Epilog

67 0 0
                                    

Trzy dni później...

Czekam w tłumie pasażerów aż Lee pokaże swój bilet do kontroli. Jesteśmy właśnie na lotnisku w Las Vegas. Wybraliśmy to miasto, ponieważ było najbliżej. Nie mogliśmy jeszcze wrócić do Los Angeles. Wciąż nie uzyskaliśmy informacji o Danielu. Nie wiemy, czy Andrew, mój były ochroniarz, a tak naprawdę agent próbujący zatrzymać mojego ojca, wyznał mu prawdę. 

Na lotnisku jest mnóstwo ludzi. Nic dziwnego, skoro mamy już koniec września. Gdybym była w domu w LA, pewnie właśnie świętowałabym z przyjaciółmi ostanie dni wakacji. Pomyślałby kto, że do niedawna chodziłam na zajęcia na uniwerku. Popołudniami pracowałam też w Sage' s. W ciągu zaledwie kilku miesięcy moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. 

Za czterdzieści minut startuje nasz samolot do Chicago. Oglądam się przez ramię, ale kolejka, w której stoi Lee nie przesunęła się choćby o milimetr. Spoglądam przez szybę na samolot stojący na płycie lotniska. 

Dosyć późno podjęliśmy decyzję o wylocie do Chicago. Bilety kupiliśmy wczoraj rano. Rozmawialiśmy akurat o planach związanych z Casamarlo, gdy wspomniałam Lee, że Victor intensywnie poszukuje mojej matki. Lee zamyślił się na chwilę, po czym stwierdził, że to najwyższy czas wrócić do domu. 

Jeszcze przed wyjazdem z Bakersfield Lee spytał mnie zaledwie osiem razy, czy nie przeszkadza mi fakt, że nie będziemy siedzieć obok siebie w samolocie. Jego miejsce będzie z tyłu, a moje gdzieś pośrodku. Nie miałam nic przeciwko. Wprawdzie liczyłam na to, że uda mi przejrzeć dokumenty w kopercie, którą znalazłam pod kredensem. Przez ostatnie dni nie miałam okazji, bo Lee postanowił spędzać ze mną ciche popołudnia. Siedział na swojej kanapie i czytał książkę. 

- Idziemy? - głos Lee rozbrzmiewa przy moim uchu. Wzdrygam się lekko. 

- Wszystko okej? - pyta.

- Denerwuję się. Ale tylko troszeczkę...

- Że wracasz do domu? Daj spokój, Cécile, to w końcu też twój dom.

- Cieszę się, że wracam do niego akurat z tobą.

W policzkach Lee pojawiają się dołeczki. 

- Wiem też, że zabrałaś ze sobą kopertę - oznajmia. Jestem tak zaskoczona, że nie odpowiadam od razu. 

- Będziesz miała prawie 4 godziny, by zapoznać się z jej zawartością. 

- Wiedziałeś?

- Od momentu, gdy zobaczyłem, jak kucasz przy kredensie. 

- Dlaczego nie wspomniałeś o tym wcześniej?

Zwleka z odpowiedzią.

- Uznałem, że masz prawo poznać prawdę... Jeśli poczujesz się po niej gorzej, daj mi znać... To mój numer siedzenia - podaje mi małą karteczkę. 

- Jest aż tak źle? 

Lee uśmiecha się, ale jest to wymuszony uśmiech.

- Z czasem będzie lepiej. 

Ruszamy przejściem do samolotu. Wchodzimy jednym wejściem, a później rozdzielamy się. Mam miejsce przy oknie. Od razu wyciągam z bagażu podręcznego kopertę, a torbę wkładam do schowka nad głową. Siadam w fotelu i jeszcze zanim pozostali pasażerowie się zbiorą, odklejam kopertę i wyciągam jej zawartość. 

Oprócz pliku kartek, raportów i zdjęć jest też kilka szkiców. Osoba, która widnieje na jednym z rysunków jest bardzo podobna do mnie. Zaraz, zaraz... To przecież ja. Widać małe niedociągnięcia, ale szkic przedstawia mnie. Sięgam po pierwszy raport z brzegu. To dokument lekarski. Informuje o operacji młodej dziewczyny po postrzale. Przebiegam szybko wzrokiem po tekście. Kula trafiła dziewczynę z niewielkiej odległości, strzelec znajdował się prawdopodobnie niecały metr od niej. Pocisk trafił kilka centymetrów na lewo od serca. Lekarz podkreśla, że te kilka centymetrów robi ogromną różnicę. 

Kolejny raport to oświadczenie policyjne. Przy drodze krajowej znaleziono ślady krwi. Po poddaniu jej analizie stwierdzono, że to krew rannej dziewczyny. Na poboczu znaleziono także ślady opon. Prawdopodobnie samochód zjechał na kilka sekund na żwirową drogę, pozostawiając charakterystyczny ślad. Z prawdopodobieństwem 99% był to żółty Ford Mustang GT. 

Z dokumentów wynika też, że czterdzieści minut wcześniej pojazd ten zatrzymał się na pobliskiej stacji benzynowej. W raporcie załączono także zdjęcie z monitoringu, na którym widać ciemnowłosego mężczyznę po dwudziestce. 

Wertuję kartki aż docieram do ostatniej. Wygląda na to, że brakuje jeszcze jednej strony, bo tekst raportu urywa się w tym miejscu. U szczytu karki zauważam zdjęcie przypięte spinaczem. 

Z głośnika pada komunikat z prośbą o zapięcie pasów przed startem. Nie reaguję, ponieważ moje myśli skupiają się właśnie na tym, co widzę. Na zdjęciu z monitoringu mężczyzna wydaje się spokojny. Nie wygląda jak człowiek, który za chwilę miałby umyślnie skrzywdzić drugiego człowieka. Powinnam chyba poczuć ulgę. Zamiast tego robi mi się duszno. Wyciągam dłoń w stronę małego okienka. To nie pierwszy raz, gdy mam atak paniki. Próbuję skupić się na prawidłowym oddychaniu. Jednak myślami wracam do tamtego dnia...

Biegnę przed siebie napędzana adrenaliną. Dla takich dni, jak ten nie żałuję porannego joggingu. W oddali dostrzegam światła reflektorów. To samochód. Zaczynam intensywnie wymachiwać rękoma w jego stronę. W myślach błagam kierowcę, by się zatrzymał. Auto zwalnia obok mnie, a szyba od strony pasażera opuszcza się. Po chwili słyszę huk. Wstrzymuję oddech. Chciałabym zadzwonić po pomoc, ale mój telefon został gdzieś w błocie. Chociaż prawdopodobnie nie byłabym w stanie... Ciemniej mi przed oczami. Jeszcze zanim stracę przytomność, próbuję zapamiętać twarz osoby, która mnie postrzeliła. Potrafię być mściwa. Gdziekolwiek bym nie była, wrócę, by się zemścić. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam przed utratą przytomności, to twarz mężczyzny. Jest cholernie przystojny. I bardzo, ale to bardzo w moim typie. Potem jest tylko ciemność. 

- Proszę zapiąć pasy - dociera do mnie głos stewardesy. Ale ja nie mogę oddychać. Coś pojawia się obok kobiety i rozpoznaję głos Lee:

- Oddychaj razem ze mną. Wdech i wydech. Dobrze... Jeszcze raz. Wdech i wydech. Powoli... 

Doceniam to, że Lee stara się mi pomóc. Jednak nic nie zmieni faktu, że osobą, która niemal wyprawiła mnie na tamten świat jest Fiore Della Rubio. 

The daughter of the crimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz