42.

32 0 0
                                    

Odkładam książkę na bok i wbijam wzrok w sufit. Lee od godziny krząta się po kuchni. Naliczyłam sto czterdzieści dwa kroki, które wykonał. Patrzenie na niego gdy pracuje, mogę obecnie nazwać rozrywką. 

Od dwóch tygodni obserwuję go, gdy przemieszcza się po domu, najczęściej po kuchni i po salonie, i wykonuje jakieś niewielkie prace. Jednego dnia malował ścianę, bo była zarysowana. Innego naprawiał kran w kuchni. Kolejnego dnia przybijał półki do ściany, by poukładać na nich książki, które ktoś pozostawił w kartonie. 

Zdążyłam zauważyć, że Lee zbyt długo nie potrafi wysiedzieć w miejscu. Musi non stop się przemieszczać. Od mniej więcej tygodnia znaczną część dnia spędza w kuchni. Wydaje mu się, że nie wiem, że mnie unika. Nie mówię mu o tym, bo faktycznie ostatnio zbyt długo nie rozmawiamy. 

Nagle z kuchni dobiega wrzask. Podnoszę się z kanapy i biegnę w jego stronę. Lee trzyma się za nadgarstek i wymachuje rękoma na prawo i lewo. Nie zbliżał się do piekarnika, kuchenka też jest wyłączona, więc raczej się nie oparzył. Na blacie dostrzegam tylko deskę do krojenia i cebulę. 

- Niech zgadnę... Nadwyrężyłeś sobie nadgarstek... - rzucam, nie mogąc ukryć uśmiechu wypełzającego na twarz. Lee ogląda się przez ramię.

- To wcale nie jest zabawne.

- Gdybyś widział samego siebie moimi oczami przez ostatnie dwa tygodnie, bawiłbyś się równie świetnie, co ja.

- Ciężko pracuję, podczas gdy ty czytasz...Książkę? Od dwóch tygodni tę samą?

- Jest... specyficzna.

- Powiedz to. Powiedz po prostu, że jest okropnie nudna. 

Wywracam oczami. Podchodzę do szafki po prawej, bo tam trzymamy koszyk z lekami. Odnajduję maść rozgrzewającą i nakładam trochę na palec. 

- Co... ? - zaczyna Lee, ale nim udaje mu się skończyć, chwytam go za bolący nadgarstek. Powoli i dokładnie zaczynam wcierać maść. 

- Nie musisz... - burczy pod nosem.

- Może gdybyś mnie nie unikał i posiedział przez jeden dzień w salonie, to do niczego takiego by nie doszło - zauważam. 

- Wcale cię nie unikam - mruczy cicho, odwracając wzrok. 

- Wcale - powtarzam. Odkładam koszyk do szafki i podchodzę umyć ręce. 

- Mógłbyś siąść i nie ruszać się choćby przez pięć minut? Skończę przygotowywać obiad. 

Nie muszę podnosić przykrywki garnka, by wiedzieć, co jest w środku. Kolejny dzień jedzenia makaronu... To cud, że chociaż sos się zmienia...

Jestem w trakcie krojenia cebuli, kiedy dostrzegam tablet oparty o ścianę. Bez problemu odblokowuję go. Na ekranie widnieje przepis na lazanię. Oglądam się przez ramię na Lee. Nie próbuje ukryć faktu, że przez cały czas mnie obserwuje. 

- No co? - rzuca lekko zirytowanym głosem.

- A czy ja coś mówię? - odpowiadam, wzruszając ramionami. 

Znam Lee od bardzo dawna. Prawie całe życie. Ma cechy, które są mi bardzo dobrze znane, ale bywa też niezwykle... spontaniczny. Podczas, gdy ja uwielbiam mieć wszystko pod kontrolą, Lee w tej kwestii jest moim przeciwieństwem. 

Mogłabym rozmyślać nad tym, jak wyglądało nasze życie w dniu, gdy się spotkaliśmy. A także porównać je z tym, jak bardzo się zmieniło, gdy już staliśmy się wzajemnie częścią naszego życia. Potrafiłabym wymienić wszystko, co sprawiło, że obecność Lee w moim życiu stała się koniecznością. 

The daughter of the crimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz