Kochani za wszelakie nieścisłości, błędy chcę was z góry przeprosić. Piszę ten rozdział mocno osłabiona, nie chciałam was zostawić bez niczego. Trzymajcie się <3
Mosculio
Byłem głupi sądząc, że śmierć Rachel da mi jakiś mentalny spokój, stało się na odwrót. Starając się odciągać od białego proszku zacząłem zapaść w większą dziurę. Obwiniałem wyłącznie siebie za to co się stało. Nawet Thomas moim zdaniem nie miał w tym udziału, chodź...
Gdyby Thomas nie uderzał od najgorszej strony zakończyłoby się to inaczej.
Kurwa, nie mogłem się pogodzić z tym, że ona nosiła dziecko, dziecko które możliwe, że i było moje. Dopiero po powrocie do domu połączyłem wiele faktów, doszedłem do tego momentu gdzie wspomnieniami wróciłem w miejsca gdzie nie chciałem.
Uprawiając z nią seks nie zabezpieczałem się, bo byłem zamroczonym gnojem który chciał się jedynie wyżyć na czymś, a raczej chyba na kimś.
Zapewne wielu nazywało mnie już pizdą, zmiękłą gąbką, ale nie chciałem już być taki jak za czasu swojej podłości. Od momentu kiedy odstawiłem kokainę zacząłem rozumieć nawet specyficzny wzrok pracowników, co wcześniej...co wcześniej było cholernym absurdem.
Zwlokłem się z łóżka i podszedłem drżąc do swojej szafki, wyjąłem z niej zwyczajną torebkę foliową z cukrem pudrem! Musiałem posuwać się już do takich idiotyzmów, by nie skusić się i nie zrobić czegoś co potem bym żałował.
Nasypałem kilka ścieżek ze słodyczy i zacząłem się po prostu patrzeć na to licząc, że nastąpi jakiś przełom, jebany grom z nieba i zdejmie ze mnie to całe gówno.
- Wujet! - omal nie podskoczyłem słysząc dziecięcy głos obok siebie. Zerknąłem w kierunku małej Riley która stała trzymając się za drzwi, jej policzek przyklejony był do drewna.
- Co się stało? - zapytałem biorąc drżący oddech.
Podeszła powoli do mnie, a mała sukienka z falbanami powiała w każdym kierunku przez delikatny wiatr który dobiegał zza otwartego okna. Stanęła obok mnie i małym paluszkiem starła cukier puder z podłoża na którym się znajdował.
Uchyliłem lekko wargi by skarcić jej zachowanie, ale zdałem sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Jeśli codziennie będę robił to samo co ona jakiś czas temu, pozbędę się tego gówna z głowy.
- O, tu jesteś - Liam zjawił się w pokoju jakby był zjawą. Wziął dziewczynkę na ręce i nabuzowany posłał mi wściekłe spojrzenie - Masz coś do powiedzenia? Czy mam od razu pójść do twojego terapeuty, i...
Wywróciłem oczami, by przerwać mu lament pochyliłem się i przejechałem kciukiem po rozsypanym proszku na podłodze.
- Obliż palce, Riley. Przekonasz się, że to cukier puder, nic poza tym - westchnąłem.
Widziałem tę nieufność z jego strony, z którą oblizywał małe palce dziewczynki. Jednak gdy zmarszczył brwi pewny byłem, że był zaskoczony.
- Masz, kurwa szczęście - wskazał we mnie oskarżycielsko palcem - A tak w ogóle? Kiedy wracasz? Jesteś tu nie za długo? Sam wspomniałeś o przemytach, sądziłem, że polecisz do Włoch od razu - zauważył.
- Chwilowo nie mam do tego głowy, i to Manuel zajmuje się tym - przetarłem twarz dłońmi.
- Oj widzę, że ci coś nie idzie. Kolejne załamanie? Może spotkaj się z lekarzem.
Nie mogłem nikomu wspomnieć o prawdziwym powodzie którym była śmierć Rachel, oraz...tego dziecka.
Boże, ile bym oddał by dowiedzieć się czy ono było moje...
- Odpłynąłeś...może odpocznij - brunet widząc moje zmieszanie opuścił azyl który zamieszkiwałem w ich rezydencji.
***
Nie wiedziałem dokładnie sam co robiłem w klubie ojca. Zerkałem co chwilę na Fabiano który całkowicie odpłynął mając na ramieniu uwieszone kobiety, sam zaś mając wcześniej nadzieje, że chodź tam na chwilę uda mi się odbiec siedziałem tam obracając w dłoni szklankę z whisky.
- Podać coś jeszcze? - usłyszałem delikatny, kobiecy głos tuż nad uchem.
Uniosłem głowę wysoko wtapiając się w blond włosy.
Blond włosy powtórzyła moja podświadomość.
- N...nie, nie potrzebuje nic innego - poprawiłem się na skórzanym siedzeniu i przeleciałem wzrokiem po gościach szukając przyrodniego brata.
Dumnie kroczył w moim kierunku mając na szyi odbitą szminkę jednej z kobiet.
- W razie czego będę przy barze.
Zdołałem zauważyć jak jasny, koński ogon powiewał z każdym ruchem który wykonała. Oderwałem spojrzenie od jedynej części dziewczyny która jakkolwiek mnie zainteresowała, i postawiłem z hukiem szkło na stolik przede mną.
- Jeszcze nie zapłodniłeś żadnej?
Chodź temat nie był dla mnie dość wygodny, musiałem dać mu popalić, miałem obawę, że z czasem i powróci temat córki gubernatora, a wtedy wszyscy będziemy straceni już na dobre.
To na nim spoczywała odpowiedzialność tak naprawdę za dalsze losy oddziału ojca, jak i po części mojego. Przez zawarty pokój między naszymi koloniami byłem całkowicie podporządkowany ojcu, podobnie jak on mi.
Obydwaj mogliśmy przez niego albo zyskać, albo stracić jeszcze więcej co wtedy było dla mnie najgorszym, możliwym scenariuszem.
Nie mogłem pozwolić sobie na więcej spalonym magazynów których odbudowa miała zająć dość spory okres czasu przez dodatkowe zabezpieczenia które kazałem zamontować. Już Thomas naraził mnie na ogromne straty...
- Znowu zabawny - pokręcił głową, kciukiem starł zaschnięty ślad jakiegoś błyszczyku z policzka i otarł go o swoje spodnie które wyglądały okropnie. Nogawki powyciągane w każdą stronę przez co miałem wrażenie, że zaraz się w nich utopi.
Alkoholik jeden!
- Jeszcze nie będzie małych Fabianków! - jęknął rozpaczliwie, i już byłem w stu procentach pewny, że wypił więcej niż potrzeba było - Albo...wynajmę surogatkę, będę ją pieprzył, ona nie będzie miała nic przeciwko, a potem urodzi mi dzieci! - podszedł do mnie i złapał mocno za policzki - Ależ braciszku jesteś mądry! Idę szukać! - mocno pocałował mnie w miejsca nad wargami między nosem.
Myślałem, że spalę się ze wstydu. Na całe szczęście znajdowałem się w zamkniętej loży, a wzrok reszty nie miał prawa sięgnąć aż tam.
Zostawił mnie samego i powędrował schodami na parkiet, co jakiś czas tracił równowagę, ale...
Ja znowu byłem gdzie indziej.
To był kolejny znak od losu, że trzeba zacząć całkowicie wszystko od nowa. Starego Mosculio nie miało prawa już nigdy więcej być, nigdy...
CZYTASZ
Zauroczeni w sobie |18+
RomancePiąta część z serii: "Uwikłani". Przyszedł czas na niego...Mosculio Ranches Garcia. Mężczyzna który przeszedł dość wiele, jednak to nie wszystko. Najgorsze dopiero miało być przed nim. Los stawia mu na drodze ją, piękną, blondwłosą Rachel. Wszyst...