six

432 57 21
                                        

Chłopak usiadł przed sekretariatem i czekał aż wysoki brunet z niego wyjdzie, by jeszcze raz podziękować Karl'owi za pomoc i by zabrać go do swojego domostwa, bo raczej nikt nie chciałby przesiadywać kolejnych siedmiu godzin w takim miejscu i w takich okolicznościach.

W głowie Nicholasa kłębiło się pytanie za pytaniem. Co robił tam Karl? Czemu mu pomógł? Po co to wszystko? I czemu zawinił George'owi? Na żadne z tych pytań nie umiał sobie odpowiedzieć, a każde jedno rozmyślanie o tym dłużyło się niemiłosiernie, kiedy to z daleka na korytarzu ujrzał Panią Constance.

Brunet wstał z zimnych kafelek i przywitał się z mamą Karl'a, która cała się trzęsła. Chłopak chciał chociaż powiedzieć kilka słów do matki poszkodowanego chłopca, lecz nie umiał nic wydusić z siebie, a kobieta weszła do środka gabinetu nim się ujrzał.

Nie minęło pięć minut, a zza drzwi wyłoniła się głowa Karl'a i jego mamy.

-I co?- spytał lekko Nicholas, lecz mina Constance mówiła o wiele za dużo.

-Zawiesili mnie.- powiedział Karl z obojętnym wyrazem twarzy. W Nicholas'ie w tamtym momencie zagotowało się, ponieważ każdy wie, że Karl skoro zrobił coś takiego to musiał mieć jakiś powód, a ci z dyrekcji niestosownie go zawiesili. Zawiesili go za pomoc.

-Zabiorę Karl'a do waszego domu, bo mam dalej dniówkę, dobrze? A ty wracaj na lekcje.- westchnęła matka wyższego chłopaka.

Jednak Nicholas nie posłuchał i wyszedł ze szkoły razem z Constance i jej synem. Pokojówka nie odezwała się ani słowem na to, że Nicholas nie wrócił na lekcje, prawdopodobnie też miała już dość wrażeń jak na jeden dzień, a był to dopiero początek dnia.

Jazda autem do domu minęła w totalnej ciszy, a Karl siedział jak na szpilkach. W pewnym momencie niższy brunet siedzący obok niego myślał, że ten boi się nawet oddychać przy jego wkurzonej i smutnej matce.

Rodzice Nicholas'a nigdy się na niego nie denerwowali, ponieważ nigdy nie mieli powodu. Chłopak uczył się przeciętnie, ale nie najgorzej, nie sprawiał problemów, ani nie wykłócał się. Kto by pomyślał, że to właśnie on szarpał się z jakimś randomowym chłopem na środku korytarza.

Gdy cała trójka dojechała do domu, młody Armstrong pierwsze co zrobił to rozebrał się z ubrań i chwycił Karl'a za dłoń szarpiąc go w stronę swego pokoju, widząc że ten nawet dokładnie jeszcze butów nie ściągnął.

Karl całą drogę do domostwa państwa Armstrong nie myślał zbyt wiele, ponieważ każda jedna myśl sprowadzała się do szarpaniny w szkole. Dlatego też zestresował się nagłymi ruchami Nicholas'a, ciągnącego go do pokoju. Był spanikowany z każdym jednym krokiem.

Obaj weszli do pokoju i Nicholas jak za pierwszym razem usiadł przy biurku, a wyższy na łóżku. Karl miętolił swe ręce i palce na odreagowanie.

-Przestań.- rzekł niższy do chłopaka siedzącego na łóżku, a drugi jedynie spojrzał się to na niego, a to na swoje chodzące wręcz ręce, które po uwadze Armstrong'a położył lekko na kolana. -Nie musiałeś tego robić.- stwierdził.

-Ale chciałem, nie było to ważne czy to ty, czy jakiś inny dzieciak.- odpowiedział pewnie brunet przeczesując swoje pofalowane włosy.

-Z takim podejściem to możesz już się położyć do trumny w tym mieście.- westchnął niższy przewracając oczami. -Kopiesz pod sobą dołek pomagając w tej szkole innym, zwłaszcza mi.- dodał.

-To będę częściej zawieszany widocznie.- odparł z cwaniackim uśmieszkiem, którego Nicholas tak bardzo nienawidził.

Ta jedna mimika przypominała mu każde bananowe dziecko w tej znienawidzonej przez niego szkole, każdy tam uważa się za niewiadomo kogo, kiedy tak naprawdę znane nazwisko nic nie oznacza lepszego - czego sam Armstrong się przekonał, by był cały czas traktowany za mało wartego człowieka.

Między Karl'em, a Nicholas'em utworzyła się dziwna więź. Nie gadali dużo, lecz obaj czuli jakby znali się od małego i mogli powiedzieć sobie nawzajem wszystko co chcą. Może jedynie Karl nie czuł się jakoś szczególnie swobodnie przy niższym chłopaku, lecz taka niezręczność mu nie przeszkadzała, gdyż z każdym wypowiedzianym słowem do bruneta ten czuł się coraz lepiej w takim towarzystwie.

Armstrong wstał od biurka i wyciągnął ręce ku górze, by sięgnąć do jednej z szafek, w której z daleka Karl zauważył wiele książek czy pudełek po butach. Chłopak wygrzebał z jednego z pudełek paczkę papierosów i przykrył z powrotem pudełeczko.

-Chcesz?- spytał brunet, a Karl lekko się skrzywił na widok paczki, na której było pełno napisów o chorobach, które mogą wywołać takie papierosy.

Chłopak potrząsnął przecząco głową, a drugi spojrzał na niego spod byka i rzekł cicho „dobra" i odpalił jednego przy uchylonym oknie. Kiedy tak Nicholas zaciągał się, to Karl obserwował go spokojnie i co jakiś czas czuł w swoich płucach dziwne uczucie, lecz się tym nie dusił.

Nicholas obok okna zauważył, że wyższy się na niego patrzy i podświadomie gdzieś odebrał to jako prośbę o zapalenie razem z nim, dlatego podszedł do chłopaka i oddał mu w ręce swego papierosa. -Mówiłeś, że nie chcesz.- przewrócił oczami.

-Bo nie chce.- odpowiedział wyższy przyglądając się dokładnie używce.

-To na co się patrzysz, jak na jakiś obraz święty.- odparł i wyszarpał z powrotem używkę z rąk chłopaka, która powolutku schodziła do filtra. Karl nigdy wcześniej nie wykazywał jakiejś szczególnej fascynacji używkami, lecz gdy zauważył że jego rówieśnik popala, to jego całe postrzeganie się zmieniło.

-Dobra, daj.- powiedział wstając z łóżka, idąc w stronę Nicholas'a przy oknie. Panicz spojrzał na niego z uśmiechem i oddał mu papierosa. Kiedy tylko używka znalazła się w rękach drugiego, temu zaczęły ręce się trząść, jakby pił conajmniej pięćdziesiąt lat z rzędu i przestał z dnia na dzień.

Nicholas mimo wszystko był ciekawy czy ten się rzeczywiście chociaż zaciągnie używką, więc obserwował chłopaka stojąc tylko kilka centymetrów od niego. Gdy chłopak zaciągnął się pierwszy raz nawet nie wypuścił dymu tylko go trzymał w sobie, po czym nagle wybuchł wielkim kaszlem i lekkim duszeniem się.

Armstrong, kiedy usłyszał jak głośno dusi się chłopak, pierwsze co zrobił to wyciągnięcie papierosa z rąk chłopaka i wyrzucił resztkę przez okno. Chłopiec wiedział, że zaraz ktoś przyjdzie do jego pokoju sprawdzić co się dzieje, gdyż ściany na tak głośny kaszel nie były przygotowane - nie to co na zwykłą rozmowę.

Nicholas klepał wyższego po plecach, by ten mógł wykaszleć cały ten dym ostały w jego płucach, aż kaszel chłopaka zaczynał lekko ustępować. Mimo to do pokoju wparowała mama Karl'a.

-Co się dzieje?- spytała podchodząc do swojego syna. -Co tak tutaj śmierdzi?- spytała patrząc z wyrzutem na Nicholasa, lecz ten ciepło się do niej uśmiechnął.

-Jakaś Pani spaliła chyba żelazkiem moją koszulę, którą miałem mieć na jutro.- odparł na poczekaniu. Rodzicielka Karl'a jedynie na to odpowiedziała „rozumiem, może jutro ktoś uzupełni brak jednej." i wyszła z pokoju, co było dziwne, ponieważ Nicholas myślał iż ta kobieta akurat odróżni zapach papierosów od spalenia ubrania.

-Dobrze ci poszło.- przyznał Karl przecierając z łez oczy, które tak zareagowały na dym.

-Kiedy pierwszy raz zapaliłem też tak zacząłem się dusić i powiedziałem jeden do jeden to samo.- zaśmiał się, a Karl w tamtym momencie zrozumiał, że to pierwszy raz kiedy chłopak śmieje się w taki sposób.

——-
witam, jak podobają sie pierwsze rozdziały opowiadania? chętnie poczytam jakieś opinie czy domysły na następne rozdziały!

Last article || KarlNapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz