19

151 8 1
                                    

Obudziłam się cała obolała. Wczorajszego dnia z pewnością przekroczyłam swoje granice i to były tego konsekwencje. Wstałam pospiesznie słysząc głosy z dołu. Wyjrzałam ostrożnie przez okno i zobaczyłam żołnierzy przeczesujących teren. Tak jak się spodziewałam zrobili na mnie obławę. Musiałam jak najszybciej uciekać z wyspy. Gdy już zniknęli mi z oczu, wyszłam z domku i przemieszczając się w koronach drzew zmierzałam do wioski Foosha. Zajęło mi to trochę czasu, jednak udało mi się to zrobić niepostrzeżenie. Wchodząc do domu Makino spostrzegłam ją siedzącą przy stole wraz z Dadan. Gdy mnie zobaczyły, wyglądały jakby kamień spadł im z serca.

-Sora, wróciłaś!

-Przepraszam jeśli was zmartwiłam, miałam coś do załatwienia. - odpowiedziałam.

-Żartujesz sobie? Jesteś na pierwszych stronach w porannej gazecie! - krzyknęła Makino, wciskając mi pod nos gazetę.

Na pierwszym zdjęciu byłam ja idąca z beznamietnym wyrazem twarzy przez miasto, a na drugim, powietrzny kolos na szczycie pałacu. Nagłówek brzmiał: "Gol D Sora pokazała światu swoją wściekłość!"

Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.

-Tak właśnie miało być. Wyszło nawet lepiej niż się spodziewałam. - przyznałam.
-Ale teraz niestety muszę was opuścić.

-Powinnaś już dawno być w drodze, w mieście podobno już jest admirał jak nie dwóch. - powiedziała Dadan z przekąsem.

-Cóż w takim razie idę. Nie zdziwię się, jeśli zaraz wbije tu Garp. Dziękuję wam za wszystko. Tak naprawdę nigdy nie będę w stanie zrekompensować wam wszystkiego, co dla mnie zrobiłyście.

-Nie przesadzaj. Co tak wielkiego dla ciebie zrobiłyśmy? - zapytała Dadan.

Podeszłam do nich i je przytuliłam.

-Byłyście dla mnie rodziną... - odpowiedziałam szczerze i się odwróciłam.
-A i jeszcze jedno... Ace przed śmiercią kazał mi was pozdrowić... Żegnajcie.

Wybiegłam z budynku na nic nie zważając i ruszyłam z powrotem na morze. Przez jakiś czas miałam na ogonie marynarkę, ale udało mi się ich zgubić. Moim celem była teraz pewna opuszczona wyspa. Potrzebowałam pilnej rady. Dotarcie tam zajęło mi kilka tygodni, ze względu na to, że znajdowała się na South Blue, przez co musiałam przepłynąć przez Grand Line. Wyspa była klimatu umiarkowanego, ciepłego, składająca się z samych kwiecistych pól i gdzieniegdzie stojących skał i kamieni. Była mała, a ziemię na niej nie były zbyt urodzajne, przez co nikt nie zdecydował się na niej osiedlić. Oprócz jednej osoby, która była tam tylko dlatego, by żyć samotnie.

Wychodząc z łodzi z lekkim wahaniem, skierowałam się do serca wyspy. Już z daleka ujrzałam mały domek z kamienia i ogromny, dobrze zadbany ogródek. Za otoczoną niskim żywopłotem posiadłością znajdowało się pastwisko otoczone kamienną zagrodą, z kilkoma kozami, kurami i bydłem, jak i również budynki gospodarcze, a z tyłu rozciągały się skromne pola żyta. Uśmiechnęłam się na ten widok. Ostatnim razem, gdy tu byłam, czyli jakieś cztery lata temu, gospodarstwo nie było tak rozbudowane, a ogródka nie było wcale. Teraz wszystko było właściwie zagospodarowane i wszystko ogarniał sam. Nawet nawiózł pola wzbogacając glebę w składniki mineralne, co przyczyniło się do wydania przez rośliny zadowalającego owocu, nawet na tak ubogiej ziemi.

(autorka chodzi do technikum o profilu rolniczym i powinna w tym momencie uczyć się z produkcji roślinnej, pozdro ~ dop. aut.)

Będąc już przy budynku, otworzyłam furtkę i wolnym krokiem przeszłam przez ogródek, aż natrafiłam na drzwi chałupy. Wyczuwając, że jest w środku, bez najmniejszego zawahania zapukałam do drzwi i usłyszałam szmery ze środka.

|Odnaleźć Swoje Szczęście| One PieceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz