twenty seven

383 51 7
                                    

Nicholas po wypowiedzianych słowach w stronę bruneta zaobserwował jak ten lekko zaczyna otwierać oczy szerzej. Pewnie w jego głowie kocioł się więcej pytań niż w tej Nicka.

-Nie wiem co o tym myśleć...- wyszeptał Karl chwytając się za głowę. Nick tez nie wiedział, lecz nic nie odpowiedział na te słowa i jedynie wpatrywał się w Karla, który ubrał się w bluzę niższego -Zabiorę do domu.- oznajmił, a Nick pokiwał głową na zgodę.

Po chwili sam Armstrong zerwał się by zarzucić coś na siebie. Wziął pierwszą lepszą pogniecioną bluzę. Gdy ją zakładał nie mógł przestać wpatrywać się w swoje ręce, a dokładnie zagięcia łokci, które były wręcz bordowe. Chłopak momentalnie się skarcił, bo jego matka mogła przecież to widzieć, lecz gdzieś z tylu głowy miał świadomość że ta pewnie bardziej skupiła się na bordowych śladach na szyi Jacobsa.

-Będę się już zbierał- oznajmił Karl patrząc w oczy bruneta, już momentalnie chciał wyjść, lecz sam brunet podszedł do drzwi i je otworzył. -Odprowadzę cie do wyjściowych- rzekł i tak zrobił.

Chłopcy szli w ciszy, lecz nie była ona nieprzyjemna czy krępująca. Oboje byli w swoich światach i gdzieś między swoimi przemyśleniami, w końcu kolejny artykuł będzie do przegadania z rodziną. Idąc tak korytarzami chłopcy nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się pod wyjściowymi drzwiami.

Karl otworzył drzwi i wyszedł za próg, odwrócił się lekko na pięcie do chłopaka i uśmiechnął. Nicholas zastaną w progu czekając, by być może pocałować bruneta bądź przynajmiej go przytulić, lecz obawiał się zrobienia tego. Mimo to sam nie musiał czynić tego kroku pierwszy, gdyż sam Jacobs się w niego wtulił, a Armstrong lekko pocałował.

Bruneci odsunęli się od siebie po czym drzwi sie zamknęły, a Nick znów został sam w domu, bez żadnych znajomych - nawet w internecie.

Nicholas histerycznie obawiał się nowego artykułu i najpierw gdy zobaczył zawiedziony wzrok jego matki, pomyślał że nie będzie chciał zobaczyć kolejnych wypocin losowych ludzi, którzy gowno wiedzą o jego życiu. Jednak ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a Armstrong miał już tam zapewnione miejsce.

Z taką myślą udał się do pokoju głównego w którym przesiadywała rodzicielka, która robiła coś na tablecie. W pokoju rozlegał się jedynie odgłos tipsów uderzających o ekran, nawet personel tego dnia był miły, bo nikt nie hałasował.

-Co napisali?- spytał brunet siadając koło kobiety, która słabo się uśmiechnęła do chłopaka.

-Głupoty, jak zwykle- skwitowała i powędrowała wzrokiem znów na tablet.

-Ale dokładniej?-

-Impreza dla alkoholików, ćpunów, mefedroniarzy i młodych ździr, a w tym wszystkim syn armstrong'ów. Jak zwykle zero dowód, że coś robiłeś, a jedynie ocenianie po towarzystwie.- powiedziała nie patrząc na syna. Nick kiedy to usłyszał lekko się zaśmiał w duchu jak jego rodzicielka patrzy na te wszytskie idiotyczne artykuły.

-Ciekawe zjawisko, doprawdy- skwitował kilkoma słowami udając ze kolejny artykuł znów w niego nie uderzył. To już chyba był swego rodzaju mechanizm obronny, by wyśmiać artykuł na głos tak jkaby nic się nie stało.

Elizabeth spojrzała na Nicka, który miętolił swe ręce w afekcie. Kobieta odłożyła urządzenie i położyła dłonie na tych jego. -Kocham cie z całego serca, ale nic znów nie bierzesz, prawda?- spytała, a młodemu Armstrong'owi zrobiło się ciemno przed oczami.

Pytanie odbijało się z tylu jego głowy, a w innych zakamarkach umysłu dochodziły nowe słowa wypowiedziane przez rodzicielkę. -Nicholas? Prawda?- spytała kolejny raz, lecz Nick słabo się uśmiechnął i pokiwał głową. -Obiecaj, że jak coś będzie na rzeczy to przyjdziesz z tym do mnie, okej?- kolejna obietnica, której chłopak nie dotrzyma i on już w tym momencie to wiedział.

-Jasne, jest lepiej już... Znaczy czasami zapale coś, ale sama zazwyczaj to widzisz i nie jest to często ani nic mocnego.- powiedział kłamiąc prosto w oczy.

Kobieta pokiwala głową ze zrozumieniem. -Jestem za tym żebyś tego tez nie robił...- odparła cicho.

-Postaram się.- odpowiedział z nieszczerym uśmiechem, po czym wstał z kanapy i udał się przez mały korytarzyk do swojego pokoju.

W pokoju panował istny bałagan, lecz jedyne czego teraz brunet potrzebował to znalezienie spodni, w których wczoraj był na imprezie. Chłopak biegał po pokoju z trzęsącymi się dłońmi, by ostatecznie szerzej otworzyć oczy i zauważyć, że te leżą spokojnie na oparciu fotela.

Nick szybko wyciągnął z nich woreczek, w którym znajdowało się kilka tabletek, ktore momentalnie wysypał wszystkie na rękę i wziął do ust na raz zapijając jakąś napatoczoną otwartą wodą z biurka.

Armstrong nie czuł ulgi, sam wiedział że musi poczekać na lepszy efekt do kilkunastu minut, jednak zachowywał się tak jakby nie miał czasu i coś go spieszyło. Mimo, że cały dzień znów będzie sam w tym samym pokoju co zawsze - nie robiąc dosłownie nic.

Brunet usiadł na krześle i podkulił nogi pod brodę, słysząc jedynie w głowie odbijające się echo słów matki. Nie tylko to mu towarzyszyło - myśli związane z byciem okropnym synem jak i człowiekiem również, w końcu skłamał prosto w oczy swojej matce.

W takich męczących chwilach duszę Nick jak zwykle zapaliłby papierosa na odstresowanie, jednak to nie zadziałało by tym razem. Czasami chłopak łapał się na myślach, że musiałby się zabić by poczuć ulgę. Może coś rzeczywiście w tym było, bo ulgi nigdy nie czuł.

Nick zaczął powoli czuć lekkie odprężenie, niewiele myśląc chwycił za telefon i przejrzał swoje źrenice w zgaszonym telefonie, które lekko się zwiększały. Gdy to robił teleofn się zapalił, a na ekranie widniała wiadomość od Jacobsa.

Nick nie miał siły jej czytać, rzucił teleofon na kant biurka i tak siedział z podkulonymi nogami na krześle. Tak zaczęło zapowiadać się całe popołudnie.

*.:。✿*゚゚・✿.。.:*

Pod koniec dnia kręgosłup chłopaka już nie pozwalał na dłuższe garbienie się w pozie embrionalnej wiec położył się na łóżku, gdzieś między rozważnymi ubraniami i kołdrą która leżała byle jak. Brunet zaciągnął kaptur na głowę i tak leżał spokojnie, licząc że zaśnie. Jednak sen nie nadszedł, a jego matka z głośnym hukiem drzwi.

-Jadłeś coś ty dzisiaj?- spytała głośno chwytając się klamki. Chłopak na tyle zmęczony nawet nie spojrzał na kobietę a jedynie odpowiedział ciche „nie". -To rusz się i zrób sobie coś do jedzenia, albo niech ci ktoś coś upichci.- rzekła i zamknęła za sobą drzwi.

Armstrongowi z jednej storny było przykro że ta przyszła się spytać tyllo o to czy coś jadł i to w dodatku już pod koniec dnia, jednak o czym więcej by mieli rozmawiać?

Last article || KarlNapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz