four

466 56 18
                                        

Karl stał jak osłupiały po środku korytarza w pieprzonym pałacu, na dywanie który prawdopodobnie kosztował więcej niż wszystkie jego organy razem wzięte, spoglądając wzrokiem niegrzeszącym myślą na Nicholas'a, który wlepiaj w niego spojrzenie tak, jakby próbował wyczytać z jego oczu odpowiedzi na wszystkie nurtujące ludzkość pytania, a w rzeczywistości przecież widział je tak dokładnie pierwszy raz w życiu.

Wbrew temu co Karl myślał że się wydarzy, to właśnie Nick był tym który pierwszy spuścił głowę i to właśnie w tym momencie do Jacobs'a dotarło, że drugi autentycznie coś do niego mówił. Nie to, że go nie słuchał, po prostu w pierwszej chwili nie miał bladego pojęcia jak powinien mu odpowiedzieć, a w drugiej już stał i z pustką w głowie analizował każdą najmniejszą plamkę koloru w jego ciemnawych oczach.

Nicholas ponowił kroku, a Karl przez chwilę wpatrywał się w jego powolny, spokojny chód zastanawiając się, co właśnie musiało dziać się w jego głowie. W końcu właśnie usłyszał, że Nicholas twierdzi, że ludzie się go boją, ale to absolutnie nie był ten rodzaj strachu, którym należałby się szczycić. Ludzie się go bali nie ze względu na to, że coś osiągnął silnym charakterem, że sam w sobie potrafił wzbudzić respekt czy właśnie starach, wszyscy bali się tego, kim była osoba podająca się za syna Armstrong'ów, a nie tak naprawdę Nick'a, a najgorsze było to, że Karl wiedział, że to prawda i nie umiał mu na to odpowiedzieć.

Do uszu Karl'a doszła chyba każda możliwa plotka jaką można było stworzyć. Nicholas Armstrong był jednocześnie narkomanem, pedantem, dziwką, maminsynkiem, sztywniakiem, ćpunem, niedoszłym samobójcą, gwałcicielem, pedałem, kujonem, oszustem, kłamcą, arogantem, fanatykiem, bezwstydnym chujem, leniwym bananowym dzieckiem czy nawet mordercą.

Jacobs nie miał pojęcia czy jakakolwiek z tych rzeczy jest prawdą, ale w głębi serca rzeczywiście musiał przyznać, że bał się tych plotek, dokładnie tak jak powiedział Nick i to był powód, dla którego w momencie kiedy niższy odwrócił się w jego stronę by w końcu się za nim ruszył, posłał mu przepraszający uśmiech. Taki, który posyłał wszystkim bliskim, których skrzywdził. Czuł, że Nick ewidentnie zasługiwał teraz na ten gest. Smutny, ale jednocześnie tak inny i specjalny uśmiech.

Nick na chwilę przystanął widząc wyraz twarzy Jacobs'a, ale zaraz potem na ponów spuścił głowę. To był chyba pierwszy dzień w jego życiu, kiedy tak często uginał się pod czyimś wyrazem twarzy czy spojrzeniem i za cholerę nie wiedział, jak Karl to robił, ale czuł się z tym niekomfortowo. Jego serce mimowolnie nieprzyjemnie zabolało, pozostawiając w jego organizmie specyficzne uczucie otępienia.

W końcu Jacobs się za nim ruszył, wyrównując kroku, i mimo że szli ramię w ramię, teraz oboje mieli spuszczone głowy.

                       *.:。✿*゚゚・✿.。.:*

Nicholas otworzył drzwi swojego pokoju, patrząc krzywo na ochroniarza krzątającego się na zakręcie korytarza. Dosłownie nienawidził czegoś takiego, pilnowania go jak małego dziecka, jakby rzeczywiście miał się tutaj zaćpać albo kogoś zamordować.

Przepuścił szczupłego brązowowłosego jako pierwszego po czym sam wszedł do swojego pokoju, zatrzaskując za nimi drzwi. Próbował jeszcze ostatni raz posłać ochroniarzowi karcące spojrzenie, ale ten chyba zrozumiał, że ma spierdalać za pierwszym razem bo już nigdzie go nie było. Naprawdę szanował większość ochrony za wierność i bezpieczeństwo jakim obdarowywali jego starych aczkolwiek i tak go irytowali, gdy podchodzili do niego.

Zrzucił z siebie niewygodną marynarkę, rzucając ją na kąt małej białej kanapy stojącej przy drzwiach. Zerknął na Jacobs'a, który obserwował z lekko uchylonymi ustami jego pokój. Zdecydowanie to pomieszczenie różniło się znacząco od reszty komnat w pałacyku, ale i tak było na swój sposób bogate i kiczowate.

Były te same złote zdobienia na białych ścianach czy kryształowy żyrandol, aczkolwiek Nick w swoim pokoju chciał się czuć przede wszystkim domowo na tyle na ile mógł, więc było tutaj całkiem specyficznie. Deskorolki walały się na drogich dywanach, książki były porozrzucane w artystycznym nieładzie po wysokich półkach, na łóżku wcale nie tkwiła pościel z wyszywanymi pieprzonymi chabrami, a za to była w zwykły motyw zwierzęcy z pandami. Śmieci zamiast w koszu, leżały obok niego, a biurko było zawalone stertą papierów. Mówiąc krótko, Nicholas nie miał pojęcia czym Karl aktualnie się zachwycał, ale było mu całkiem miło, że ten nie skrzywił się na widok jego bałaganu.

Nicholas odetchnął, odpinając dwa pierwsze guziki swojej koszuli. Tak bardzo miał ochotę przebrać się w coś wygodnego i iść wreszcie spać, choć wcale nie było tak późno. Spojrzał na swojego gościa, wymownym gestem każąc usiąść mu na łóżku. Karl choć był nieco zmieszany, rzeczywiście na nim usiadł, analizując rozbieganym spojrzeniem tytuły filmów leżących pod małą komodą pod telewizorem.

Nick za to usiadł na krześle przy swoim biurku, unosząc głowę lekko ku górze.

-Odezwiesz się?- spytał Nicholas, a Karl niesamowicie się spiął na jego słowa. Wyższy brunet rzeczywiście nie odezwał się do tej pory do chłopaka, mimo że bardzo chciał chociaż odpowiedzieć jednym słowem.

-Ja...- zaczął Karl z lekko łamiącym się głosem, który na końcówce słowa brzmiał jakby nie przeszedł dalej mutacji. Jacobs lekko odetchnął i zabrał siły w płuca, chcąc już powiedzieć coś na ten temat, lecz przerwała im sprzątaczka, która bez pukania weszła do pokoju.

Nicholas przechylił głowę, lekko podpierając się dalej na biurku i posłał jej niezrozumiałe spojrzenie. Zaś Karl obserwował twarz Nicholasa, na której w obecnym momencie widniało o wiele więcej słów niż w jakimś słowniku.

Sprzątaczka położyła na ziemi jakieś pudełko z ubraniami, a w jej uszach dudniła muzyka.

-Co tu robisz?- spytał Nicholas, a sprzątaczka nie reagowała, tylko usiadła na miękkim dywanie na kolanach i układała powoli ubrania, które znajdowały się w koszyczku.

Niższy przewrócił oczami i wstał, by podejść do Pani, która wciąż pracowała na klęczkach. Chłopak pstryknął ją w głowę, a kobieta jakby się wybudziła od razu wstała, jakby był to jakiś rozkaz. Nicholas wyciągnął słuchawki z uszu niskiej kobiety i lekko nachylił się nad nią.

-Nie pracujemy w domostwie ze słuchawkami, bo jest to nieodpowiedzialne, jakby komuś się coś stało. Nie pracuje tu tylko Pani, tylko pięćdziesiąt innych osób, nie licząc mojej rodziny.- westchnął chłopak i wziął ręce z jej ramion. -W dodatku pukamy do pokoju, a nie wchodzimy kiedy chcemy, dobrze?- spytał kobiety nachylając się na nią i patrząc jej prosto w oczy i przełożył jej słuchawki przez szyję.

-Tak jasne, przepraszam.- powiedziała kobietka i zabrała pudełko z ziemi. Kiedy wychodziła, Nicholas wrócił na swoje miejsce cicho mówiąc „nie szkodzi".

Last article || KarlNapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz