24

107 9 0
                                    

Przed kapitanem było dużo pracy. A przede mną dużo nauki. Układ z Cezarem popłacał. Nie dość, że mieliśmy kryjówkę, to jeszcze Law mógł mnie uczyć swoich umiejętności podczas leczenia ludzi Cezara. Jednak minęły dopiero dwa tygodnie. Chociaż tyle dobrego, że z Law się nie pozabijaliśmy dzieląc pokój. Ale już sama nie wiedziałam, co lepsze, czy to, że się jeszcze nie pozabijaliśmy, czy to, że każdego dnia Law dokuczał mi jak tylko mógł. Nagle stał się bardzo drażliwy w stosunku do mnie. Mówił, że załatwi farelkę do ogrzania naszego pokoju, ale albo Cezar nie posiadał takowych na stanie, albo Law wcisnął mi kit i przez to ma pretekst żebyśmy spali razem w łóżku aby się ogrzać. Opisałabym to w dwóch słowach: hormony buzują. Jak ja biedna dziewica miałam sobie z tym poradzić? Gdybym miała pokój osobno byłoby o niebo lepiej. A z drugiej strony dziwiłam się, jak on sam mógł tak spokojnie się wokół mnie zachowywać, kiedy jego zwykłą naturą było trzymanie dystansu. Dla niego, pewnie i tak, to nic nie znaczyło. Gdyby tylko wiedział, jak to na mnie wpływa... Czułam się jak nastolatka zakochana w szkolnym bad boyu, który robi jej zbędną nadzieję dla zabawy. Jaki miał w tym cel? Czy po prostu znalazł sposób aby odwdzięczyć się za moje psoty i to teraz wykorzystuje? Czy w końcu przestanie?

-Hej, mówię do ciebie!

-C-co? - wybudziłam się z myśli.

-Podaj mi skalpel. - powiedział Law.

Podałam mu przedmiot i wróciłam do obserwacji jego działań. Przeprowadzaliśmy kolejną operacje wszczepiania dolnych kończyn podwładnemu Cezara. Codziennie robiliśmy około siedmiu operacji. Ta była ostatnia tego dnia. Sala operacyjna miała z jednej strony okno zamiast ściany, przez które Cezar często obserwował nasze operacje. Nie lubiłam tego człowieka. Już od początku mi się nie podobał. Był szaleńcem. Nie miał skrupułów aby robić te swoje testy na żywych ludziach. Zero współczucia, zero zauważania wartości drugiego człowieka. Od kapitana dowiedziałam się nawet, że ludzie których operujemy byli zatruci przez gaz, który ten popapraniec stworzył, a ci zaczęli go czcić dlatego, że później im pomógł dla własnych korzyści.

-Gotowe. - powiedział Law zakańczając operacje.
-Wstań i zobacz, czy wszystko gra.

-Udało się! Mogę znów chodzić! Nie wiem jak mam się odwdzięczyć! - zawołał nasz pacjęt.

-Nie ty się nam odwdzięczysz. Możesz wyjść. - powiedział monotonnie.

Mężczyzna wyszedł, a my umyliśmy ręce i zaczęliśmy sprzątać miejsce pracy. Law zawsze po prawie całym dniu używania swojej mocy był bardzo padnięty, a jego wory pod oczami stały się bardziej widoczne.

-Usiądź Law, ja posprzątam. - powiedziałam i podeszłam do niego aby zdjąć jego fartuch lekarski.

-Ostatnio jesteś zbyt miła, Sora. - zakpił z uśmieszkiem i złapał moje ręce, gdy położyłam je na jego fartuchu chcąc go zdjąć.

Zarumieniłam się obficie i nie odpowiadając, popchnęłam go na najbliższe krzesło, aby mógł spocząć i wywinęłam swoje dłonie z jego. Sama zdjęłam swój fartuch odwieszając go i zabrałam się za sprzątanie i odkażanie narzędzi medycznych.

-Dobrze ci już Ci idzie to co ci dotychczas pokazałem. - powiedział Law bacznie obserwując moje ruchy.

-Staram się jak mogę. - odpowiedziałam nie przerywając mojej pracy, dalej zarumieniona, ale również dumna z jego pochwały.
-Myślałam, że jeśli szybciej będę wiedzieć, co robić, to będę mogła cię trochę zastąpić. Widzę jak bardzo jesteś wyczerpany przez ciągłe używanie diabelskiego owocu. - dodałam.

-Nie jest tak źle. - zaprzeczył.

-Law, nie oszukujmy się. Już bez tego jesteś dosyć zmęczony, bo śpisz tylko po parę godzin dziennie. A moim obowiązkiem jako członka twojej załogi, jest wspieranie i ochrona kapitana ponad własne dobro.

|Odnaleźć Swoje Szczęście| One PieceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz