twelve

404 55 1
                                    

Poranki w Bellefonte bywają różne. Dzielnica gdzie znajdowała się posiadłość Armstrong'ów jednak jest znana z cichych ulic, miłych sąsiadów z dalek krzyczących „dzień dobry" i z wiecznych dziwnie nieznanych sąsiadów, którzy tak naprawdę są dziennikarzami czekającymi aż ktoś wyjdzie z domu, by zrobić mu zdjęcie i napisać coś w gazecie jak kto się ubrał, gdyby kogokolwiek to interesowało.

Ten poranek był wyjątkowo inny - dziwny. Nie z powodu tego, że w posiadłości Armstrong'ów spał ktoś inny niż sama rodzina o tym nazwisku, aczkolwiek było to conajmniej dziwne. Dziwnym jednak było to, iż nikt nie czaił się pod posiadłością - nie chodzi oczywiście o sąsiadów spacerujących z dziećmi czy pieskami, tylko o dziennikarzy czy innych fotografów.

Było zaskakująco cicho pod domem, jednak w posiadłości mimo dalej śpiącego Jacobs'a, Nick nie oszczędzał w głośnym tonie jak i słowach.

Karl do końca nawet nie otwarł oczu, a już słuchał wykłócającego się Nicholas'a przez telefon z kimś. W dodatku sam Armstrong latał po pokoju jak przysłowiowa szmata.

Niski chłopak był rozebrany od pasa w górę, raz siedział przed wielką szafą wyrzucając ubrania na ziemie, a raz szukał czegoś w wielkiej meblościance, gdzie również znajdowały się ubrania.

-Ale skąd mam wiedzieć, mówię już piąty raz Panu, nie wiem jak będzie wyglądać stanowisko.- chłopak praktycznie na ostatnim tchu wypowiadał słowa. -Strona wczoraj wieczorem miała zniknąć do g rodziny od telefonu Elizabeth, a dalej stoi. Jak nie zostanie to ściągnięte przed stanowiskiem to albo ty wylecisz, albo dziesiątki innych ludzi razem z tobą pracujących dla mojej rodziny, zrozumiałe?- chłopak wyglądał jakby już ledwo miał stać na nogach przez zdenerwowanie.

Karl natomiast spokojnie wstał do siadu na łóżku i przecierał śpiąco oczy, przyglądając się temu wszystkiemu co się dzieje.

-Rozmawiałem już rano z przełożonymi, powiedzieli, że tamci już nie pracują i to Pana rola.- brunet kręcił się po całym pokoju, więc kiedy się odwrócił i zobaczył nie śpiącego już Jacobs'a lekko się wystraszył i pokazał ręką, że ma być cicho. Karl natomiast przeczesał ręką włosy i trzymał się zakazu wypowiadania na czas rozmowy telefonicznej.

-Ale oni już nie pracują dla naszej rodziny, rozumiesz? Nie ma ich i nie będzie. Jak artykuł bądź cała strona nie będzie ściągnięta do pół godziny, bo za pół godziny będzie wystawione już stanowisko to nie zostanie tylko Pan zwolniony, szereg innych ludzi, a w dodatku pójdzie pozew od ludzi zajmujących się naszym PR'em, że złamaliście najważniejszy punkt umowy.- Jacobs nigdy w życiu nie widział nikogo tak zdenerwowanego, a większym szokiem było to, że to właśnie Nicholas jest tą pierwszą osobą.

Brunet rozłączył się i rzucił telefonem na róg biurka, tak że ten prawie spadł na ziemię. Sam Nick jednak stał w miejscu i obgryzali ze zdenerwowania paznokcie, zaś Karl wstał i podszedł na kilka centymetrów od Nicholas'a i uśmiechnął się serdecznie do niego.

-Nie gniewaj się już.- powiedział przeczesując włosy niższego na lewą stronę. -Czemu jesteś pół nagi?- spytał dając swoje dłonie na zimne barki chłopaka.

-Nie ma personelu i muszę znaleźć koszulę, w której pójdę wygłosić stanowisko.- powiedział odwracając się tyłem do chłopaka wskazując na burdel stworzony z ubrań leżących na podłodze.

-To poszukajmy, ale na spokojnie.- odparł chłopak ze swoim świętym spokojem. Napewno Nicholas podziwiał go za to jak bardzo brunet wydaje się być wiecznie spokojny i z nerwami ze stali.

Wyższy brunet usiadł na podłodze między ubraniami, gdzie niektóre jeszcze same wylatywały z szafek i je przegrzebywał w poszukiwaniu jakiejś ładnej koszuli.

Nick stał za siedzącym na ziemii chłopakiem i potupywał nerwowo nogą, co jakiś czas przeczesując swoje włosy, które leciały mu do oczu. Armstrong ewidentnie był dzisiaj w gorszym stanie niż zwykle - chłopca nie dość, że gonił czas to jeszcze miliony innych spraw. Chłopiec nie chciał wiedzieć co jego rodzice muszą przezywać, kiedy on mając jedynie siedemnaście lat musi już takimi rzeczami się zajmować.

-Z kim rozmawiałeś?- spytał Karl, grzebiąc dalej w stercie ubrań.

-Nie wiem, z jakimś chujem, który nic nie umie zrobić.- westchnął rozwścieczony. -Mogłem się go od razu o nazwisko spytać to by już poleciał.- wyznał krzyżując ręce na swoim śniadym torze.

-Z tego co zrozumiałem chodziło o stronę artykułu o nas, tak? Nie ściągnęli jej?- Nicholas zdecydowanie podziwiał Karl'a jak bardzo nie przejmuje się i ma gdzieś całą tą sprawę mimo, że go ona dotyczy.

Niby było to logiczne czemu chłopak jest taki spokojny w tej sprawie - ktoś musiał być. Oprócz tego to też nikt go nie rozpoznał, bo nie pochodzi z bogatej ani znanej rodziny - nawet nie jest z sąsiedztwa. Chłopak też przez to, że nie ma żadnego statusu rodzimego nie ma nic do stracenia nawet gdyby ktoś doszedł do tego kim jest on i jego rodzina.

-Nie ściągnęli jej, w tym jest problem że miała być ściągnięta ponad szesnaście godzin temu.- Nicholas wiedział, że mimo tego, że to on ma przejebane, tak naprawdę każdy pracownik prócz sprzątaczek i kucharek ma razem z nim przejebane.

Nicholas zrezygnowany przysiadł się do Jacobs'a patrząc na ruchy jego rąk. Sam naprawdę nie miał zbytnio sił na przegrzebywanie ciuchów, nie miał w ogóle sił na patrzenie na przeważnie czarnobiałe materiały, bo wszystko zlewało mu się w jedną rozmazaną całość.

-Wybierz też dla siebie -mruknął cicho, patrząc jak Karl na chwilę zaprzestaje swoich ruchów, zaciskając swoje szczupłe palce na materiale satynowej, letniej koszuli. Nicholas wręcz czuł jego pytający, przeszywający wzrok na swoich oczach -Chyba nie myślisz, że moja matka ci odpuści chociażby stania gdzieś w tle?

-Przecież ja tam umrę -mruknął cicho Jacobs wiedząc, że za nic w świecie nie będzie w stanie przeciwstawić się Pani Armstrong. Odruchowo przyłożył sobie trzymaną koszulę do twarzy, chcąc się jakoś z narastającego stresu zakryć przed światem, a dopiero kiedy wyraźny zapach Nick'a doszedł do jego nozdrzy speszony szybko odłożył materiał, uświadamiając sobie co tak właściwie zrobił.

-Nie umrzesz, ale nie obiecuje, że będzie przyjemnie -odszepnął Nicholas, spoglądając na załamanego sytuacją Karl'a. Nick jeszcze czuł w ustach posmak zioła z wczorajszego wieczoru, a jego głos dalej był nieco zachrypnięty.

Last article || KarlNapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz