Rozdział 12

2.1K 75 13
                                    

Rachel


Uchyliłam ciężkie powieki, chciałam obudzić się już po tej drugiej stronie, ale jednak nie było mi to dane. Obok mnie stał wkurzony do granic możliwości mój oprawca, po lewej stronie znajdował się również jakiś facet z siwymi włosami, miał w dłoni jakieś papiery i co chwile je przerzucał.

- Tabletki jedynie przyćmiły pacjentkę, jednak proszę uważać. Następnym razem naprawdę może stać się krzywda, kilka chwil i człowiek może stracić życie przez swoją głupotę.

Obróciłam głowę w bok szykując się na najgorsze ze strony Mosculio. Brunet miał zaciętą minę jakby naprawdę zrobiła coś okropnego, ale ja jedynie chciałam trafić do miejsca w którym mogłam żyć, sama, tak jak chcę.

Szykowałam się już w środku na najgorszą karę.

Może on da mi śmierć? Chodź nawet w męczarniach...

Obcy mi całkowicie mężczyzna opuścił tę okropną przestrzeń pozostawiając nas sam na sam. Bałam się nawet wziąć oddech. Skupiłam wzrok na ciemnej szafce ustawionej naprzeciwko.

- Wiesz co teraz zrobiłaś? - w kilku krokach znalazł się obok mnie, złapał za końce moich włosów i poderwał do góry moją głowę. W kącikach oczu zebrały się słone łzy. Przerażonym spojrzeniem skanowałam czerwone ze złości oblicze Mosculio - Skazałaś się na całkowitą zagładę. Rozumiesz? - niemal ryknął nad moim uchem - Rozumiesz?!

Drgnęłam kiedy drugą dłonią zaczął rozpinać pasek spodni. Zaczęłam wykorzystując resztki sił wyrwać się, ale jak zwykle. Nie mogłam zrobić nic. Przechylił mnie na brzuch i zapiął w silnym uścisku nadgarstki.

Łzy ciekły po moich policzkach, ból był nie do zniesienia. Jemu to sprawiało całkowitą rozkosz, a mi? Samo cierpienie, nic innego.

Wtedy straciłam już całą nadzieję, że jednak zmieni zdanie i puści mnie wolną. Wtedy przestałam nawet wierzyć, że pozwoli umrzeć. Wszystko zniknęło została jedynie pustka.

- No, grzeczna - kciuk bruneta przejechał po moim policzku. Nie zapinał spodni jedynie położył się obok i zdjął je do końca, ja dalej leżałam jak kłoda nie mogąc zrobić żadnego ruchu - Wpadłem na jakże cudowny pomysł - położył się na łokciu i przechylił mnie ku sobie - Jutro podpiszesz pewne papiery, wtedy będę miał cię całkowicie na własność.

- Błagam, nie...

- Dałem ci prawo do powiedzenia czegokolwiek? Posłuchaj mnie uważnie, jestem osobą która szybko uzależnia się od rozkosz. Moim nowym uzależnieniem jest twoja cipka, i nie zrezygnuje z niej choćby nie wiem co - przybliżył się do mnie i rozerwał koszulkę w którą byłam odziana.

Zassał mój obolały sutek patrząc prosto w moje oczy. Znowu pieprzony ból rozrywał moje ciało w całości, tworząc dwa, kompletnie inne zakątki.

- Rozluźnij się.

Sądziłam, że się przesłyszałam. Spanikowana ścisnęłam poduszkę leżącą obok i podsunęłam się najwyżej jak mogłam na materacu łóżka.

- Rozluźnij się - klepnął mnie w czerwony od uderzeń jego bioder pośladek.

Przełknęłam głośno ślinę, chodź naprawdę się starałam to nie potrafiłam. Dalej wiedziałam, że przede mną znajdowała się okrutna bestia w ludzkim wcieleniu. Z całych sił chciałam pohamować krzyk który się we mnie rodził, jednak na marne.

Krzyknęłam tak głośno, że brunet zaprzestał wszystkich wcześniej wykonywanych czynności i zawisł nade mną.

- Co to miało znaczyć?!

- Błagam cię, zostaw mnie. Zostaw...- szeptałam, a panika we mnie rosła coraz to bardziej. Odcięta od świata popadłam w stany lękowe.

- Nie, wyraziłem się już jasno...

- Kurwa, Mosculio Ranches Garcia, gdzie ty się podziewasz?! Jeśli natychmiast nie wyjdziesz przeszukam cały dom i skopie twoją dupę! - dobiegł zza uchylonych drzwi obcy głos, tembr był na tyle poważny, że samej mi na ciele włoski stanęły jeszcze bardziej.

- Ja pierdole - napastnik zszedł ze mnie i powędrował do drzwi za którymi skrył się również kilka dni wcześniej. Wyszedł przebrany całkowicie w ciemną koszulkę i spodenki sportowe - Jeśli piśniesz chodź słowo, będzie z tobą w chuj źle, rozumiemy się?

Skinęłam nie wiedząc co się dzieje. Wyszedł napięty, a ja dopiero w tamtym momencie wzięłam spokojny wdech. Naciągnęłam na siebie pościel by zakryć swoje obrzydzenie.

Czułam do siebie cholerny wstręt, żałowałam, że nie miałam w sobie tyle odwagi by wymierzyć mu siarczystego policzka czy też po prostu znaleźć coś co by pomogło mi wyswobodzić się z jego klatki.

Drżałam nawet okryta ciepłą kołdrą, między udami moje otarcia zdawały się być już głębokimi ranami z których ciekła ścieżkami krew. Łkałam nas swoim nędznym losem.

Dziewiętnaście lat wcześniej...

- Tatusiu, a czy potwory istnieją? Babcia mówiła, że jeden jest pod moim łóżkiem - przytuliłam się do taty. Zerknęłam na mamę która uśmiechała się szeroko gdy wcierała krem w dłonie.

- Kochanie, nie słuchaj bredni babci, dobrze? Potwory istnieją, ale nie pod twoim łóżkiem - westchnął.

Dopiero wtedy zrozumiałam sens jego słów.

- Potwory istnieją, ale nie pod twoim łóżkiem.

Natrafiłam na takiego który krążył wśród normalnych, cywilizowanych ludzi. Namacalnie dał o sobie znać, dał również znać o swojej potędze którą trzymał tylko dla siebie.

Żywił się złem które wyrządzał. Cieszył się na widok łez, a wielkie podniecenie wkradało się wtedy gdy czynił akt ten brutalny. Na ziemi nie było nikogo gorszego, od niego.

- Zatłukę cię bracie, jeśli moje podejrzenia się sprawdzą...- dotarł do mnie nagle zgłuszony, kolejny męski głos.

Zakryłam głowę kołdrą, by...sama nie wiem co, może chciałam by ktoś jakimś cudem okazał się potwornym idiotą, i zdiagnozował, że jestem kupą z pościeli?

Zauroczeni w sobie |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz