Nastał kolejny dzień. Mijałam się kilka razy z moim kapitanem, ale żadne z nas najwyraźniej nie miało nawet chęci na konfrontację. Stwierdziłam, że póki sam do mnie nie podejdzie i wyjaśni o co mu chodzi, nie zrobię pierwszego ruchu. W końcu to on miał do mnie problem, a nie ja do niego. Jednak mimo tych uwag, nadal czułam się źle. Nie chciałam, żeby mnie unikał. To raniło. Czy on nie wiedział, ile to dla mnie znaczy? Czy postanowi to po prostu przemilczeć?
W mojej głowie pojawiało się mnóstwo pytań, ale na szczęście dużo się działo, co pozwalało mi chwilowo o tym zapominać. Dzisiejszego dnia przesiedliśmy się na statek Bartoromeo i tak jak zapowiadał, wszyscy byli zdziwieni jego statkiem, jak i poziomem jego obsesji na punkcie Luffy'iego. Postanowiłam się w to zbytnio nie zagłębiać, stwierdzając, że w dzisiejszych czasach ludzie mają różne dziwactwa.
Gdy wszyscy już się zadomowili na statku, tematem rozmów stały się nasze nowe nagrody za głowę. Moja poszybowała w górę o sto milionów beri. Moim zdaniem było tak tylko z reguły, bo byłam córką króla piratów, a że też się tam pojawiłam było widocznie przełomowe dla marynarki. Uważałam, że Luffy już mnie przerósł w sile i moja nagroda nie powinna być wyższa od jego.
Do Zou został nam tydzień drogi. Już wiedziałam, że będę się nudzić. Przez to tym bardziej nie podobał mi się fakt napięcia z Lawem. Lubiłam przy nim siedzieć, gdy się nudziłam, ale teraz nie mogłam. Nie mogłam dać mu poznać, że mi go brakuje. Postanowiłam więc, że spróbuję go sprowokować do konfrontacji, tylko musiałam jeszcze wymyślić w jaki sposób.
Na ten moment byłam w trakcie zwiedzania statku. Był dużo mniejszy niż poprzedni, przez co wszyscy będą musieli spać razem na głównym pokładzie, ponieważ nie było wolnych pokojów. Ale ja znalazłam lepsze miejsce przy drzewkach pomarańczowych. Chcąc zaklepać sobie miejsce, wzięłam z pokładu bezpańską poduszkę i wróciłam. Jednak tu się zaskoczyłam.
-Hej, to moje miejsce. - powiedziałam ze skrzyżowanymi rękami, patrząc na intruza opartego o pień drzewa.
-Było wolne to zająłem. - odpowiedział otwierając jedno oko, a tak właściwie to jego jedyne.
-Poszłam dosłownie na chwilkę. - odpowiedziałam sfrustrowana.
-Naprzeciwko masz takie samo drzewo o które możesz się oprzeć.
-Ale tamto nie jest porośnięte takim mięciutkim mchem.
-Przecież masz poduszkę. - dalej był uparty.
-No proooszę, Zoroo. - powiedziałam błagalnym głosem, starając się mu zagrać na emocjach.
-Tsk, przekonaj mnie. - mlasknął ze zrezygnowaniem.
-Napijmy się. - zaproponowałam z błyskiem w oku, wiedząc że już wygrałam.
Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech. Przesunął się lekko w bok i wskazał miejsce obok siebie. Z radością pobiegłam szybko po kilka trunków do kuchni i wróciłam siadając we wskazane przez niego miejsce. Podałam mu butelkę po czym otworzyłam swoją i zaczęliśmy delektować się smakiem w ciszy.
-Więc, ty i Trafalgar siebie unikacie? - wypalił nagle na co się zakrztusiłam.
-...Nie. - odpowiedziałam niezręcznie.
-Zazwyczaj albo on biega za tobą, albo ty za nim, a nagle w jeden dzień nie wymieniliście nawet jednego spojrzenia. - powiedział, patrząc na mnie z powątpiewaniem.
Westchnęłam wbijając wzrok w ziemię. Czy chciałam się teraz komuś zwierzać? Nie byłam pewna. Czy to by cokolwiek dało? Tego też nie wiedziałam. Nie myślałam też, że Zoro będzie osobą, która mogłaby poruszyć taki temat.
CZYTASZ
|Odnaleźć Swoje Szczęście| One Piece
Fanfiction-Sora... Już zawsze będę przy tobie. (...) Obiecaj mi, że nie ważne co, będziesz nadal żyć beze mnie. *** -Idę do ciebie Ace. - powiedziałam zamykając oczy z których popłynęły łzy. -Nigdzie nie idziesz idiotko! *** W życiu Sory wydarzyło się wiele...