-Ile już zebraliśmy?
-Trzydzieści cztery.
-Sama szybciej bym to zrobiła. - przewróciłam oczami.
-Byś się spowolniła, wpadając w mnóstwo tarapatów. - prychnął Law.
-Hmm racja, ale nie mamy do czynienia z jakimiś super mocnymi piratami, więc to wcale nie takie trudne zadanie i nie dałoby z tego dużo kłopotów.
-Kłóciłbym się, jest wiele możliwości, ale z tobą nie ma sensu się kłócić, bo nawet jeśli nie masz racji to nie dasz za wygraną i próbujesz udowodnić że masz racje. - odpowiedział pocierając skroń.
-Pff zawsze mam rację.
-Właśnie o tym mówiłem. - powiedział zirytowany.
Cały dzień siedziałam z nim w jego biurze i skutecznie go denerwowałam, a jego zmęczenie i zirytowanie wprost z niego emanowało.
-Przynieś mi kawę. - powiedział po chwili.
Ta akurat to zrobię.
-Nic nie muszee. - odpowiedziałam śpiewająco, zajęta przeglądaniem obrazków w przypadkowej książce.
-Musisz mała cholero. Rozkaz kapitana.
-Mała jest twoja pała. - zażartowałam głupim tekstem.
I tyle wystarczyło aby ostatnia żyłka dzisiejszego dnia pękła...
Zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch byłam przyciśnięta do ściany za ramiona. Law nie ukrywał swojej wściekłości. Że też musiałam być tak uparta.
-Wkurwiasz mnie cały dzień, nie możesz usiedzieć przez kilka minut w jednym miejscu, co chwila narzekasz i coś psujesz, a do tego nie możesz wykonać jednego pieprzonego rozkazu. Nie mam pojęcia czy robisz to speclajnie czy jesteś taka głupia i niezdarna. Najchętniej w tym momencie bym wyrzucił cię za burtę, ale nie mogę tego zrobić. - wysyczał niskim głosem.
Moje oczy błysnęły niby psotnie a na ustach pojawił się grymas przypominający uśmiech.
-Dlaczego nie możesz? Trzymasz mnie tu na siłę. Na nic ci się jeszcze nie przydałam, do tego jestem problemem... Powiedz mi, jaki jest prawdziwy powód dla którego mnie tu wciąż trzymasz. - wychrypiałam z pełną powagą i zabójczym wzrokiem.
Jego oczy nieco zmiękły i puścił mnie, jednak nie oddalił się odemnie i dalej gromił mnie wzrokiem.
Coś musiało być na rzeczy. Robiłam tak dużo by wyprowadzić go z równowagi, tak by albo mi powiedział o co chodzi, albo od razu wywalił mnie z załogi. Krążyła za mną klątwa. Wszędzie gdzie się pojawiłam przynosiłam nieszczęście, a dłuższe kontakty z ludźmi sprawiały, że się za bardzo przywiązywałam. Nie chcę znowu być zraniona stratą bliskiej osoby. Za dużo już w tym moim krótkim życiu przeszłam żeby uwierzyć w to że mam jakąś szanse na to by znaleźć szczęście.
Mężczyzna warknął odsuwając się odemnie i bez słowa się teleportował znikając z pokoju. Ze złością uderzyłam pięścią w ścianę za mną, robiąc spore wgniecenie. Nie mogłam tu zostać. Chciałam jak najszybciej stamtąd zniknąć. Law definitywnie trzymal mnie tu na siłę z jakichś powodów. Jasne zastanawiałam się nad tym czy tu zostać, ale natrętne myśli wciąż mi podpowiadały, że jestem skazana na samotność. A będąc samotną przynajmniej nie będę miała żadnych zobowiązań. Będę wolna. Tak myślę...
Obmyślając szybki plan ucieczki przystąpiłam do działania i skierowałam się do sterowni.
-Hej chłopacy! - przywitałam się widząc Sachachiego i Pingwina.
CZYTASZ
|Odnaleźć Swoje Szczęście| One Piece
Fanfiction-Sora... Już zawsze będę przy tobie. (...) Obiecaj mi, że nie ważne co, będziesz nadal żyć beze mnie. *** -Idę do ciebie Ace. - powiedziałam zamykając oczy z których popłynęły łzy. -Nigdzie nie idziesz idiotko! *** W życiu Sory wydarzyło się wiele...