Rozdział 27

1.9K 77 9
                                    

Mosculio


Modliłem się by to co widziałem przed sobą było kolejnym snem który aż nad wyraz był zbyt realistyczny. Jej głos był tylko pierdolonym wspomnieniem. Potarłem powieki pomijając biegnących obok mnie żołnierzy, i kolejny raz uchyliłem wargi.

Blondynka mając ranę na policzku klęczała na przeciwko mnie otwierając szeroko zielone oczy.

- Rachel...

- Mosculio.

Dopiero wtedy oprzytomniałem, a sytuacja stała się prawdziwa. Ona tam była, a ja o mały włos nie wysadziłem rezydencji z nią w środku. Złapałem za nasadę nosa i zacisnąłem ją, Musiałem się, kurwa uspokoić.

- Ty, chuju! - rozległ się przede mną znajomy głos należący do Thomasa. Uniosłem spojrzenie stykając się z wycelowaną we mnie lufą pistoletu - Odsuń się od niej!

Parsknąłem słysząc to jak chciał wzbudzić u mnie jakikolwiek lęk. To było niemożliwe, on tego nie mógł dokonać, ale ta kobieta...ona, kurwa mogła.

- Bohaterski braciszek?

Sądziłem, że Rachel wiedziała całkowitą prawdę, przecież znajdowała się w posiadłości tego gnoja!

- Zamknij się i wypierdalaj!

Pokręciłem głową starając się nie patrzeć do dołu, zapewne gdybym tylko zetknął się z jej oczami zatraciłbym się i strzelił sobie sam w kolano. Na to nie mogłem pozwolić pod żadnym względem.

Podszedłem do niego i sprawnym ruchem wyrwałem mu broń z dłoń. Zaskoczony powędrował za nią wzrokiem, jednak nie zorientował się kiedy obróciłem go i dostawiłem do szyi jego własną zabawkę.

- I co teraz, co? Masz ochotę zobaczyć się z rodzicami? - syknąłem nad jego uchem.

- Masz zostawić Rachel, to sprawa między nami, tylko i wyłącznie - złapał mnie za barki starając się poluźnić uścisk.

- Nie sądzisz, Thomas, że tu chodzi właśnie tylko o nią?

- Uciekaj! - damski głos niemal piskliwy był coraz głośniejszy - Rachel, uciekaj!

Wtedy skierowałem swoje spojrzenie na blondynkę. Leżała trzymając się za dolne partie brzucha, a po jej dłoni płynęły ścieżki krwi jakby odłamki z którymi miała styczność podczas wybuchu mogły zranić ją jeszcze głębiej.

Rudowłosa podbiegła do niej i złapała za ramiona.

- Sukinsyn - Thomas zaczął szarpać się coraz to mocniej, ale ja jak zahipnotyzowany obserwowałem jak ludzie z gangu mojego wroga podnosili wiotkie ciało Rachel - Czego chcesz?!

Pochlapałem kilka razy powiekami i docisnąłem broń do jego szyi.

- Złamałeś każdy punkt ugody, szykuj się na surową śmierć. To jest dopiero początek! - puściłem go najmocniej jak mogłem, tak by upadł przede mną ukazując przy tym swoją przegraną pozycję.

- Zniszczyłeś życie moje siostry! - lekko chwiejąc się wstał i wymierzył niespodziewany cios w moją twarz. Zamroczony delikatnie starałem się utrzymać równowagę - I sądzisz, że jakiś pierdolony papierek pohamuje mnie przed tym by cię zajebać żywcem?

Zacisnąłem mocno dłonie czując jak gniew budził się we mnie z każdym wypowiedzianym przez niego słowem coraz to bardziej.

- Rachel miała być ostatecznym powodem by zamknąć topór wojny - wysyczałem przez mocno zaciśnięte zęby - Nie uszanowałeś w takim razie nawet i jej...

- Zamilcz i zniknij już na zawsze! - gdy chciał ponownie mnie uderzyć zatrzymałem ruch dłoni i wykręciłem ją do tyłu.

- To ty nie dałeś mi tego zrobić, sam mnie tu trzymasz...

- Wtargnąłeś do mojego domu szczurze! Nikt cię tu nie zapraszał!

Nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego. Zacząłem okładać ciosami całą twarz oraz wątrobę by jak najbardziej go osłabić.

- Zostaw go - rozpaczliwy jęk należący do narzeczonej tego śmiecia otrząsnął mnie - Zostaw, Rachel, ona...

Tyle wystarczyło bym zrzucił z siebie chwilową maskę pojebanego rzeźnika. Oblizałem górną wargę i uniosłem na nią spojrzenie, sama kucnęła przy osłabionym Thomasie i zaczęła kciukiem gładzić jego krwawy policzek.

- Co, z nią? - zapytałem patrząc w oddalający się ciemny pojazd w którym zapewne się znajdowała blond włosy koszmar który sam stworzyłem.

- Nie powiem ci nic! - syknęła zalewając się łzami w moją stronę - Zniknij i daj nam święty spokój! Rozumiesz? Daj nam w końcu święty spokój! To ty zacząłeś tę wojną tym, że porwałeś Rachel. Gdyby nie ty, z Thomasem załatwilibyśmy wszystko w zaciszu i sami wyciągnęli z tego bagna!

Manuel co do swojej teorii w takim razie miał całkowitą rację. Thomas złapał jej trop, zapewne już jakiś czas temu.

- Gdzie ona jest?! - wypuściłem gwałtownie powietrze z płuc by uspokoić nadchodzące drganie ciała, obawiałem się, że nie dam rady i sięgnę po chwyt zakazany.

***

- Jesteś pewny? - zapytałem ciężko oddychając Manuela który skinął głową. Nawet nie wiedziałem kiedy znalazłem się pod salą operacyjną gdzie z uzyskanych informacji przez przyjaciela miała znajdować się Rachel.

Gdy lekarz wyszedł od razu podszedłem do niego podając się jako mąż. Wiedziałem, że inaczej nie udzieliłby mi żadnej informacji.

- Bardzo mi przykro, ale krwotok był na tyle silny, że dziecka nie udało się uratować, tak samo jak...

Zauroczeni w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz