-Aaaahhh! - ziewnęłam wybudzając się z krótkiego snu na niewygodnym fotelu.
Rozciągnęłam się na wszystkie strony, co z boku mogło wyglądać, jakbym była opętana. Bepo siedzący obok tylko wzdrygnął się na ten widok, ponieważ był już dla niego codzienny. Jego pierwsza reakcja była bezcenna, lecz sama na tym ucierpiałam, bo gdy wydał z siebie przeraźliwy krzyk, sama się przestraszyłam i wylądowałam na podłodze.
Biedny Bepo przez ostatni tydzień musiał mierzyć się z moją obecnością. Przez pierwsze dni był miażdżony przez moje uściski, a po kilku dniach gdy mi się znudziło to po prostu nic nie robiłam i spałam cały dzień, przy okazji zarabiając z pięści w głowę, na przebudzenie, za każdym razem, gdy Law przychodził na kontrolę. Więc żeby mieć spokój, kazałam Bepo budzić mnie kiedy przyjdzie kapitan i miał przez to podwójną robotę. Z kolei w niektóre dni byłam tak wygadana, że mink nie mógł się skupić, co kilka razy prawie by wywołało zderzenie ze skałą lub ogromną rybą. Akurat w tych sytuacjach na coś się zdałam i w końcu przejmowałam stery. Oprócz tego robiłam wiele innych denerwujących rzeczy, które nie dawały niedźwiedziowi spokoju. Ale obiecał mi, że nie powie kapitanowi, żeby przeniósł mnie na inne stanowisko. W sensie, zgodził się, za małą namową.
Po prostu, nie chciałam być przeniesiona z tak spokojnego stanowiska, do takiego, które jest zbyt ruchliwe. Może to drugie mogłoby mi bardziej zająć głowę, jednak nie chciałam tego. Nie ważne jak dużo bym myślała, wciąż byłabym tak samo złamana. Do tego nie mialam ochoty teraz zadawać się z ludźmi, a gdy już musiałam zawsze towarzyszył mi przywdziany uśmiech, który w pełni wystarczał, by inni myśleli, że wszystko w porządku. Może siebie też próbowałam zmylić?
-Oi Bepo, jesteśmy już na Sabaody?- zapytałam przecierając oczy.
-Zostało piętnaście minut. - odpowiedział, tylko na mnie zerkając.
-Co tak długo? Co ja mam robić przez ten czas? - narzekałam.
-Przepraszam!
To była jedna z najczęstrzych reakcji Bepo. Na początku była słodka, ale z czasem zaczęła już mnie powoli wkurzać.
-Po cholerę przepraszasz?
-Przepraszam.
Pokręciłam głową z małym uśmiechem i rozsiadłam się z powrotem, bokiem na fotelu. Zdecydowałam już na spokojnie odczekać aż przypłyniemy, po czym od razu opuszczę statek i pójdę coś złupić, a może odwiedzę Shakky.
Myśląc o moich możliwościach na wyspie, sięgnęłam ręką po nieotwarte piwo i otworzyłam o oparcie fotela. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł kapitan, a w mojej dłoni zamiast butelki pojawił się jakiś syrop.
-Ej! Co to jest?- zapytałam obracając rzecz w dłoni.
-Jesteś blada i chuda. Potrzebujesz witamin i składników odżywczych, do tego musisz jeść więcej i zdrowiej. - powiedział stanowczo gromiąc mnie ostrym spojrzeniem.
Spojrzałam na niego ze zirytowanym grymasem.
-Jaki masz problem? Przecież nie robię sobie jakiejś głodówki, jem codziennie no i cóż poradzę na to, że tylko mięso mnie zadowala? - wzruszyłam ramionami.
Co prawda miałam ostatnio mniejszy apetyt i mniej jadłam, ale nie byłam na tyle głupia by się zagłodzić. Mój tyłek by na tym ucierpiał, a osobie ie bardzo podoba mi się mój tyłek.
-Wiesz, że nie wygrasz w tego typu dyskusji z lekarzem, więc narazie po prostu wypij to gówno, a zdrowsze posiłki to ja Ci już załatwię. - prychnął z irytacją.
Nadal zastanawiam się, dlaczego on chce mnie w swojej załodze. Ja bym mnie nie chciała. A do tego wydaje mi się, że stara się o mnie dbać. Jak przystało na dobrego kapitana. Mogłabym go nawet polubić, ale nie mogę przestać go od siebie odpychać takk jak całej reszty. Bo co mi da przywiązanie? Tylko ból.
CZYTASZ
|Odnaleźć Swoje Szczęście| One Piece
Fanfiction-Sora... Już zawsze będę przy tobie. (...) Obiecaj mi, że nie ważne co, będziesz nadal żyć beze mnie. *** -Idę do ciebie Ace. - powiedziałam zamykając oczy z których popłynęły łzy. -Nigdzie nie idziesz idiotko! *** W życiu Sory wydarzyło się wiele...