Rozdział 39

1.9K 77 4
                                    

Rachel


- Chciałeś ze mną rozmawiać - zauważyłam wchodząc do gabinetu Thomasa.

- Tak, usiądź przede mną - pokazał na fotel piórem które trzymał w dłoni.

Wykonałam polecenie czekając na dalsze informacje które zapewne miał mi do przekazania.

- Powiem prosto z mostu. Musisz zakręcić się przy Mosculio choćby nie wiem co - zamurowało mnie - Jest idealna szansa na zniszczenie go. Sama pragniesz tego chyba bardziej niż ja, prawda? - uniósł jasną brew.

Dlaczego miałam wrażenie, że pakował się w samą paszczę lwa?

- Nie rozumiem - potarłam spocone dłonie - Do czego dążysz? Dlaczego to ja mam się aż tak poświęcać?

Wstał z krzesła biurowego i usiadł na rogu biurka przyglądając mi się w dalszym ciągu.

- Mosculio odkrył moją kolonię wysłaną na jego tereny. Twoim zadaniem będzie zwyczajne zaćmienie go. Wtedy postawię na swoim i zacznę zabierać mu terytoria, wszystkie licząc nawet Sardynię.

- Thomas, nie zrobię tego - wysyczałam przez zaciśnięte zęby - Nie chcę z tym człowiekiem mieć nic wspólnego, rozumiesz?

- Rachel, zrozum jedno. Złamiesz go do końca, on stoczy się jak kula ze stromej góry, uderzy o sąsiednie drzewo i pęknie w pół. Nie zostanie mu nic. Sama jeszcze kilka tygodni temu wspominałaś o zemście. Skoro już wie, że żyjesz...

- Poczekaj, poczekaj. Czegoś tu nie rozumiem. Skąd ty wiesz, że on to wie? Widziałeś go?

Parsknął śmiechem i zaczął chodzić wkoło.

- Jego nieudolny przyjaciel zaczął szukać informacji tam gdzie nie trzeba. Określę to tak - skrzywił się.

Przełknęłam gulę. Nie mogłam przecież wykonać jego zadania. Zapewne gdybym już nawet podeszła do niego bliżej mój żołądek skumulowałby się, a wszystko znalazłoby się na nic. Chodź może...

- Thomas, nie zrobię tego. Nie wejdę w środek jego gry z powodu jakiś porachunków. Chcę być od tego jak najdalej - uniosłam dłonie w geście obronnym.

- Rachel, ale nasza wojna zaczęła się na dobre tylko i wyłącznie przez to, że znalazłaś się w jego klubie. Znalazłbym sobie inne tereny, ale znaleźliśmy się w takim momencie gdzie nawet o tym nie chcę myśleć. Naszym zadaniem jest zniszczenie Mosculio do samego końca czy ci się to podoba czy nie.

- Nie chcę być marionetką! - niemal pisnęłam - Thomas, postaw na to miejsce kogoś kto nie żywi do niego takiej urazy jak ja.

- Ryzykuje za wiele wysyłając tam inną osobę - złapał mnie mocno za bark - Tylko ty możesz go złamać, rozumiesz?

- Sądzisz, że tylko z powodu waszych prochów zacznę żywić do niego jakieś uczucia które dadzą mi w spokoju z nim przebywać? Thomas chyba kpisz. Nigdy więcej nie chcę go widzieć.

- A jeśli postawię za zniszczenie go twój los? - przejechał językiem po wnętrzu policzka.

- Co masz na myśli? - odczuwałam coraz to bardziej niepewność.

- Zobacz, jeśli zgodzisz zbliżyć się do niego twój dalszy los będzie całkowicie w twoich dłoniach, jednak jeśli uprzesz się przy swojej racji, nie omieszkam się zgodzić na propozycję Amaretto, i wydam cię za niego.

Z tego co wiem Amaretto był przywódcą rodu Francji.

- Nie zrobisz tego - warga niebezpiecznie zaczęła mi drgać i dłonią uderzyłam go w klatkę piersiową - Nie możesz mnie szantażować takimi rzeczami, Thomas.

- Nie mam wyboru - odciągnął moją rękę z siebie i podszedł do okna - Tylko tak mogę go zniszczyć, rozumiesz? Tylko tak może odpłacić się nam za to co zrobił. Ugrasz na tym i ty, i to wiele - zerknął na mnie zza ramienia - Za dwa dni ma odbyć się bankiet w Mediolanie. Zjawisz się tam jako towarzyszka Amaretto, i zaczniesz swoją grę. Liczę na ciebie. Pamiętaj on albo my. Tylko jedna strona z tego wyjdzie, i masz zakodować, że to będziemy właśnie, kurwa my.

Czułam ból w klatce piersiowej. Nigdy nie spodziewałabym się, że Thomas zdolny będzie do czegoś takiego. Poczułam łzy żalu pod powiekami, to ja dzięki własnemu bratu wepchnięta byłam w paszczę Mosculio.

Wybiegłam z jego gabinetu chcąc zostać sama. Postawiona kolejny raz byłam przed faktem dokonanym. Otarłam policzki i zamknęłam głośno drzwi od pokoju.

Dlaczego każdy mnie wykorzystywał?

***

Siedziałam smętnie przeciągając puchatym pędzlem po policzkach. Musiałam nadać sobie naturalnych rumieńców przez nałożenie delikatnego różu.

- Rachel, Thomas chce dla ciebie jak i dla nas jak najlepiej, zrozum to - Casandra jęknęła kręcąc ostatnie pasmo moich włosów.

- Gdyby chciał załatwiłby to sam, a mi dał już spokój z Mosculio. Pragnę całkowicie zapomnieć, ale żadna ze stron nie daje mi takiej możliwości - zapatrzyłam się w swoje odbicie.

- Zobaczysz, za każde zło dostaniesz nagrodę od losu - wyszeptała pochylając się nad moim uchem.

- Z każdym dniem powątpiewam w to coraz to bardziej - wyznałam.

- Och, przestań. Będzie dobrze, musisz tylko pokazać, że czujesz się przy nim swobodnie, dać mu sprzeczne informacje na temat Thomasa. To wszystko, potem wrócisz do domu.

- Tylko tyle? Po wypowiedzi twojego narzeczonego sugerowałam, że kazał mi się z nim związać! - uderzyłam dłońmi o toaletkę.

- Będzie dobrze, zobaczysz. Zniszczymy go raz na zawsze. Mosculio zaprzestanie życia na tej pierdolonej planecie, bo sam strzeli sobie w łeb.

Zauroczeni w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz