23.

40 0 0
                                    

Carlo wpatruje się we mnie niepewnie. Poniekąd go rozumiem. Nie wychowywaliśmy się razem. I choć jest ode mnie niewiele starszy, dalej traktuje mnie jak małolatę, która nie ma najmniejszego pojęcia, co robi. Otóż nic bardziej mylnego...

Delikatnie obracam w dłoniach metalowe urządzenie. Czuję, jak kropelki potu ściekają po mojej skroni. Carlo wydaje z siebie jakiś pomruk. Zza drzwi dobiegają podniesione głosy. Przechylam głowę w prawo, pocierając raz o raz brodą o ramię. Węzeł jest na tyle luźny, że w końcu opaska opada wzdłuż szyi. Oddycham z ulgą i zabieram się do przecinana sznura okalającego moje nadgarstki.

Na zewnątrz słychać trzask drzwi i po chwili pomruk silnika. Zamieram na chwilę, by się upewnić, że nikt do nas nie zajrzy. Odczekuję piętnaście sekund i wracam do pracy. 

Po kilku minutach żmudnej pracy węzeł się poluzowuje i udaje mi się go rozplątać. Sięgam do kostek i odwiązuję kolejny. Podnoszę się z krzesła i przeciągam najmocniej, jak się da. Kręcę głową i ruszam do wyjścia. Zatrzymuje mnie jednak drażniący odgłos. Nim zdążę otworzyć drzwi, odwracam się, by popatrzeć jak mój jedyny braciszek nerwowo skacze na krześle. 

- No co? - pytam. Wydaje z siebie jakiś pomruk, częściowo zniekształcony przez materiał osłaniający jego twarz. 

- Chciałbyś wyjść ze mną? - proponuję. Posyła mi ponure spojrzenie. 

- Uznam to za tak - stwierdzam i idę go rozwiązać. Gdy tylko go uwalniam, zasuwa mi niezbyt silny cios w przedramię. Warczę ostrzegawczo. 

- Nie wierzę, że to powiem... - mówi - Ale... cholernie dobry ten plan. 

Ruszamy w stronę wyjścia. To oczywiste, że plan jest dobry. Gdyby tylko Carlo zdawał sobie sprawę z faktu, że Victor nie uznaje planów awaryjnych... Albo coś udaje się w stu procentach, albo coś wali się w stu procentach...

Jednak nie czas i miejsce, by o tym rozmawiać. Odnajduję telefon na stoliku, co świadczy o kolejnym amatorskim podejściu Sydney do sprawy, i wstukuję numer. 

- Tak? - słyszę po drugiej stronie niski głos.

- Mógłbyś wysłać kogoś do domu Fiore, by postawił go na nogi. Będzie potrzebny nam raczej żywy - informuję rozmówcę. 

- Osobiście się tym zajmę... Nic wam nie jest? - pyta Victor. Wzdycham przeciągle, oglądając się na Carlo. Nie mogę zbyt długo odwlekać tego momentu. Podaję mu urządzenie. Carlo przejmuje je i po chwili wahania, przykłada telefon do ucha.

- Dzięki za troskę, tatuśku - rzuca. Oddalam się, by mogli w spokoju porozmawiać. 

Wchodzę do kuchni i wyciągam z lodówki karton pomarańczowego soku. Pociągam kilka łyków i odstawiam go na miejsce. Myślami wracam do pierwszego dnia, w którym spotkałam Carlo proponującego mi pieniądze w zamian za zdradzenie planów Victora. Im dłużej o tym rozmyślam, tym większą zyskuję pewność, że wkopałam się w niezłe bagno... 

Jeszcze kilkanaście tygodni temu moje życie krążyło wokół uniwerku, Chloe i Audrey oraz szkolnej miłości - Nicolasa... Później zjawił się Andrew, Carlo, Fiore... Kręcę głową. Jeśli najlepszym wyjściem będzie odsunięcie od siebie podejrzeć Hazel, które prędzej czy później wzbudzą zainteresowanie Daniela, wymyślając kolejny stek bzdur... Nie powinno być to dla mnie nic trudnego... W końcu nie od dziś okłamuję niemalże każdego, kto pojawia się w moim życiu...

Odwracam się gwałtownie, wyczuwając czyjąś obecność w pokoju. Carlo oddaje mi telefon i opiera się o lodówkę. 

- Przeklęty staruszek chyba się starzeje - stwierdza. 

The daughter of the crimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz