Rozdział 11

2.3K 92 11
                                    

Mosculio

Dumny z siebie złożyłem podpis na papierach które jasno deklarowały, że to ja wygrałem przetarg. Zerknąłem zza ramienia na tą grupę gówna i parsknąłem. Odsunąłem od siebie plik i wyprostowałem się.

- Cudownie będzie widzieć jak sieć hoteli Maradona rozrasta się z dnia na dzień - Valentina Maradona, żona właściciela budynku uśmiechnęła się w moim kierunku zalotnie, zarzucając przy tym swoje długie włosy na plecy - I to dzięki, Mosculio.

- Valentina przepędzisz nam kontrachenta - Juan, jej mąż prychnął, ale widać było, że nie podobało mu się to jak jego małżonka kleiła się do mnie.

Brunetka niby przez przypadek otarła się biodrami o moje krocze. Potarłem nasadę nosa i założyłem ręce na klatce piersiowej. Koszula która się napięła zwróciła również jej uwagę.

- Spokojnie - mruknąłem pomijając zaloty Valentiny - Długo czekałem by zacząć rozbudowę, to miejsce ma świetlaną przyszłość, tylko trzeba je dobrze poprowadzić, a wy obydwoje jakoś nie wyglądacie mi na takich, co potrafią dopracować każdy szczegół.

Małżeństwo spojrzało na siebie, po wymienionym spojrzeniu posłali mi wymuszone uśmiechy, chcieli chyba bym kompletnie tego nie zauważył, ale jednak na ich nieszczęście dostrzegłem to.

- Mosculio może masz ochotę uczcić podpisanie umowy kolacją w naszej rezydencji. Nasza gosposia przygotowuje naprawdę świetną kaczkę - zaproponował Juan mając w sobie zapewne zalążek nadziei.

- Nie skorzystam - poprawiłem poły marynarki która już mnie powoli wkurwiała, wolałem chodzić w luźnych ubraniach, a nie uciskać się w tym, jebanym garniturze - Mam ciekawsze rzeczy do zrobienia w swoim domu. Do zobaczenia.

Poszedłem w kierunku wyjścia. Gdy znalazłem się na zewnątrz zrzuciłem z siebie materiał marynarki zostając przy tym w samej granatowej kamizelce i wyjąłem swój telefon z tylnej kieszeni spodni.

Zasłoniłem słońce z lewej strony dłonią i wybrałem numer do Manuela który w momencie kiedy miałem spotkanie dobijał się kilka razy. Gdyby sieć hoteli nie była taka ważna zapewne kopnąłbym im w dupę i po prostu sobie wyszedł ale nie mogłem.

Planowałem przejąć Maradonę, to był mój jedyny cel w tym wszystkim. Rozbudowa miała być na moją korzyść, nie na Juana czy Valentiny. Znałem ich od kilku lat. Facet zawitał u moich drzwi z nadzieją na pożyczkę, gdy postawiłem mu jasno swoje zasady niemal od razu zgodził się na wszystko.

- Co jest? - zapytałem wsiadając do swojego auta.

- Czy ty jesteś poważny? - omal nie straciłem słuchu, przez to jakim tonem do mnie od razu się odezwał.

- Czy ty jesteś poważny? - ponowiłem jego pytanie i odpaliłem silnik samochodu - Coś z dziećmi, czy nie wiem - wykrzywiłem wargi w grymasie - Jakaś dziwka ci nie dała? Wiesz, ja mogę ci polecić posiadanie własnej, prywatnej. Pieprzysz kiedy chcesz, nawet nie piśnie słówkiem.

- Jesteś popierdolony i to zdrowo! Wiesz co zrobiłeś podpisując papiery na magazyny w Kampanii? Poddałeś się walkowerem przed Sincem!

Aż zahamowałem na środku ulicy tak gwałtownie, że moje dokumenty leżące na siedzeniu obok znalazły się na podłodze.

- O czym ty pierdolisz? Nie podpisywałem niczego!

- Jesteś pewny? Dziś rano dostałem jakże cudowną kopię dokumentów na których jasno zrzekasz się posiadania ziem w Kampanii, oddałeś całe magazyny z towarem w środku! Spisałeś nas na straty, rozumiesz?

- Masz na mnie czekać w moim gabinecie, za pięć minut jestem!

Rzuciłem telefon na oślep i docisnąłem pedał gazu. Złość buzowała w mojej krwi, i byłem pewny, że nie obejdzie się bez porządnego pieprzenia Rachel, bądź zażycia kokainy.

Zaparkowałem pod swoją rezydencją, chciałem jak najszybciej wyjaśnić ten cały bałagan. Nie mieściło mi się w głowie kto był aż tak zjebany i naraził mi się.

Wpadłem do swojego azylu jak burza. Rozerwałem kamizelkę i zerknąłem na tak samo wkurwionego przyjaciela jak ja, siedział za moim biurkiem i patrzył na mnie spod byka.

- Zobacz, niedowiarku - podsunął pod mój nos plik papierów.

Kurwa, parafka wyglądała jak moja! To było w tym najgorsze, zacząłem doszukiwać się błędów które jasno by mogły stwierdzić, że to były fałszywe papiery jednak nie, wszystko wydawało się być jak najbardziej prawdziwe.

- Manuel, kto ci to przysłał?

Starałem się brzmieć jak najspokojniej, jednak na nic. Zaciskałem pięści jeszcze mocniej.

- Jakiś anonim, w nazwie miał przypadkowe cyfry i litery - potarł twarz - Kurwa, musimy się jak najszybciej dowiedzieć kto to zrobił, i skąd miał twój podpis, chyba do, kurwy nędzy nie rozdajesz autografów, a może z ciebie już taka gwiazda?

- Wiesz, co? Twój humor przypomina mi Fabiano, obydwaj jesteście tacy sami, czyli pojebani.

- Nie tak jak ty, trzymasz zamkniętą, bezbronną dziewczynę i ją wykorzystujesz! - zrobił się czerwony na twarzy.

- Chyba nie będziesz bronił dziwki, co?

- A zdziwisz się, będę jej bronił, bo niczym ci nie zawiniła, a traktujesz ją jak jebaną sukę! Człowieku opanuj się póki jest czas, a ona nie popadła w gorsze gówno. Daj jej żyć!

- Sam się chyba nie słyszysz - parsknąłem i potarłem dłonie - Rachel należy do mnie. Dobrze mi tak jak jest.

- Nie mówię tu o tobie, bo będziesz miał panienek jeszcze na pęczki nawet gdy ukończysz osiemdziesiąt lat.

- Skąd pewność, że dożyje? - zauważyłem lekko prześmiewczo.

- A no tak - wywrócił oczami - Wielki Mosculio Ranches Garcia ma tyle wrogów na ziemi, że gdzie się nie pojawi mierzą do niego bronią.

- O nie musiałem nawet ci przypominać.

- Ja pierdole! Opanuj się, zrozum, że ona już i tak może mieć brak możliwości do normalnego życia. Ty chcesz naprawdę zniszczyć do końca bezbronną kobietę?

- Manuel, jeśli się zaraz nie zamkniesz sam, własnoręcznie obetnę ci język.

- Przemyśl to, póki nie będzie za późno - syknął i obróciła się w stronę wyjścia.

Pokręciłem głową i zacisnąłem mocno powieki. Musiałem pójść do tej...do niej i pieprzyć do utraty tchu, inaczej czułem, że nie wytrzymam presji.

- Rachel, Fiono budź się!

Gdy znalazłem się w miejscu gdzie leżała zamknięta na miękkim materacu dłonią zacząłem ruszać jej ciało. Jednak nie poruszała się. Zacząłem trząść nią, do momentu aż nie zobaczyłem pudełka leków które zostawiłem jej tam w razie podwyższenia gorączki, obok znalazłem małą butelkę wody z której kapały krople na podłogę.

Zauroczeni w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz