eleven

388 55 6
                                    

-Ludzie zawsze będą mówić, nie ważne czy dobrze czy źle, moje nazwisko będzie na ustach wszystkich ludzi w Bellefonte do momentu aż zdechnę. Wtedy nie będę słyszał już swojego nazwiska.- chłopak wystawił rękę z jointem chcą przekazać to brunetowi, jednak powstrzymał się słysząc jak drzwi się otwierają, bez uprzedniego pukania.

Do pokoju wparowała rozwścieczona Elizabeth. Karl widząc matkę Nicholas'a lekko się spiął, nie tylko z powodu palącego się jointa w pokoju, lecz tego że pierwszy raz widział tak złą Panią gospodarz.

-Jak masz już palić to bliżej okna.- zaczęła, a młody Armstrong od razu zgasił używkę. -Widziałeś jaki artykuł dziś powstał?- spytała przytupując nogą, a chłopak z otwartą buzią potrząsnął przecząco głową. -„Nicholas Armstrong - syn Henry'ego i Elizabeth Armstrong okazuje się być za publicznym obściskiwaniem z jego nową sympatią - mężczyzną z niewiadomego jeszcze domu."- matka Nicholas'a przytoczyła wpis, a sam chłopak poczuł jak krew napływa do jego mózgu i zaczyna go głowa boleć.

Karl siedział w ciszy z również otwartą buzią patrząc raz to na Elizabeth, a raz na bruneta, który z każdą sekundą wyglądał coraz słabiej.

-My nic nie robiliśmy...- odpowiedział znacznie ciszej Armstrong, nie patrząc nawet na rodzicielkę.

-Nie chodzi czy coś robiliście czy nie, te kurwy za przeproszeniem znowu zaczynają wchodzić nam na głowę.- odpowiedziała szybko kobieta chwytając się za głowę.

-Będziecie wystawiać stanowisko?- Karl jak i rodzicielka Nicholas'a zdziwili się na to pytanie, ponieważ chłopak zdawał się być nieobecny, tak jakby tylko odpowiedź na to pytanie go interesowała.

-Damy, a ty je razem z nami.- po tych słowach Elizabeth wyszła z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.

Obaj chłopcy siedzieli w ciszy, nawet nie patrząc na siebie nawzajem. Brunet odczuwał duży wstyd za zaistniałą sytuacje - za to że Karl jest w to wplątany mimo, że nic nie zaszło. Jacobs znów czuł się lekko zagubiony, nie dbał o to, czy jacyś losowi ludzie spod losowej gazety wstawili na swoją stronę artykuł o nim - chłopak zwyczajnie miał to gdzieś, jednak widok wprawionego w osłupienie Nicholas'a ruszał jego serce.

Armstrong'owi było głupio, bo przecież nic złego nie robili, a nawet gdyby to dalej by nie było niczym złym. Czuł tak duże zażenowanie jak i złość, że żadne słowa by tego nie opisały.

-Chcę już iść spać.- powiedział chłopak wstając z krzesła, ruszając do wyłącznika światła. Jacobs, kiedy tylko usłyszał zdanie położył się na jednej z poduszek w takich ubraniach jakich cały dzień chodził - bluza od Armstrong'a i reszta losowych ubrań z jego własnej szafy.

Po krótkiej chwili obok Jacobs'a położył się Armstrong, który ułożył swoją głowę na ramieniu Karl'a. -Nie ma czym się przejmować, niech mówią co chcą...- mówił pocieszając Karl, jednak mimo próby pocieszania usłyszał cichy płacz Nichlas'a.

-Nie chodzi o to, oni dosłownie będą całe moje życie ze mną i to się nigdy nie skończy.- chłopak próbował mówić między tym, kiedy dusił się lekko łzami. Chłopak leżący obok jeździł po ramieniu Nicholas'a, by poczuł jakiekolwiek wsparcie, w końcu przejeżdżając ręką po jego karku zatrzymując się na włosach.

-Może będą całe życie gadać, ale co z tego? Tylko ty będziesz wiedział jak było naprawdę.- Karl mówił jednocześnie przeczesując włosy po ciemku chłopaka leżącego mu na ramieniu, był mimo ujarania dosyć skupiony i zrównoważony.

-Moja mama jest zdenerwowana, bo mówią o mnie, jakby mówili o kimś innym to by była spokojna.- odparł chłopak, powoli uspokajając swój drżący głos.

-No właśnie Nick, twoi rodzice są już przyzwyczajeni do gadania na ich temat i już to ich nie rusza, nie ważne co mówią. Niedługo ty tak samo będziesz obojętny na wszystko co gazety bądź internet powie.- Karl miał cholerny dar do uspokajania ludzi, którzy są roztrzęsieni.

Brunet tyle nagadał Nicholas'owi, że ten nawet nie zauważył jak się uspokoił i jego oddech jak i jego głos. Mimo to jednak Karl dalej bawił się włosami niższego, a sam Nicholas skupił bardziej się na zarobieniu jego imienia.

-Jakbym nie był zjarany to bym pewnie się nie przejął tym wszystkim i bym wyśmiał te skrócenie mojego imienia, ale narazie mi się podoba.-

-Ujarałeś się?- spytał zdziwiony Jacobs, ponieważ sam po sobie tego nie czuł, a wypalił zdecydowanie więcej niż Armstrong.

-A ty niby nie?- spytał niższy odwracając głowę w stronę już przysypiającego chłopaka.

-Nie raczej...- westchnął. -Nic nie czuje, ani nic nie wskazuje żebym był zjarany.- odpowiedział szczerze, ale i tak na jego słowa Nicholas parsknął śmiechem.

-Skróciłeś moje imię, pewnie gorzej się trzymasz ode mnie.- chłopak mówił z nadzieją jednak, że nie ma gorszej głowy do palenia zioła niż chłopak, który zapalił pierwszy raz.

-Nie podoba ci się?- spytał poprawiając głowę Nicholas'a na swoim ramieniu, przestając przy tym bawienia się jego włosami.

-Obrzydliwe jest.- odparł śmiejąc się, a Karl uderzył go lekko dłonią w głowę.

-Sam jesteś obrzydliwy Nick.- obaj chłopcy śmiali się do rozpuku, jednak pierwszym, który przestał był Karl.

-Dobra obrzydliwcu, dobranoc.- powiedział dalej z uśmiechem na ustach i lepiej usadowił się na ramieniu chłopaka.

————-
Dzisiaj trochę krótszy rozdział przez to że jestem debilem i źle powklejałam rozdziały do wattpada! wybaczcie

Last article || KarlNapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz