Rozdział 37

1.8K 80 6
                                    

Rachel


Co się właśnie działo? Moje myśli, moje ciało lgnęło w kierunku kompletnie innym niż chciał mój mózg. Pragnęłam wpaść do tego oceanu i utopić się tam na jego oczach.

Zatrzasnęłam mocno drzwi od swojego pokoju, pragnęłam uspokoić dudniące serce w klatce piersiowej dlatego złapałam za zimną butelkę wody i polałam nią dekolt. Opadłam plecami na twardy materac chcąc odpłynąć jak najdalej.

- Rachel, coś się stało? - usłyszałam stłumiony głos Thomasa dobiegający zza drzwi.

Nie mogłam mu powiedzieć przecież, że jego wróg znajdował się kilka metrów od nas, tym bardziej nie Mosculio. Byłam pewna, że gdyby się dowiedział rozpętał by  kolejną wojnę między nimi.

- Nic! Jestem zmęczona! - starałam się brzmieć pewnie.

- Jeśli czegoś będziesz potrzebować zadzwoń. Razem z Cas idziemy na kolację, nie chcesz dołączyć?

- Nie, bawcie się dobrze!

Gdy minęło kilka chwil upewniłam się, że brat odszedł zostawiając mnie samą w tej ogromnej willi. Bałam się jedynie tego, że w sąsiedniej znajdował się ten potwór, i jego kochanka.

Dziewczyna zdawała się być tak samo zawzięta jak on. Już przez same spojrzenie jakie mi posłała w tamtym momencie kiedy przez pieprzony przypadek zjawiłam się w ich drzwiach utwierdziła mnie, że facet musi należeć tylko do niej. I to było pocieszające ale tylko do czasu.

W momencie kiedy staliśmy obydwoje na pomoście zaskoczył mnie swoim delikatnym tonem, pamiętałam tylko ten oschły, brutalny który nie znosił sprzeciwu.

Mosculio kolejny raz sam wybrał moment kiedy wszedł do mojego życia. Nie chciałam brnąć w dalszą grę którą rozpoczął ale obawiałam się, że nie miałam wyjścia.

- Wybaczenie - prychnęłam pod nosem i zgniotłam materiał sukienki.

Jak on śmiał prosić mnie o coś tak niewyobrażalnego? Nawet przez myśl nie przeszło mi to by mu wybaczyć. Przez niego dobitnie straciłam wiarę w siebie, wiarę w to, że jeszcze w życiu dane mi będzie poczuć szczęście.

Gdyby nie Casandra, jak i Thomas...pewnie spędzałabym czas we Florencji tułając się po podobnych uliczkach szukając jedzenia.

Zasłoniłam zasłony by nie widzieć sąsiedniej willi. Chciałam zabarykadować się tam na dobre, ale niestety. Gdy usiadłam na skraju łóżka drzwi balkonowe się rozsunęły a ogromna sylwetka wyłoniła się zza powiewających materiałów.

Przełknęłam ślinę i gwałtownie wstałam szukając czegoś co mogło pomóc w pozbyciu się szkodnika.

- Jak śmiesz wchodzić do mojego pokoju jak do siebie?!

Przeczesał ciemne włosy do tyłu i zapalił lampkę która stała w kącie. W kilku krokach dopadł do mnie i złapał za nadgarstek. Panika rosła we mnie coraz to bardziej. Zamknęłam powieki szykując się na karę.

Tak właśnie zareagował mój mózg.

- Boisz się w dalszym ciągu - wyszeptał tuż za moim uchem - Ale już nie musisz.

Uchyliłam niepewnie oczy natrafiając na minę zbitego pieska. Mosculio Ranches Garcia był jakimś odmieńcem. Obawiałam się, że miał w tym swój cel. Z tyłu głowy non stop coś powtarzało mi: To potwór, nie ulegaj. Chce cię zniszczyć jeszcze bardziej. Nie daj się.

- Czego ode mnie chcesz? Odejdź nie chcę cię tu - wyrwałam się z dość delikatnego uścisku. Zaskakującego jak na jego osobę.

- Rachel, nie dam ci spokoju póki mi nie wybaczysz - jęknął.

- Zależy ci na tym? - parsknęłam - Ty chory psycholu, daj mi spokój! Jeśli sądzisz, że wybaczę ci to co mi zrobiłeś chodź w jednym procencie, jesteś w pieprzonym błędzie. Ciesz się, że nie ma tu Thomasa, załatwiłby cię od razu - wyplułam z jadem.

- Czyli jesteś tu z tym śmieciem?

- Skoro mój brat jest śmieciem to ty jesteś padliną - mruknęłam obserwując w skupieniu swoje stopy.

- I co? Jemu od razu wybaczyłaś to co zrobił? Zataił przed tobą to całe gówno!

- Jak śmiesz porównywać to, do tego co sam mi robiłeś?! - nie wytrzymywałam już - Zniszczyłeś mnie jeszcze bardziej niż Angelo, chodź to z nim spędziłam kilka lat, a z tobą tylko kilka tygodni! To ty zrobiłeś ze mnie swoją prywatną dziwkę!

- On zrobił z ciebie taką z której korzystał, kurwa każdy!

- Angelo zesłał mnie na ten los tylko dwa razy - zmrużyłam powieki by nie rozkleić się przed nim. Nie chciałam okazywać swojej słabości - Zmuszał mnie do tego, ale zamiast seksu potem zaczęłam jedynie tańczyć. Zawsze udawało mi się uciekać! A ty?!

Uchylił delikatnie swoje wargi chcąc zapewne coś powiedzieć. Jednak zamknął je i zacisnął nasadę nosa.

- Ćpałem, byłem w chuj uzależniony...

Słychać było, że chciał złapać za każdą wystającą gałąź gdy spadał coraz to bardziej do otchłani.

- Nie, nie chcę tego słuchać już nigdy więcej. Powiem ostatni raz. Daj mi święty spokój. Daj mi, kurwa znowu normalnie żyć. Mam dość strachu, mam dość lęku gdy kładę się spać. Mam dość ciebie, wymazałam twoje imię z pamięci raz na dobre.

- Wiem, że byłaś w ciąży - zamarłam - Wiem, że straciłaś to dziecko. Ono było moje, prawda?

Nie. On nie mógł tego wiedzieć. Dla mnie samej to był cios, chodź wcześniej nie chciałam tego dziecka.

- Nie. Ono nie było twoje - odchrząknęłam - To wszystko? Chcesz może jeszcze wiedzieć jak się miewa jeszcze mój narzeczony?

Boże, co ja najlepszego zrobiłam?

Zauroczeni w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz