domysłach i wyrywkach rzeczywistość i nic co jest w nich opisane nie jest prawdą. A w tym przypadku nawet jeśli, nie byłoby to niczym złym, co byłoby warte opisania. Dziękuję.
Nicholas skończył, a zaraz po tym usłyszał charakterystyczny trzask, świadczący o zakończeniu kręcenia. Kamera stała się czarna, a to co powiedział poszło w eter. Odetchnął, chcąc jak najszybciej znaleźć się z powrotem w aucie. Karl stojący przy nim patrzył na niego niepewnym spojrzeniem, nie wiedząc co powinien teraz począć, a dziennikarze zadający setki idiotycznych pytań wyglądali, jakby chcieli zszarpać z niego ubrania i wydobyć z niego każe słowo, jakie znał.
-Co teraz? -spytał cicho Jacobs, mimo wszystko pozwalając sobie spojrzeć w oczy niższego.
Nicholas nie odpowiedział, jedynie słabo się uśmiechnął i zaczął całkiem szybkim krokiem iść w stronę auta. Nie musiał czekać długo, żeby Karl do niego dołączył. Przepuścił go w drzwiach i po chwili obaj siedzieli w aucie, odcięci od zewnętrznego świata.
-To było okropne -szepnął cicho Karl, patrząc z niedowierzaniem na Nicholas'a, który wyglądał na naprawdę zmęczonego -Mogę się przytulić?
Nicholas przytaknął, nawet za bardzo nie myśląc nad słowami Karl'a, był tak zmęczony, że zgodziłby się na dosłownie wszystko. Takie coś wykańczało i psychicznie i fizycznie, bo każdy twój mięsień mimo że niewidoczne, drżał ze stresu. Nawet uśmiechnął się, kiedy poczuł jak Karl siada bliżej niego i wtula się w jego bok, jakby zaraz mieli obaj umrzeć. Otoczył go ramieniem, opierając swoją brodę na jego głowie. Prawie się rozpuszczał i usypiał, kiedy czuł jak Karl podwinął jego rękaw i zaczął kciukiem głodzić skórę na jego nadgarstkach.
Panicznie się od siebie odsunęli, praktycznie odskakując na przeciwne strony auta, dopiero w chwili kiedy drzwi kierowcy się otwarły, a ojciec Nicholasa wszedł do środka. Auto zawarczało, a mężczyzna spojrzał na dwójkę chłopców, starając miło się uśmiechnąć.
-Dobrze wam poszło -powiedział jedynie, przecierając oczy dłonią -Karl, podaj mi adres.
Jacobs posłusznie wyrecytował formułkę, patrząc niemrawo na swoją dłoń, którą kilka sekund temu gładził szorstką, ale jednak przyjemną w dotyku skórę drugiego. Auto ruszyło, a Karl nawet nie spostrzegł, że w pojeździe nie ma Pani Armstrong. Po wcale nie takiej długiej chwili byli juz pod odpowiednim domem.
Karl wyszedł z pojazdu, z uśmiechem na ustach dziękując Panu Armstrongowi za podwózkę. W zamian dostał mały, grzeczny uśmiech i kiwnięcie dłonią. Rzucił Nicholas'owi ostatnie tego dnia spojrzenie, skupiając się na jego oczach. Były odrobinę przygaszone i wyraźnie biło od nich zmęczenie, ale Karl dalej twierdził, że wyglądały w pewien sposób czarująco, choć jednocześnie trochę martwo, sam nawet nie wiedział, jak powinien to opisać. Wyszeptał ciche pożegnanie w jego stronę, posyłając mu ostatni, wspierający uśmiech. Wyginając usta w tym subtelnym, ujmującym grymasie aż czuł, jak się tym męczył i jak się starł, by ten uśmiech rzeczywiście jakoś poprawił nastrój drugiemu, jakby to było wszystko, co mógł mu teraz ofiarować.
Zamknął drzwi auta, a kiedy te znikło już z jego pola widzenia, odetchnął. Rzucił zamglonym spojrzeniem na swój dom, uświadamiając sobie, że teraz najprawdopodobniej czekała go konfrontacja ze swoją mamą. Nie żeby się jej bał, po prostu nie wiedział, jak powinien jej to wszystko wytłumaczyć. Sam nie do końca pojmował co się przed chwilą wydarzyło i dlaczego.
Wszedł do domu, a już w małym, ceglanym ganku przywitał się z nim spory, złocisty pies. Budyń, bo tak miał na imię, wręcz się na niego rzucił, prawie go przewracając. Mimo stosunkowo łagodnego usposobienia, zwierzak zawsze cieszył się jak oszalały na jego widok, zupełnie jakby bał się, że już więcej go nie zobaczy. Karl kucnął przy psie, głaszcząc jego jasne futro i ciesząc się z widoku jego pociesznych, psich ciemnych oczu złożył mu na głowie krótkiego buziaka. Golden Retriever machał zawzięcie ogonem, nie spuszczając z niego wzroku.
Karl jakimś cudem w końcu wyminął Budynia i wszedł do w sumie całkiem sporego salonu, spoglądając z przestrachem na postać siedzącą na kanapie. Jego mama była z każdej możliwej strona otoczona gazetami, a na stoliku kawowym stał laptop z wyświetlającym się artykułem. Karl nawet nie spojrzał na telewizor, a już słyszał, że leci na nim powtórka stanowiska, w jakim przed chwilą mimowolnie uczestniczył. Przełknął ślinę, starając się uśmiechnąć. Uśmiech był jego bronią dosłownie na wszystko.
-Karl -kobieta siedziała na kanapie, trzymając w rękach pilota. Nie wyglądała na złą ani nic w tym stylu, zwyczajnie była lekko zszokowana -Co to cholera było?
-Uwierz, że sam chciałbym wiedzieć -jęknął żałośnie chłopak, siadając na brązowej kanapie obok swojej mamy. Kobieta dalej patrzył się w próg otwartych drzwi, opierając jedną swoją rękę na czole w ramach bezradności i rozkojarzenia. Pies położył się zaraz przy jego nogach, przymykając oczy.
-Naprawdę jesteście razem? -spytała cicho, unosząc jedną brew delikatnie do góry.
-Mamo -westchnął Karl, spoglądając w jej stronę z zapytaniem w oczach. To było dla niego naprawdę jasne, że całość artykułu była jedną wielką nadinterpretacją -Oczywiście, że nie!

CZYTASZ
Last article || KarlNap
DiversosTo był tylko kolejny dzień w życiu Nicholas'a Armstrong'a, kiedy został zmuszony do spędzenia dnia z synem swojej gosposi. O istnieniu Karl'a Jacobs'a natomiast nie wiedziało wiele osób, ale zaraz po tym gdy przyszło spędzić mu kilka dni z Nicholas'...