Rozdział 42

1.9K 74 3
                                    




Rachel


Podjęłam okropną decyzję, ale widząc złamanie Mosculio sama poczułam jakiś upadek w sobie. Wzięłam się na odwagę i spaliłam papiery które mój brat chciał podłożyć Kolumbijczykowi który prowadził interesy z brunetem.

- Co ty robisz?! - głos Thomasa dotarł do mnie z boku.

Spanikowana nie wiedziałam co mam zrobić więc popielniczkę w której rozpaliłam "ognisko" wrzuciłam do małego oczka wodnego.

- Nic! - otrzepałam dłonie obracając się w jego kierunku.

- Co tam wrzuciłaś? - zmrużył gniewnie powieki - Masz w tej chwili powiedzieć co tam się znalazło!

- Nie chcę brać udziału w tej całej maskaradzie. Jutro wylatuję do Hiszpanii, by jak to określiłeś ty rok temu odnaleźć się od nowa.

- Co?! - parsknął prześmiewczo - Ty? Sama? Do Hiszpanii? Chyba śnisz, że cię gdziekolwiek puszczę - złapał za moje ramię.

- Nie masz nic do powiedzenia, jestem dorosła, i...

- I masz na imię Blanca Carrera.

- Nie - pokręciłam głową - Z tego co wiem jej grób znajduje się na terenie Francji, ja w dalszym ciągu jestem zwyczajną Rachel której rodzice zginęli gdy miała pięć lat - chciałam go wyminąć ale w tamtym momencie stało się coś czego nie spodziewałam się, napewno nie po nim...

Uderzył mnie w brzuch. Zgięłam się wpół zaczynając się krztusić.

- Skąd o tym wiesz? Skąd wiesz o grobie we Francji?! - niemal ryknął w moją stronę.

- Nic ci nie powiem! - mimo bólu przybrałam bojową minę - Nie masz prawa mnie przetrzymywać siłą w domu!

- Ależ jasne, że mam! I teraz zesłałaś na siebie, kurwa więzienie!

Pociągnął mnie w stronę wejścia do rezydencji gdzie zamknął w pokoju na samym dole, tam były nawet pieprzone kraty w oknach! Panika zatraciła mnie w całości.

- Będziesz tu do momentu aż nie zrozumiesz, że popełniłaś pieprzony błąd...

Nie chciałam mówić mu o tym, że kilka dni wcześniej to Mosculio sam wyjawił mi to dlaczego był pewny, że nie żyję. Byłam osobiście zła na brata, a po tej sytuacji...zaczęłam go nienawidzić.


***

Jasne światło latarki dotarło do mnie gdy za oknem panował już całkowicie mrok. Potarłam zaspane powieki słysząc znajomy tembr głos zza krat.

- Rachel, wrzucę ci scyzoryk, umiesz się nim posługiwać?

Boże, to był Mosculio. Co on tu robił? Spanikowana podleciałam szybko do parapetu i wzięłam ostrze do ręki.

- Mosculio, co ty tu robisz? Jeśli Thomas cię zobaczy, to...

- Wyjebane w tego leszcza, umiesz kręcić nim w zamku? - zapytał kompletnie nie robiąc sobie nic z moich obaw - Wsadź ostrze do samego końca potem przekręć w prawo - złapał sam dłońmi za kraty.

Mając ciało jak z waty wykonałam jego polecenia, gdy zabezpieczenia puściły chciałam pójść i roześmiać się prosto w twarz Thomasa, że nie potrafił zapewnić dobrego zatrzasku.

- Idiota nie ma nic porządnego - parsknął brunet obok - Wychodź - wystawił dłoń by mi pomóc, ale poradziłam sobie sama.

- Skąd ty się tu wziąłeś? - wyszeptałam rozglądając się wkoło by nie natknąć się na ludzi brata.

- Widzisz tych półgłówków tam? - pokazał oświetlony przez latarnię palcem dwóch mięśniaków którzy leżeli pod wejściem - Zająłem się nimi, a mój człowiek zajął się twoim braciszkiem i Casandrą.

- Co im zrobiłeś? - zapytałam odgarniając włosy z policzków.

- Rach ciach i po kłopocie na cały jutrzejszy dzień - otrzepał swoje ramiona odziane w szarą bluzę - Tak wiem, jestem cudownym bohaterem. Polecam się na przyszłość.

- Skąd wiedziałeś, gdzie się znajduję?

- Na całe szczęście z Neapolem mnie nie oszukałaś, reszta nakierowała się sama - uśmiechnął się w moim kierunku, dostałam jakiś pieprzony strzał w klatkę piersiową bo nie czułam takiej odrazy do niego jak wcześniej.

I pomyśleć, że wystarczyło, by pokazał prawdziwą twarz...

Pokręciłam głową przywołując się na twarde podłoże. Odgarnęłam lecące na policzki kosmyki włosów i ruszyłam biegiem w stronę oczka wodnego.

- Gdzie biegniesz?!

- Widzisz tę wodę? - zapytałam lekko ściskając dłonie przez doskwierający ból w podbrzuszu.

- Widzę, coś tu jest? Mam się bać, że zaraz wyskoczy mi jakaś ogromna ryba i połknie w całości?

- Nie, tu właśnie znajdują się zwęglone, podrobione dokumenty które chciał ci podłożyć Thomas - wyznałam całkowicie szczerze.

Nie miałam nic do stracenia. Mój brat okazał się być kolejnym psycholem który pragnął być całkowitą głową nie liczącą się z innymi.

- Rachel, wiesz, że właśnie teraz sprzedałaś swojego brata wrogowi?

- I co z tego? Mam jedną prośbę, dopilnuj by dostał za swoje. Do zobaczenia! - machnęłam mu ręką i udałam się w pogoń do wyjścia z posesji.

- Rachel, stój! Gdzie ty biegniesz?! - dorównał mi kroku i złapał za barki.

Dyszałam ocierając krople potu z czoła, przy tym lekko się kuląc.

- Uciekam. Nie widać?

- Gdzie? Gdzie chcesz uciec?

- Tam gdzie nie będzie mojego brata, gdzie nikogo nie znam - przez moje gardło nie mogło przejść stwierdzenie: Gdzieś, gdzie nie będzie ciebie.

- Sądzisz, że tam będzie ci lepiej? Rachel co się takiego stało, że zdecydowałaś się na ucieczkę? Dlaczego zamknął cię w tym kotle?

- Pokłóciliśmy się, to wszystko, a teraz wybacz...spieszę się na autobus - wcześniej już zdążyłam zorientować się jak mogłabym bez pieniędzy się tam znaleźć kosztem kilkunastu godzin między ludźmi.

- Chcesz jechać tam jakimś autobusem?! Wiesz ile to czasu? Prawie dwa dni z korkami.

- I co z tego?

- Dlaczego jesteś taka uparta? Nie lepiej ci tam lecieć?

- Nie, nie chcę by ktokolwiek się dowiedział, gdzie dokładnie się znajduję - wybełkotałam czując jednak jakiś dziwny posmak w ustach. Przyłożyłam dłoń do ust, tam ujrzałam krew w odbiciu latarni - Co jest? - mruknęłam.

- Rachel? Co się dzieje?

- Nie mam pojęcia - poczułam jak moje kości nagle stają się jak gąbki. Upadłam na trawnik czując jak coś rozrywa mnie w środku.

Zauroczeni w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz