Rozdział 31

1.8K 75 9
                                    

Mosculio

Rok później...

- Wolny strzelec? - zapytał Jason kręcąc przy tym głową - Ach, zapomniałem, że twoja małżonka zginęła w katastrofie lotniczej - cmoknął chcąc chyba mnie sprowokować.

Jednak wolałem pokazać zimną krew i oblizałem górną linie zębów czubkiem języka. Podsunąłem mu pod nos plik papierów by ostatni raz przekalkulował na co wcześniej się zgodził.

- Jasonie, mam zasadnicze pytanie do ciebie. Dlaczego interesujesz się moim życiem skoro to twoje wisi na włosku? - podparłem się o łokieć czekając na jego odpowiedź.

Poruszał nerwowo szczęką, po czym potarł ją dłonią przyglądając się uważnie papierom.

- Nie ma opcji, że zrzeknę się praw do posiadania tytułu pod szefa. Nigdy w życiu - splunął obok

- Sam sobie to zrobiłeś, ja kazałem ci zapłodnić córkę bossa Brazylii?

- Przecież to ona mi weszła do łóżka!

- Ciesz się, że nie kazałem cię zabić. Wiesz, że za zdradę małżonki jak i Famigli grozi kara śmierci.

- Zrozum, że wtedy jeszcze nie ożeniłem się z Patrishią!

- Teraz to gówno obchodzi każdego, jedynie liczą na to, aż sami dokonają na tobie kary. Jeśli zrzekniesz się tytułu, oni również odpuszczą bo nie będziesz nic wart, a to dziecko...nie wiem co z nim zrobią - wzruszyłem ramionami - Ta decyzja należy do Constancji.

- Kocham Patrishię - wyznał patrząc pusto na pióro które chwilę później znalazło się w jego dłoni.

- Jasonie miłością w tym świecie nie ugrasz nic. Tu trzeba być jak pieprzona bomba która nie ma zegara do odliczania czasu wybuchu. Nikt nie zna dnia ani godziny kiedy nastąpi erupcja.

- Nie mogę tego zrobić, wtedy przecież nie zostanie mi nic.

- Przestań lamentować. Podpisz te papierki i wracaj do swojej żony która pewnie o stokroć bardziej to przeżywa niż ty. Nie zostało ci nic prócz złożenia podpisu, inaczej pozostanie egzekucja.

Drżącymi dłońmi sięgnął po pióro i to zrobił...

Może i Jason był skończony, może nie zostało mu nic innego jak tylko leżenie przy swojej żonie to jednak...można było rzec, że delikatnie uwolnił się z sideł mafii.

Ale niestety, nawet gdyby całkowicie się zrzekł wszystkiego co posiadał nawet domu, to zostałby przy nim zalążek tego, że należał do mojej Famigli. Od tego nie da się uciec.

Gdy opuścił klub sam powędrowałem do ostatniego obiektu moich westchnień. Kelnerka która pracowała dla mojego ojca...

Miranda starała się być całkowicie pochłonięta ocieraniem szklanek ręcznikiem. Nie zauważyła nawet kiedy znalazłem się za nią i otuliłem jednym ramieniem.

Blondynka lekko się wzdrygnęla ale potem zaczęła chichotać.

- Skończyłeś to jakże ważne spotkanie? - zerknęła na mnie zalotnie hipnotyzując niebieskim spojrzeniem.

- Mhm...- mruknąłem pochylając się ku niej. Musnąłem swoimi wargami jej pulchne chcąc zassać to co kusiło już od tak dawna - Zabiorę cię gdzieś jak skończysz szorowanie naczyń - wymamrotałem przyklejony do niej jak rzepa.

- Mosculio, mam ogrom pracy.

Oderwałem się od niej gwałtownie i zerknąłem na szklanki za nią.

Zauroczeni w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz