Rachel- Jest mi tak dobrze - warknęłam w stronę Casandry która biegała wokół mnie jak kangur na wysokich szpilkach. Odgarnęła pukiel włosów z twarzy i uniosła spojrzenie prosto na mnie.
- Nie za nisko poduszka? Z tego co wiem może cię lekko pobolewać brzuch, a taka pozycja...
- Casandra, daj jej spokój. Najlepiej zostaw nas samych.
Zaskoczona zerknęłam na Thomasa który mając dłonie ułożone w piramidkę pochylał się lekko do przodu nie patrząc na żadną z nas.
- A może...a może zostanę? Nie uważasz, że...
- Casandra, proszę cię wyjdź. Weź moją kartę i idź na zakupy czy cokolwiek.
Ruda warknęła pod nosem i dumnie uniosła brodę. Kręcąc krągłymi biodrami opuściła salę przy tym marszcząc brwi na Thomasa, który jak tylko zamknęły się drzwi odbił się od krzesła i powędrował w kierunku uchylonego okna.
Czułam się niezręcznie. Blondyn swoją obecnością tworzył we mnie dziwny wir jakiś sprzecznych emocji.
- Blanca...znaczy, kurwa Rachel - zaskoczona otworzyłam szeroko oczy - Jestem, ja, kurwa jestem twoim bratem.
Nie wiedziałam jak miałam zareagować na to co powiedział. Miałam się śmiać ze słabego żartu, czy zachować poważną minę która dałaby mu do zrozumienia, że to co powiedział w żadnym stopniu nie było zabawne? To było bardzo dobre pytanie.
- Thomas, ja wiem, że...
- Co wiesz? - obrócił się gwałtownie - Rachel tak naprawdę nazywasz się Blanca Carrera, mając dwa lata porwał cię jeden z żołnierzy naszego ojca, przy tym zabijając go oraz matkę!
Zamurowało mnie.
- Szukałem cię przez pierdolone kilkanaście lat, gdy znalazłem okazało się, że...że pracowałaś w klubie mojego wroga. Mosculio był od zawsze pieprzonym szczurem którego nienawidziłem. Gdyby nie jego pojebane pakty już dawno odebrałbym cię z rąk tego śmiecia.
Poczułam delikatny ból w klatce piersiowej. Nie wiedziałam kompletnie co sądzić. Równie dobrze, Thomas mógł okazać się jakimś popaprańcem który chciał mnie wpleść w jakieś gówno.
- Nie wierzę ci - wysyczałam - Dlaczego pieprzysz mi człowieku takie kłamstwa?! Czy już nie wystarczy tego piekła które przechodzę?! - w moich oczach pojawiły się piekące łzy.
- Sądzisz, że mi na rękę to wszystko? Szukałem cię tyle lat, już myślałem, że umarłaś, rozumiesz?!Starałem się pogodzić z tym, ale od momentu gdy dowiedziałem się o tym, że pracujesz tak jak pracowałaś, a oni cię tam...- przymknął gniewnie powieki - Musiałem cię wyrwać z tego gówna, choćby nie wiem co. Narażałem każdego dnia samego siebie, jak i Casandrę by trafić w ten punkt tego idioty, aż w końcu by cię puścił.
Wtedy dotarło do mnie też coś innego.
- Czyli Casandra nie przez przypadek zdecydowała mi się pomóc? - wyszeptałam.
- Nie patrz tak na to, to, że cię tam spotkała to czysty przypadek - odparł zbyt raptownie jakby chciał ze wszystkich sił przekonać mnie, że jednak myliłam się.
- Czego ode mnie chcecie?
- Blanca, znaczy Rachel. Ja chcę odzyskać siostrę której nie miałem przez tyle lat - złapał za moją dłoń i przyłożył do swojej - Widzisz? Masz takie samo znamię na kciuku. Miał je nasz papa.
Patrzyłam jak zahipnotyzowana w miejsca gdzie naprawdę znajdowały się identyczne znamiona.
Kilkanaście lat wcześniej...
- Tatusiu dlacego mam taki dziwny znacek? - zapytałam patrząc na ojca który ściśle przyglądał się miejscu na moim palcu.
- Kochanie, jak byłaś maluszkiem to wydarzył się okropny wypadek, wiesz? - posadził mnie na swoich kolanach i pogłaskał czule po głowie.
- Naplawdę? - zaskoczona uniosłam wysoko głowę ku niemu.
- Tak, kochanie - cmoknął mnie w czoło i podał zabawkę która zajął resztę czasu do momentu aż nie zasnęłam na jego ramieniu.
Wróciłam myślami na twarde podłoże, odsunęłam gwałtownie dłoń czując jak panika wzrasta we mnie coraz to bardziej.
- Rachel, musisz mi uwierzyć. Mam nawet badania które potwierdziły nasze pokrewieństwo - otarł nasadę nosa i sięgnął po teczkę którą miał ze sobą od momentu jak się zjawił.
Zerknęłam w stronę okna by nie rozpłakać się na dobre. Czułam się upokorzona do granic możliwości, to wszystko zdawało się być kolejnym snem który przypominał koszmar.
- Zobacz - podsunął mi pod nos kartki - Spokrewnieni ze sobą jesteśmy na dziewięćdziesiąt dziewięć procent - obniżył barwę głosu niemal do minimum.
Mój wzrok sam powędrował na cyfry.
- Skąd mogę mieć pewność, że nie podrobiłeś tego? - wymamrotałam.
- Dostałem próbkę twoich włosów. Możemy zrobić je jeszcze raz skoro nie wierzysz. Wszystko odbędzie się...
- Skończ! - puściły mi nerwy - Nie mogę w to uwierzyć, nie mogę - wyszeptałam kręcąc głową.
- Wiem, że to dla ciebie za dużo, ale wolałem wydusić to z siebie najszybciej jak mogłem. Po prostu...im szybciej zrozumiesz, że masz pochodzenie z gangsterskich korzeni tym lepiej będzie dla ciebie.
- Słucham? Kpisz człowieku chyba, że nagle zmienię swoje całe życie, które i tak już jest do dupy! Daj mi święty spokój!
- Blanca...
- Mam na imię Rachel, nie żadna Blanca! - rzuciłam w niego kartkami - Wyjdź stąd, natychmiast i dajcie mi spokój! Czy ja pragnę aż tyle? Chce jedynie spokoju!
- Rachel, ale będziesz go miała gdy zamieszkasz ze mną i Casandrą. Będziesz całkowicie bezpieczna i wolna, czy nie tego pragniesz?
- Pragnę - wyszeptałam unosząc wzrok prosto w jego tęczówki - Ale dojdę do tego sama, bez niczyjej pomocy.
- R...Rachel...- wpędziłam go w zakłopotanie - Jeśli czegoś będziesz potrzebować, mów, błagam cię mów mi wszystko. Chcę ci wynagrodzić to całe zło które spotkało.
- Nie da się tego wynagrodzić - otarłam policzki - Nikt nie wynagrodzi mi tego, że zostałam odarta z godności, i jedyne co mogę to machać palcem u stopy. Tylko to potrafię...
- Nie dam cię skrzywdzić już żadnemu śmieciowi. Mosculio już dawno poszedł w zapomnienie, przed nami siostrzyczko jest sama przyszłość - potarł kciukiem mój nadgarstek i pochylił się ku mnie - Za długo cię szukałem by odpuszczać.
![](https://img.wattpad.com/cover/302340012-288-k911082.jpg)
CZYTASZ
Zauroczeni w sobie |18+
RomancePiąta część z serii: "Uwikłani". Przyszedł czas na niego...Mosculio Ranches Garcia. Mężczyzna który przeszedł dość wiele, jednak to nie wszystko. Najgorsze dopiero miało być przed nim. Los stawia mu na drodze ją, piękną, blondwłosą Rachel. Wszyst...