Rozdział 15

2K 76 2
                                    

Rachel

Zimna woda obmyła moje brudne ciało. Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze, i dotknęłam palcem rany na policzku. Nagle drzwi się otworzyły, a twarz Mosculio odbiła się obok. Zakryłam swoje ciało dłońmi i założyłam dres który towarzyszył mi jako jedyne odzienie od czasu dziwnej wizyty jego gościa w pokoju.

- Jeszcze dziś dostaniesz miejsce w którym sama się zatrzymasz.

Omal nie zachłysnęłam się powietrzem. Moje dłonie opadły wzdłuż, a dziwny przepływ energii pobudził mnie do tego stopnia, że chciałam nawet i wtedy uciekać.

Mosculio oparty o framugę drzwi skanował mnie wzrokiem. Zagryzłam dolną wargę i powoli ruszyłam w stronę wyjścia, jednak zastygłam w miejscu widząc na jego twarzy udrękę.

- Skąd taka nagła zmiana? - zdecydowałam się zapytać. Oczekiwałam resztkami zdrowego rozsądku na jasną odpowiedzieć. On nie wyglądał na takiego który po tylu przygodach puszczał swoich niewolników wolno.

- Nie musisz tego wiedzieć - złapał za mój bark i zacisnął na nim mocno dłonie, delikatnie syknęłam, ale wiedza, że to zapewne był jeden z ostatnich razów zdawała się utrzymywać mnie na właściwym torze - Co wiesz o swojej rodzinie?

Byłam zaskoczona pytaniem. Sądziłam, że doskonale już wiedział wszystko, co ujrzało światło dzienne kilkanaście lat temu. Nie chciałam zdradzać tego co pamiętałam. To była jedynie moja pamiątka po nich, którą nie chciałam się dzielić z nikim innym. Szczególnie nie z nim, z tą bestią.

- Nie pamiętam nic - wyszeptałam spuszczając wzrok na swoje dłonie.

- Czyżby? - złapał za moją brodę i uniósł ją do góry - Na pewno nie pamiętasz nic?

- N...nie - chciałam wyrwać się, i tak też zrobiłam. Był inny, mniej dominujący a źrenice chyba pierwszy raz w życiu były normalnie zwężone, a nie rozszerzone do ogromnych rozmiarów.

Nie wziął...

- Chodź - pociągnął mnie za łokieć do wyjścia z pokoju, do którego za żadne skarby nie chciałam wracać. Gdy znaleźliśmy się na dole tak naprawdę dotarło do mnie, że on mnie puszcza, tak po prostu oddaje mi wolność z taką samą łatwością jak zabrał mi ją.

To wszystko samo w sobie wyglądało trochę jak abstrakcja. Jakim cudem facet który znęcał się nade mną nagle zechciał dać mi spokój i własny dach nad głową?

Nie chciałam znać nawet odpowiedzi na to pytanie, chodź po czasie chyba jednak chciałam wrócić do tamtego czasu i zadać mu je. Wiedziałabym zapewne, że cały koszmar dopiero miał swój początek i za żadne skarby zła passa nie chciała mnie opuścić.

Poczułam świeży powiew wiatru pierwszy raz od...nawet nie pamiętałam dokładnie daty. Byłam urwana od świata zewnętrznego jak jakieś domowe zwierzę, chodź to chyba złe porównanie, bo nawet pies był wyprowadzany na spacery, ja spędzałam każdą sekundę, dusząc się w pokoju.

Nie powinnam raczej narzekać, przecież wcześniejsze warunki w piwnicy były o dużo gorsze, jednak...dalej byłam więźniem. Więźniem Mosculio, oraz swoim własnym.

Moje prawdziwe ja zostało doszczętnie podeptane i nigdy nie miało już prawa ujrzeć światła dziennego. Musiałam stać się potulną kobietą która musiała podjąć się każdej pracy by utrzymać się we Włoszech.

- Wsiadaj - otworzył mi drzwi od samochodu.

Uchyliłam wargi będąc w całkowitym szoku. Stał oparty mając wzrok skupiony na drzewie które znajdowało się obok. Moje ciało zaczęło samo drgać, w głowie zaczęły rodzić się popieprzone scenariusze, że jednak nie da mi spokoju, że zawiezie do innego miejsca i tam zostawi na pastwę losu, będzie co jakiś czas wracać dokonywać kar cielesnych...

Odpływałam za daleko. Musiałam cieszyć się chodź trochę tym, że dał mi nadzieję na wolność.

Mosculio jechał jak pieprzony wariat, przez uchylone okno po jego stronie bryza wiatru rozdmuchiwała starannie ułożone włosy ku górze.  Zaciskał dłonie na kierownicy przyciskając pedał gazu do podłogi.

Docisnęłam plecy do wygodnego fotela i przymknęłam powieki, mijające mnie budynki zdawały się być aż nad wyraz fascynujące. Odcięcie od świata spowodowało, że na zewnątrz czułam się jak intruz.

Zaparkował pod małym domkiem z białymi okiennicami, niemal mnie wyciągnął z samochodu i zawlókł do wnętrza.

- Teraz mnie posłuchasz - potrząsnął mną i pochylił się do przodu - Masz tu siedzieć, nie masz prawa nawet wyjść krokiem na zewnątrz. Dostaniesz telefon w którym jest tylko mój numer. Dzwonisz w razie czego do mnie...

- Co? - zapytałam, krew odpłynęła robiąc ze mnie pieprzonego trupa - Sądziłam, że...że dasz mi wolność.

Parsknął przerażającym śmiechem.

- Chyba śnisz, teraz jesteś moją najlepszą bronią. Powinnaś się już dawno oswoić z tym, że należysz, kurwa do mnie.

I nici z normalności, znowu stałam się więźniem, ale w całkowicie innym miejscu, całkowicie sama...

- Rachel masz szansę uciec - mruknęłam do siebie i zaczęłam gonić po małej przestrzeni w poszukiwaniu klucza od drzwi które zamknął mój porywacz - Masz szansę, nie spierdol tego.

Niestety na nic moje poszukiwania się zdały. Gdy usiadłam na wysokim krześle mój wzrok zetknął się z dużym wazonem wypełnionym wodą i kwiatami na stole.

Sięgnęłam po niego i wybiłam szybę w oknie panoramicznym które prowadziło na taras.

To twoja szansa! Musisz dać z siebie sto procent, potem los ci wynagrodzi...

Biegłam ile sił w nogach, jak najdalej od tego zła które czyhało na każdym rogu.

Zauroczeni w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz